Sześćdziesiąty dziewiąty

W listopadzie 1968 r. Serge Gainsbourg i Jane Birkin nagrywają w Londynie piosenkę z refrenem: „Sześćdziesiąt dziewięć – erotyczny rok”. 13 miesięcy później na torze Altamont osiemnastolatek zostaje złożony w ofierze nowej dekadzie. Dzieje toczą się na opak.

09.12.2019

Czyta się kilka minut

Festiwal Woodstock, sierpień 1969 r. / ELLIOTT LANDY / MAGNUM PHOTOS / FORUM
Festiwal Woodstock, sierpień 1969 r. / ELLIOTT LANDY / MAGNUM PHOTOS / FORUM

Ukazała się u nas gruba (arcy­ciekawa, choć niestety niechlujnie zredagowana) książka Jona ­Savage’a „1966. Rok, w którym eksplodowała dekada”. Autor dowodzi, że tytułowy rok był przełomowy dla Zachodu, zważywszy na przemiany w modzie i przede wszystkim na eskalację protestów antywojennych i ruchów na rzecz praw rozmaitych wykluczonych grup społecznych. Ten ferwor miał znaleźć swoją kulminację w rozwibrowanym od ulicznych emocji roku 1968 – Warszawa, Paryż, Londyn, Berlin, Miasto Meksyk, Praga to tylko niektóre ogniska napięć i otwartych konfliktów.

Liczba zeszłorocznych publikacji wspominających ’68 sięgała ekstatycznych rekordów. Jakby 50 lat temu zaczęła się nasza współczesność.

BO TEŻ ROK 1968 WIELE NAOBIECYWAŁ. Był czasem rewolty, która miała przynieść trwałe zmiany w świadomości. Tlił się w nim też puls flower-power. Premierę miał musical „Hair”. Z anarchii hipisów i determinacji ruchów wolnościowych miała zrodzić się alternatywa dla bezpiecznego konformizmu powojennego ładu świata.

Także w muzyce popularnej rok 1968 to był czas nowego otwarcia. Dwa tria – Jimi Hendrix Experience i Cream – utrwalają położone przez siebie rok wcześniej podwaliny pod psychodeliczny hard rock. Pojawiają się pierwsze jaskółki minimalistycznej muzyki elektronicznej (amerykański duet Silver Apples). Wielobarwny konglomerat Sly & the Family Stone serwuje soul multi-kulti w „Dance to the Music”. Brytyjczycy z Procol Harum stawiają odważny krok ku rockowej symfonice, nagrywając kilkuczęściowe „In Held, Twas In I”. Awangarda rockowa objawia swe rewelacyjne niemieckie oblicze – powstają pierwsze nagrania Can, ­rodzi się Kraut­rock, czyli niemiecki pomysł na rocka, z którego zrzyna się do dziś pod każdą szerokością i długością geografii muzycznej. Terry Riley tworzy przełomową kompozycję „In C”, która definiuje minimalizm w sposób zrozumiały dla dyletantów. Niezależnie od siebie Miles Davis (na „Filles de Kilimanjaro”) i Soft Machine (na debiutanckim albumie) badają muzyczny grunt, któremu na imię fusion.

Oto kapitał muzyczny, z którego wyłaniała się obietnica, skumulowana w 1968 roku. Oczywiście historia nie skacze kwantowo wraz ze zmianą daty rocznej i nie można ducha rewolucyjnego utożsamiać z konkretnym okresem, zamkniętym pomiędzy 1 stycznia a 31 grudnia 1968 r. Ale rzeczywiście 51 lat temu pewne zawory puściły.

GDYBYŚMY JEDNAK MIELI WSKAZAĆ W TAMTEJ EPOCE ROK, KTÓREGO MY SAMI JESTEŚMY DZIEĆMI, byłby to rok kolejny – 1969. Przyszłość, która stała się już naszą przeszłością i do pewnego stopnia teraźniejszością, objawiła się dopiero wtedy.

Ton nowym czasom nadał świeżo intronizowany na fotel prezydencki Richard Nixon, wydając tajny rozkaz eskalacji wojny w Indochinach poprzez bombardowanie Kambodży. Cała prezydentura Nixona to jedna z pierwszych odsłon nowych czasów, które trwają nadal. Tamte naloty na bazy Vietcongu dowiodły, że demonstracje antywojenne służą raczej polepszeniu samopoczucia uczestników, nie mając wpływu na przebieg wydarzeń. To lekcja, którą wciąż powtarzamy – przy okazji Rwandy, Jugosławii, Syrii.

