Szeryf z Opola

Patryk Jaki ma małe szanse na prezydenturę Warszawy. Ale łatwość, z jaką wchodzi w polityczne starcia i rzuca ostrymi oskarżeniami, spowoduje, że stołeczna kampania będzie do końca dynamiczna.

07.05.2018

Czyta się kilka minut

 / TOMASZ ADAMOWICZ / GAZETA POLSKA / FORUM
/ TOMASZ ADAMOWICZ / GAZETA POLSKA / FORUM

Prezes PiS nie chciał, by samozwańczy szeryf z Ministerstwa Sprawiedliwości walczył o warszawski Ratusz, ten sam, w którym od 2002 r. urzędował Lech Kaczyński. Tym bardziej że 33-letni Patryk Jaki jest wiernym druhem Zbigniewa Ziobry i członkiem Solidarnej Polski, a nie Prawa i Sprawiedliwości. Jednak sondaże, vox populi przeliczony na procenty, nie pozostawiły wyboru.

Jaki przeszedł długą drogę. Swoją pozycję i rozpoznawalność budował na radykalizmie, teraz obrał kurs na centrum i łagodnieje, by przypodobać się wyborcom z liberalnej metropolii. Słowem kluczem do niego jest „zmiana”.

Zaczął od siebie. Od dresiarza popijającego piwo na ławce i zagorzałego kibica Odry Opole do krawaciarza z wiecznie dzwoniącą komórką w ręku, który w gabinecie częstuje gości marchewką i winogronami. Po godzinach szlifuje doktorat z prawa i właśnie skończył zajęcia na prestiżowej IESE Business School w Barcelonie. Dziś koledzy i rywale mówią o nim: fighter, PiStolet. Tylko jemu w obozie władzy chciało się na serio mierzyć z kandydatem opozycji Rafałem Trzaskowskim (PO).

Dr Jarosław Flis, socjolog z Uniwersytetu Jagiellońskiego: – Jaki będzie w kampanii przykuwał uwagę. Nawet jeśli nie wygra, to zmusi PO do galopu. Zapewni dobre samopoczucie ludziom, którzy mu kibicują, by mogli się dłużej łudzić, że jednak wygra. Walka będzie wyrównana i będzie przynajmniej widać, że się toczy.

Prof. Rafał Chwedoruk z Uniwersytetu Warszawskiego dodaje: – W Warszawie orientacja liberalna ma strukturalną przewagę. Siłą rzeczy Patryk Jaki nie będzie więc faworytem II tury, ale w I już może.

Politolog przypomina rok 2015, wybory prezydenckie: – Minimalne (0,99 proc.) zwycięstwo Andrzeja Dudy w pierwszej turze wiele zmieniło, bo wtedy niemożliwe stało się faktem. Obóz PiS liczy na powtórkę i wygraną Jakiego w I turze, co uruchomiłoby nową dynamikę.

Po namaszczeniu Jaki od razu zaczął organizować konferencje i nadrabiać stracony przez PiS czas. Kłopot w tym, że nadal jest postrzegany w stolicy jako człowiek jednego tematu: walki z mafią reprywatyzacyjną. Czasami też strzela na oślep i we własne stopy. Jedną rzecz powtarza jak credo: „Chcę realnie zmieniać, a nie administrować i trwać”. Gdy go pytałem, co by więc zmienił w rewolucji zaordynowanej krajowi przez obóz PiS, odparł: – Dużo bym zmienił w „dobrej zmianie”. A potem ugryzł się w język, bo za nielojalność by go zgilotynowano.

Na czele maturzystów

Urodził się i wychował w Opolu. Jego matka – pracująca z dziećmi, także niepełnosprawnymi, ucząca religii – zmuszała go i trójkę rodzeństwa, by chodzili do kościoła.

Bronił się, ale po latach przyznał, że mama miała rację. Nie krył, gdy z nim rozmawiałem: – Nie mogę o sobie powiedzieć, że jestem ortodoksyjnym katolikiem. Teraz na przykład popiera in vitro i to finansowane z państwowej kasy.