Wojna, o której tyle i z taką wściekłością krzyczano wówczas na ulicach Zachodu, rozpełzała się na sąsiednie kraje, a na dodatek przybrała nowe barwy „wietnamizacji”, co było świadectwem przebiegłej hipokryzji. Za tamtymi decyzjami Nixona stał przyszły laureat pokojowego Nobla Henry Kissinger.

W 1969 R. W NOWYM JORKU ZACZĄŁ DZIAŁAĆ PIERWSZY NA ŚWIECIE BANKOMAT. Nagle poszerzył się kosmos dzięki wystrzeleniu dwóch sond Mariner w stronę Marsa i – przede wszystkim – dzięki wyprawie Apolla 11 na Księżyc. Doszło do pierwszego przesyłu danych (ściślej: początkowej sylaby słowa LOGIN) – komputery były oddalone od siebie o ponad 570 km. Zainicjowany w ten sposób system ARPANET stał się przodkiem dzisiejszej Sieci.

W 1969 r. Rodzina Charlesa Mansona urządza krwawe gody w willi Romana Polańskiego przy Cielo Drive 10050. Debiutują „Ulica Sezamkowa” i „Latający Cyrk Monty Pythona”. Beatlesi nagrywają genialną płytę „Abbey Road” już jako zespół, który ma świadomość, że pisze własne epitafium. Siły Powietrzne USA oficjalnie zamykają projekt „Błękitna Księga”, czyli katalogowanie UFO, argumentując, że niewytłumaczalne zjawiska na niebie nie stanowią zagrożenia dla państwa. Kolejny raz płonie rzeka Cuyahoga w stanie Ohio, doprowadzając do powstania amerykańskiej Agencji Ochrony Środowiska (EPA), pierwszej agendy rządowej, która ma dbać o przestrzeganie przepisów prośrodowiskowych. Nowojorska policja robi nalot na klub gejowski Stonewall Inn, prowokując ruch Gay Pride. W Teksasie umierającemu pacjentowi pierwszy raz zostaje wszczepione sztuczne serce jako stadium przejściowe przed implantacją serca od dawcy. W Pradze podpala się Jan Palach. W Libii Muammar Kaddafi przeprowadza zamach stanu, bezkrwawo obalając króla Idrisa. W Ameryce wybuchają masowe protesty czarnoskórych studentów uczelni i szkół średnich. Na polu mleczarza z Bethel w stanie Nowy Jork odbywa się wielkie święto muzyki i sztuki, znane jako festiwal Woodstock (na którym świecą nieobecnością muzycy The Beatles, The Rolling Stones i mieszkający półtorej godziny drogi dalej na północny wschód, w prawdziwym Woodstock, Bob Dylan). Niespełna cztery miesiące potem kolejne takie święto na torze Altamont w kalifornijskim mieście Tracy pod San Francisco kończy się tragedią.

Jeśli upierać się przy Gainsbourgowskiej etykietce roku erotycznego, to rok 1969 stał się areną ostrego, płatnego seksu bez miłości. Make Love & War (& Money). Zaś gdyby sięgnąć do innej ówczesnej piosenki z „1969” w tytule, można by zaryzykować twierdzenie, że rodziło się wówczas podglebie pod przyszły nihilizm ogromnej części ruchu punkowego i późniejszego pokolenia X. „Another year / for me and you / another year / with nothing to do” (kolejny rok / dla ciebie i mnie / kolejny rok / wszystko traci cel) – śpiewał Iggy Pop na albumie „The Stooges”. To on oraz „Kick Out the Jams”, prezentujące rozmyślnie chaotyczną, chuligańską muzykę, towarzyszyły na regałach z nowościami łabędziemu śpiewowi Beatlesów, kunsztownie zrealizowanemu na płycie „Abbey Road”.

ÓWCZESNA REWOLUCJA W MUZYCE MIAŁA JEDNAK WIĘCEJ OBLICZY. Szokiem dla jednych, a objawieniem dla wielu innych (w tym arcymistrza fortepianu Glenna Goulda) było fonograficzne dzieło Amerykanina Waltera Carlosa „Switched-On Bach”, wydane co prawda późną jesienią 1968 r., ale w 1969 królujące na listach bestsellerów. Ta transkrypcja dzieł lipskiego kantora na syntezator Mooga nie była pierwszą popularną „profanacją” dzieł Bacha (wystarczy przypomnieć dokonania Swingle Singers i Modern Jazz Quartet), ale stanowiła bodaj pierwszą ich adaptację na nowatorski wówczas instrument, o jakim się Bachowi nie śniło.