Mówi o sobie, że nie jest z elity, lecz z ludu, z blokowiska. Gardzi III RP – „PRL+”. Faktem jednak jest, że jego ojciec Ireneusz Jaki był w latach 90. szefem gabinetu wojewody. A potem, jako doradca prezydenta Opola Ryszarda ­Zembaczyńskiego (2002-14), lokalnym notablem, nazywanym przez prasę „szarą eminencją” i „czwartym wiceprezydentem”. W 2002 r., gdy popierany przez PO Zem­baczyński wygrał wybory na włodarza Opola, od razu zatrudnił Jakiego seniora. Dziś jest on prezesem miejskiej spółki Wodociągi i Kanalizacja. Fotel zapewnił mu nowy prezydent Opola (od 2014 r.) Arkadiusz Wiśniewski – politycznie i prywatnie zaufany człowiek Patryka Jakiego i jak on były członek Platformy. Dla wiceministra awans ojca to nie nepotyzm, ale sprawiedliwość. – Po ponad dekadzie sprawiłem, że tata mógł wrócić do pracy, z której go niesłusznie wyrzucono. Ma tam duże sukcesy – podkreślał.

Nastoletni Jaki krążył między blokiem a żwirowym boiskiem. Chciał być piłkarzem, jednak zabrakło mu talentu. – Gdy miałem 14 lat, trafiłem do słynnej szkółki piłkarskiej w Szamotułach. Mieszkałem już sam, będąc w 7 klasie podstawówki. Po roku okazało się, że zawodowego piłkarza ze mnie nie będzie i wróciłem do domu. Przez jakiś czas grałem jeszcze w Odrze Opole – wspominał.

Od szorowania po żwirze zostały mu blizny ukryte dziś pod garniturem. Jako aktywista wypłynął w wieku 18 lat. Zdał maturę celująco, ale gdy już oblewał sukces, okazało się, że zadania maturalne wyciekły i egzamin musi powtarzać. Był wściekły, bo zarzeka się, że nie ściągał, a maturę pisał uczciwie. Skrzyknął kolegów na protest przed urzędem wojewódzkim w Opolu. W białej bluzie i spranych dżinsach szedł na jego czele.

Mimo że w końcu znowu zasiadł do egzaminu, to wtedy połknął bakcyla panowania nad tłumem – w końcu wyprowadził na ulicę 5 tys. osób. Zauważyli go młodzi politycy prawicy ze Stowarzyszenia Młodzi Konserwatyści, wówczas jeszcze bratnich partii PO-PiS. Wstąpił do PiS.

Po maturze studiował zaocznie politologię na Uniwersytecie Wrocławskim. Były to wówczas masowe studia, na których uczelnie zarabiały, bo były tanie w prowadzeniu, a chętnych nie brakowało. Przycupnął na krótko w Międzynarodowej Wyższej Szkole Logistyki i Transportu, gdzie zajmował się promocją i biurem karier. Organizował SKOK w Opolu. Prowadził biura polityków. Pisywał do gazet. Dorabiał jako dziennikarz sportowy. Był członkiem gabinetu politycznego wojewody opolskiego – to frukta dla partyjnego narybku. Był też asystentem europosła prof. Ryszarda Legutki.

Gdy wybuchła afera Rywina, a Jan Maria Rokita ze Zbigniewem Ziobrą walcowali SLD, on rozlepiał na biurze poselskim Aleksandry Jakubowskiej wizerunki Pinokia. Krzyczał: „Ola, nie kłam!”. Wpadał na konferencje SLD i zapalał znicze. Na ironię zakrawa fakt, że dziś Jakubowska (wówczas szefowa gabinetu politycznego Leszka Millera) z powodzeniem łasi się do środowiska PiS.

Z PiS do PO i z powrotem

Po dwóch latach i konflikcie z regionalnym szefem Jaki opuścił partię braci Kaczyńskich. Do realnego wejścia w politykę lokalną namówił go potem radny PO Janusz Kowalski, poznany na proteście maturalnym – stał się jego protektorem. Jaki zapisał się do Platformy, a prezydent Opola Ryszard Zembaczyński – już za chwilę jego największy wróg – wpuścił go na listy samorządowe Platformy. Tak w 2006 r. z list PO został wybrany radnym i zaczął budować swoją popularność.

Romans z Platformą zakończył zaraz po złożeniu ślubowania – rozbił jej klub i z innymi renegatami założył klub Stop Korupcji, który szybko się rozpadł, a Jaki wrócił do... PiS. Jako pisowiec z odzysku tłumaczył, że przecież do PO należał krakowski konserwatysta Jan Rokita oraz prof. Zyta Gilowska z Lublina, w których był zapatrzony, a z czasem PO stała się „partią układu”.