Z punktu widzenia filozofii tworzenia muzyki co najmniej równie wielkiej rewolucji dokonał Miles Davis, dając producentowi Teo Macero zielone światło. 18 lutego 1969 r. mocno zelektryfikowany zespół Milesa na trzy godziny wszedł do studia – ale dopiero Macero, krojąc i klejąc ścieżki, stworzył nową jakość. Jazz przestał być muzyką graną wyłącznie pod wpływem chwili, dokumentowaną na gorąco – stał się też produktem, konstrukcją powstającą w laboratoryjnych warunkach. Geniusz Macero i Davisa sprawił, że szwów nie zauważamy, muzyka brzmi żywo i przekonująco.

Nowe fenomeny w muzyce to także heavy metal i grunge – choć tej drugiej nazwy jeszcze długo świat muzyczny miał nie słyszeć, a tę pierwszą znał raczej z piosenki „Born to Be Wild” grupy Steppenwolf, gdzie była synonimem motocykla. Ale to wielki sukces amerykańskich tras Led Zeppelin usankcjonował ciężkie, riffowe, agresywne granie jako odrębny gatunek rocka, zaś druga płyta Neila Younga „Everybody Knows This Is Nowhere”, początek trwającej do dziś przygody Kanadyjczyka z zespołem Crazy Horse, uczyniła zeń proroka muzyki grunge, która dwie dekady później zaczęła dobywać się z garaży i studiów w Seattle.

Za heavymetalową gwiazdę można też uznać Boeinga 747, który swój pierwszy lot zaliczył w lutym – z Seattle do Nowego Jorku. Jak wyglądałyby lotniska i cała infrastruktura związana z podniebnymi podróżami, gdyby nie te pierwsze jumbo jety? Rozmiar nabierał znaczenia. W 1969 r. pierwszy raz użyto oficjalnie określenia „Super Bowl” na mecz o mistrzostwo świata w futbolu amerykańskim pomiędzy NFL a AFL. Niespodziewane zwycięstwo New York Jets, mistrzów tej drugiej ligi, uważanej za dużo słabszą, nad Baltimore Colts sprawiło, że od tamtej pory finały stały się gigantycznymi widowiskami. Sport wkroczył w fazę globalną.

O JESZCZE JEDNEJ REWOLUCJI NIE SPOSÓB TU NIE WSPOMNIEĆ, skoro jej owoce spożywamy – chętnie bądź pod przymusem – po dziś dzień. Rewolucja ta to niewątpliwie dziecko kontrkultury i rosnącej świadomości seksualnej. W styczniu 1969 r. ukazuje się jedna z najsłynniejszych powieści amerykańskich, a może i światowych XX wieku – „Kompleks Portnoya” Philipa Rotha. Wyznania tytułowego bohatera na kozetce psychoterapeuty, obejmujące najbardziej wstydliwe sfery egzystencji (z masturbacją i obsesjami erotycznymi włącznie), podane często dosadnym językiem, sprawiły, że książka trafiła na indeks w Australii, a i w niektórych amerykańskich księgarniach odmawiano jej sprzedaży. Roth otworzył literaturę piękną na świat, który dotąd znany był tylko z dwóch – swego czasu równie szokujących – Raportów Kinseya o życiu seksualnym Amerykanów.

W światła rampy weszła nagość. I to zarówno na scenie, gdzie w pełni zatriumfowała w rewii „Oh! Calcutta”, wymyślonej przez Brytyjczyka Kennetha Tynana, a wystawionej najpierw na deskach Off-Broadway, a potem w Londynie – jak i w reklamie: fotografia erotyczna jako trampolina sprzedażowa, dotąd stanowiąca ewenement, w 1969 r. zagościła na stałe w prasie zachodniej, przenosząc wojnę o klienta na zupełnie nowy front.

Taki był ten rok 1969. Kosmiczny, nabierający szybkości, pełen napalmu, hałasu i gwałtu, świecący nagością. A 6 grudnia w Tracy, podczas koncertu na kalifornijskim torze Altamont, wśród narastającej w tłumie agresji, Alan Passaro z gangu Hell’s Angels zabija nożem Mereditha Huntera, który kilka sekund wcześniej wydobył pod sceną rewolwer. Rolling Stonesi grają w tym momencie „Sympathy for the Devil”.

Co takiego zdarzyło się pomiędzy londyńską sesją Gainsbourga a Altamont? Dlaczego zgasły światła i barwny, piękny sen lat 60. się skończył? Dlaczego w nadchodzących latach temat przemocy systemu powracał w piosenkach uporczywie jak pora roku?

Dlaczego bałaganiarska, ale szlachetna inicjatywa Michaela Langa i Artie’ego Kornfelda, pomysłodawców „festiwalu miłości” Woodstock, ustąpiła miejsca elephantiasis „festiwali próżności”, koncertowym „jumbo jetom”, jakimi były napęczniałe od dolarów stadiony i trasy koncertowe, symbolizujące sytą dojrzałość pierwszego pokolenia tuzów rocka?

Można sobie wyobrazić, że najpierw tłum zgromadzony w londyńskim Hyde Parku, gdy w lipcu Rolling Stonesi zorganizowali darmowy festiwal i zagrali w hołdzie Brianowi Jonesowi, a potem lipcowe mrowie widzów na festiwalu w Atlancie i wreszcie sierpniowe morze ludzi w Bethel dały niektórym do myślenia: to nie tyle publiczność, ile grupa docelowa, zwykła klientela. Rynek dostrzegł nowe pastwisko.

JUMBO JET. TŁUM NAGICH POSTACI PŁCI OBOJGA NA SCENIE. Płonąca dżungla w Kambodży. Setki tysięcy ludzi w błocie słuchających Carlosa Santany. Krzyk Palacha, Huntera, Sharon Tate. Armstrong i Aldrin na Morzu Spokoju. Rosnący protest prześladowanych gejów i lesbijek. Pożegnalny akord „The End” Beatlesów. Demoniczne riffy i dźwięki „Whole Lotta Love” Led Zeppelin. Improwizacyjne kolaże zespołu Milesa Davisa. Skarga Alexandra Portnoya. Wyuzdany proceder Joe Bucka, bohatera „Nocnego kowboja” Johna Schlesingera. Awaria komputerów po przesłaniu sylaby „LO” z UCLA do Stanford, czyli trudne narodziny internetu. Pierwszy dolar wypluty przez bankomat w nowojorskim Chemical Bank. Kaddafi i Nixon na fotelach najwyższej władzy – choć doprowadzeni tam różnymi drogami – a Charles de Gaulle, polityk-symbol starych czasów, zmuszony do ustąpienia. Wielki Ptak szukający Sally na Ulicy Sezamkowej. Michael Palin pierwszy raz wypowiadający zmęczonym głosem „It’s...” w „Latającym Cyrku Monty Pythona”. I „milcząca większość”, na którą powoływał się Richard Nixon w listopadzie 1969 (i którą czule przywołał Donald Trump w lipcu 2015 podczas swojej kampanii prezydenckiej)...

Skutki wszystkich tych wydarzeń w taki czy inny sposób ukształtowały nasz świat – znacznie bardziej niż zrewoltowany i zmitologizowany rok 1968.

Niektórzy byliby skłonni dodać do tej listy jeszcze jedno – publikację w 1969 r. słynnej książki dwóch badaczy Laurence’a Petera i Raymonda Hulla „Zasada Petera. Dlaczego wszystko idzie na opak”. Sformułowana w niej tytułowa zasada mówi, że w organizmie skonstruowanym hierarchicznie każdy członek awansuje tak długo, aż osiągnie swój poziom niekompetencji i tam osiada, a fakt, że organizm nadal działa, wynika z faktu, że nie wszyscy jeszcze ten próg osiągnęli. Teza efektowna i w tamtych czasach zapewne prawdziwa. Jednakże gdy dziś przyglądamy się różnym organizmom (partiom, przedsiębiorstwom, fundacjom), jakże często odnosimy wrażenie, że osiągnięcie progu niekompetencji bynajmniej nie wstrzymuje drogi awansu.

Cóż, 1969 rok to było pół wieku temu. Od tego czasu uczyniliśmy wielki krok naprzód. Krok całej ludzkości. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz, tłumacz, muzyk. W 2019 r. nominowany do Nagrody Literackiej GDYNIA za przekład prozy Boba Dylana „Tarantula”.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 50/2019