Z każdym rokiem wsiąkał w politykę. Wpis z bloga Jakiego ze stycznia 2008 r.: „Opolski polityczny światek nauczył mnie, że trzeba mieć w sobie coś z cynika, żeby w tym syfie przetrwać”. Pierwszym wrogiem Jakiego stał się prezydent Zem­baczyński. Przez polityczną woltę Jakiego juniora z Ratusza z hukiem wyleciał Jaki senior. Ryszard Zembaczyński mówił o nielojalności, a Jaki o zemście za harce syna w radzie miasta.

Notabene syn Zembaczyńskiego Witold jest dziś w Sejmie posłem Nowoczesnej i ściera się z Jakim juniorem. Wrogość nowego pokolenia opolskiej elity przeniosła się zatem do Warszawy. Ostatnio Witold Zembaczyński nazwał Jakiego „najgorszym barachłem”.

Jaki już jako radny był bardzo krewki. Dworował sobie z władz Opola, a „ratuszowe misie” oskarżał o pisanie o nim źle na forach internetowych. Ale też się kajał. Z „Raportu [radnego] Jakiego” 2008 r.: „W mojej pracy nie ustrzegłem się błędów, wstydliwych sytuacji czy po prostu totalnych głupot, za co przepraszam mieszkańców Opola”.

Buszował na forach internetowych lokalnych mediów i publikował przychylne dla siebie komentarze pod pseudonimem „Awgan” (w miejskim slangu afgan/awgan to marihuana). Sprawa się wydała, gdy ze skrzynki radnego wysłał pochwalnego e-maila do redakcji „Nowej Trybuny Opolskiej”.

Nie przeszkodziło mu to w 2010 r. ponownie zdobyć mandat (tym razem z PiS) i stanąć na czele klubu tej partii w radzie Opola. Rok później na liście startował z listy PiS do Sejmu. Wcześniej dostał jednak lekcję partyjnej polityki. Lider PiS w regionie Sławomir Kłosowski obiecał mu „trójkę” na liście, a potem upchnął na 12. miejscu. Jaki popędził do centrali. Pomógł mu Zbigniew Ziobro. Do domu wrócił z zaklepaną „ósemką” i wsparciem od Ziobry w kampanii.

Ale i bez tej nowej protekcji Jaki mógłby się dostać do Sejmu, bo swoim wynikiem niemal dorównał liderowi listy. Zakleił miasto swoimi plakatami, z kampanią wszedł do kościołów. Wydał „Informator Parafialny” z biblijnymi cytatami i kalendarzem liturgicznym, a wśród nich reklamował się hasłem „Patryk Jaki – polityka oparta na wartościach chrześcijańskich”.

W Sejmie zaczął od terminowania w ławach opozycji. To miał być zresztą dla niego tylko przystanek. Jako świeżo upieczony poseł z Opolszczyzny mówił w 2011 r. dla „NTO”: „Najważniejszy jest jednak dla mnie fotel prezydenta Opola. W kolejnej kadencji chcę rządzić miastem. Takie marzenie”.

Zaraz po złożeniu ślubowania poselskiego Jaki odszedł z PiS – razem z innymi „ziobrystami”, do dziś jest członkiem Solidarnej Polski Ziobry. Po zjednoczeniu prawicy i wygranych wyborach 2015 r. był przymierzany do Ministerstwa Sportu, bo jako radny walczył o boiska w mieście i ich doświetlanie wieczorami. A poza tym grał w piłkę i trenował karate.

Ziobro pociągnął go jednak ze sobą do Ministerstwa Sprawiedliwości, gdzie stał się młodym szeryfem. Urósł w siłę dzięki komisji odkręcającej dziką reprywatyzację – to jego pomysł, do którego przekonał Ziobrę i Kaczyńskiego. Gdy okazało się, że bliski PiS-owi polityk, a wówczas wiceprezes Orlenu Mirosław Kochalski w 2006 r. podpisał decyzję o oddaniu jednej z kamienic, Jaki publicznie zażądał jego głowy. Miał żal do partyjnych kolegów, że Kochalski wciąż bierze pensję od paliwowego giganta, a jemu się dostaje za nielojalność. Ostatecznie Kochalski stracił stołek wiceprezesa, a Jaki błysnął niepokornością.

I kto tu jest „słoikiem”?

Zawsze dbał o wizerunek młodego gniewnego, więc dziś można mu wyciągać co smaczniejsze zaszłości. Wpis z bloga z 2009 r., gdy Donald Tusk odwołał przed końcem kadencji szefa CBA Mariusza Kamińskiego: „To duży cios dla państwa polskiego, ponieważ po to ustala się urząd kadencyjny, aby był niezależny od aktualnie rządzących. Żadna inna formacja w niepodległej RP nie podważała i nie próbowała tej reguły omijać”. Niedawno zaś przyłożył rękę do skrócenia kadencji I prezes Sądu Najwyższego. O paradzie równości mówił przed laty, że „nie ma zgody, żeby z Warszawy robić Sodomę i Gomorę”, a teraz już jako kandydat nie widzi przeszkód, by zgodzić się na tęczowy przemarsz. Przykłady można by mnożyć.

Szarże bywają jednak dla Jakiego zgubne. A to oskarży posła PO Roberta Kropiwnickiego, że w jego mieszkaniu mieści się burdel – potem przeprosił. A to rzuca liczbami, które nie mają pokrycia w rzeczywistości. Zagalopował się także z odtrąbieniem sukcesu tzw. dużej ustawy reprywatyzacyjnej, która mogła na amen rozwiązać problem. Przed kamerami mówił triumfalnie: „Mamy to, łapiemy byka za rogi!”. Potem jednak ustawa trafiła do szuflady, a zapał Jakiego stępiono. Powód? Wcześniej pilotował nowelizację ustawy o IPN, która sprowokowała bezprecedensowy kryzys w polityce zagranicznej. Ustawa reprywatyzacyjna mogła jeszcze zaostrzyć relacje z USA, Izraelem i środowiskami żydowskimi.

Za największe – obok walki z tzw. mafią reprywatyzacyjną – zasługi Jaki poczytuje sobie radykalne zwiększenie liczby pracujących więźniów, wprowadzenie jawnego rejestru pedofilów, ukrócenie władzy komorników i zakaz odbierania dzieci z powodu biedy.

Gdy zaczęto go w zeszłym roku przymierzać do kandydowania na prezydenta Warszawy, pytałem, na ile ocenia szanse na start. – Może 1 proc. Myślę o tym tylko wtedy, gdy dziennikarze mnie o to pytają. Sam najchętniej na pytanie o moją kandydaturę odpowiedziałbym „nie”. Ale wiem, że w polityce nigdy nie można mówić nigdy – podkreślał. To jednak była kokieteria. W rzeczywistości zależało mu na starcie, bo to szansa na awans do politycznej ekstraklasy.

Od kiedy ruszyła kampania, chłoszcze dotychczasową prezydent stolicy. Z kolei Rafała Trzaskowskiego nazywa jej pomocnikiem, a jego ewentualne zwycięstwo nazywa „czwartą kadencją Gronkiewicz-Waltz”.

Flis w 2015 r., jeszcze przed I turą wyborów prezydenckich, prognozował zwycięstwo Andrzeja Dudy nad Bronisławem Komorowskim. Pytany dziś przez „TP” o szanse Patryka Jakiego ocenia, że są nikłe. To dlatego, że wybory włodarza stolicy przypominają politykę ogólnopolską, a trzy lata temu Komorowski, choć psuł, co mógł w kampanii, i tak wygrał w Warszawie z Dudą 18 punktami procentowymi. Flis przypomina też rok 2006: wówczas na fali był ekspremier Kazimierz Marcinkiewicz, a i tak przegrał z kostyczną, niezbyt popularną Hanną Gronkiewicz-Waltz, która nie ma w sobie krzty fighterki. – Wystarczyła, by pokonać mocnego kandydata PiS – podkreśla politolog z UJ.

Prof. Rafał Chwedoruk: – W dużym mieście kandydat PiS może wygrać, jeśli obóz liberalny jest głęboko podzielony, a emocje społeczne budzi aktualna afera, która uderza w liberalnego kandydata. Tak było w 2002 r., kiedy wygrał Lech Kaczyński. Dziś obóz liberalny ma w stolicy jednego kandydata, Trzaskowskiego, a dzika reprywatyzacja nie do końca spełnia wymóg aferalny, nie spowodowała też dotąd odpływu liberalnych wyborców od PO.

Nimb pogromcy mafii to za mało. – Reprywatyzacja to tylko jeden z tematów, a do tego jest już niemal załatwiony. Miasto to dziesiątki innych spraw. Wygrana Jakiego byłaby nagrodą, a wyborcy nie nagradzają za coś, tylko mają nadzieję na coś – wyjaśnia Flis i dodaje: – Ludzie oczywiście doceniają, gdy władza nie kradnie i jest uczciwa, ale to nie jest jedyne oczekiwanie. Gdyby Jaki walczył z Gronkiewicz-Waltz, to wtedy reprywatyzacja byłaby istotna, ale nie gdy rywalem jest Rafał Trzaskowski.

Chwedoruk: – Kandydatura Jakiego to eksperyment. Jest on akceptowany przez wyborców PiS, a poprzez swoje cechy i koloryt byłego piłkarza, chłopaka spod bloku i „słoika” ma dotrzeć przede wszystkim do 30-40-latków, którzy jako jedyni woleli Komorowskiego od Dudy w 2015 r. Będzie rozliczany nie z tego, czy zwycięży, ale na ile zdoła poszerzyć tradycyjny elektorat prawicy.

Zdaniem Flisa obciąża Jakiego to, że nie jest zakorzeniony w Warszawie. W stolicy mieszka od siedmiu lat – początkowo w „Lemingradzie”, czyli Miasteczku Wilanów. Jeśli jednak Trzaskowski będzie mu czynił zarzut, że jest „słoikiem”, to Jaki może na tym tylko skorzystać.

– Mityczny „słoik” to dziś osoba w wieku 30-40 lat, która kupiła w Warszawie mieszkanie od dewelopera albo je wynajmuje. Często jest wyborcą partii liberalnych. PiS ma z kolei wyższe poparcie w starszych dzielnicach jak Praga, Włochy czy Ursus. Paradoksalnie więc to Trzaskowski powinien pozytywnie mówić o „słoikach”, a Jaki akcentować dziedzictwo i trwałość więzi – mówi politolog. Wypominanie komukolwiek, że jest „słoikiem”, uderza w najwierniejszy elektorat Trzaskowskiego i skłania do solidarności z Jakim.

Opiekun i mściciel

Kampania Jakiego dopiero co ruszyła, a już jest on hiperaktywny. Na starcie zaliczył sporą wpadkę. W spocie umieścił zdjęcia z czeskiej Pragi, zamiast prawobrzeżnej dzielnicy Warszawy. To akurat zabawne, jednak pierwsze dni rywalizacji pokazały, że kampania może być bez pardonu.

Życiem prywatnym Jaki dzielił się od początku kariery politycznej. Od lat pokazuje swoje rodzinne zdjęcia i nagrania z synkiem Radkiem, który urodził się z zespołem Downa. Żona wiceministra Anna prowadzi popularny profil na Instagramie z fotografiami rodziców z dzieckiem – od niemowlaka po dziś dzień.

O chorobie dziecka Jaki z żoną dowiedzieli się w czasie ciąży, lekarz przedstawiał im możliwość dokonania aborcji, ale odrzucili taką opcję. Gdy syn obarczony trisomią się urodził, Jaki z żoną uznali, że to „znak od Boga, zadanie, misja, próba dla całej naszej rodziny”.

Poseł Zembaczyński zarzucił Jakiemu, że „robi politykę na swoim chorym dziecku”. Jaki odparł, że ­Zembaczyński „sięgnął dna, a takie chamstwo to już poziom Janusza Palikota”.

Osoby znające Jakiego prywatnie twierdzą, że to nie polityczny cynizm, ale naturalne dla niego zachowanie. W ten sposób oswaja ludzi z chorobą dziecka i buduje więź między niepełnosprawnym synem a otoczeniem. Utrzymuje rozległe kontakty ze środowiskami rodzin opiekujących się dziećmi nie tylko z trisomią, ale też innymi schorzeniami. Z powodu tego doświadczenia, jak twierdzi, wspierał zalegalizowanie medycznej marihuany.

Ale także dlatego chciałby w ustawie antyaborcyjnej znieść zapis o dopuszczalności aborcji z uwagi na wady płodu. – Przesłanką eugeniczną do usunięcia ciąży jest niemal zawsze trisomia – mówił mi. W rzeczywistości, jak głosi sprawozdanie rządu, to 37 proc. Po raz kolejny Jaki operuje charakterystycznym dla siebie przerysowaniem.

Najważniejszy jest jednak dla niego dobrze wyreżyserowany wizerunek mściciela. Gdy we włoskim kurorcie Rimini zgwałcono Polkę, a jej partnera ciężko pobito, pisał o sprawcach: „Dla tych bydlaków powinna być kara śmierci. Choć dla tego konkretnego przypadku przywróciłbym również tortury. Zawsze byłem i jestem zwolennikiem kary śmierci. I nawet nie próbujcie mnie atakować poprawnością polityczną. Mam to gdzieś i zdania nie zmienię”. Na marszu przeciw islamizacji w Opolu mówił o „marszu dziczy na Europę”. Na co dzień – jak na szeryfa przystało – nosi przy sobie broń.©

Autor jest dziennikarzem Gazeta.pl

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 20/2018