Świętymi bądźcie

Święta osoba żyje cała spełniona. Może umrzeć bez żalu. W każdej chwili.

23.10.2017

Czyta się kilka minut

 / JORGE FERNÁNDEZ / GETTY IMAGES
/ JORGE FERNÁNDEZ / GETTY IMAGES

Teraz, o Panie, pozwól odejść swojemu słudze w pokoju, bo moje oczy ujrzały Twoje zbawienie, które przygotowałeś wobec wszystkich ludów, światło na oświecenie narodów i chwałę ludu Twego Izraela” (Łk 2, 29-31) – modlitwa starca Symeona, wypowiedziana, gdy trzymał na rękach ośmiodniowego Jezusa, to modlitwa pierwszego znanego nam świętego czasów, w których Słowo stało się ciałem. Modlitwa człowieka spełnionego. W liturgii Kościoła powtarza się ona codziennie w komplecie – nabożeństwie na zakończenie dnia. Kto z nas jednak jest w stanie wypowiedzieć ją całkowicie szczerze, biorąc jej zdania w pełni ich sensu? Innymi słowy – kto potrafi się modlić: mogę, Panie, umrzeć w pokoju – teraz?

Rozproszenie

Tak więc Symeon może się wydać wielu z nas człowiekiem z innej rzeczywistości. Dziwnym starcem z pustyni. Symeon nie był jednak pustelnikiem; żył w gwarnej, zatłoczonej Jerozolimie. Miał zapewne, jak większość mieszkańców miasta, rodzinę – żonę (może był już wdowcem), dzieci, pewnie i wnuki. Normalne życie, pełne rozmaitych trosk, spraw do załatwienia, działań koniecznych do przeżycia. Pismo mówi, że w tym wszystkim był sprawiedliwy i pobożny. Nie on jeden. Ale ewangeliczny opis sugeruje coś więcej: z biegiem czasu rozmaite troski i pragnienia Symeona złączyły się w jedno – na jedno bowiem tylko czekał: na Mesjasza JHWH, pocieszenie Izraela.

Nie wiemy, kiedy przestał „troszczyć się i niepokoić o wiele” (por. Łk 10, 41). Na pewno nie nastąpiło to od razu. Nie w dzieciństwie ani nie w młodości. Być może w średnim wieku, albo i później. Bez wątpienia był czas, gdy nie różnił się za bardzo od większości z nas, uwikłanych w wiele spraw. Od nas, których wolność, którą tak lubimy podkreślać, jest w dużej mierze złudzeniem; bo wcale nie jest tak, że panujemy nad swymi myślami i że od nas zależy, do czego dążymy. A to nie tylko uwikłanie, lecz także rozdarcie, tj. uwikłanie „w wielość”. Kierują bowiem nami liczne i często sprzeczne dążenia i pragnienia. Tak liczne – i rozproszone – że w jakiej byśmy życiowej sytuacji nie byli, zawsze, choćby na jej dnie, kryje się niespełnienie.

Nigdy i nigdzie nie jesteśmy całkiem u siebie. Myślami i uczuciami, wspomnieniami i planami błąkamy się zawsze – mniej lub bardziej – „gdzie indziej”, aż nawet nie wiemy do końca, gdzie. Nie wiemy więc, kim tak naprawdę jesteśmy i czego chcemy. Boimy się śmierci, bo nie jesteśmy – jeszcze – cali. Czujemy brak i pragnienie jego wypełnienia. Odejście z tego świata uniemożliwiłoby osiągnięcie tego czy tamtego – czego nam jeszcze brakuje.

Dlatego właśnie abba Pojmen, jeden z największych ojców pustyni, mawiał: „początkiem [albo: zasadą] zła jest rozproszenie”. Stąd też niewielki znany nam dzisiaj fragment zaginionej starożytnej apokryficznej ewangelii przypisywanej apostołowi Filipowi poucza, że proces wyzwolenia duszy kulminuje w „powrocie” z rozproszenia, integracji i w samopoznaniu. Dusza wyzwolona to ta, która może prawdziwie powiedzieć: „Poznałam siebie samą i zebrałam siebie ze wszystkich stron. (…) Zebrałam swe rozproszone członki (…) Jestem z góry”.

Jak jednak powrócić z rozproszenia, zebrać się na powrót w całość? Gdy zdamy sobie sprawę z głębokości naszego uwikłania „w wielość”, możemy ulec pokusie zniechęcenia. Dla Symeona też nie był to łatwy proces. Nie byłby w stanie przejść go o własnych siłach. Spoczywał jednak na nim – pisze ewangelista – Duch Pański (por. Łk 2, 25). Scalenie w jedno człowieka płynie z obecności w nim Jednego. Ale i do naszych serc został On, przypomina św. Paweł, posłany i „wspiera nas w naszej słabości, gdy nie wiemy, jak trzeba się modlić, Duch wstawia się za nami wołaniem niewypowiadalnym” (Rz 8, 26).

Droga do jedności

Droga powrotu z rozproszenia do jedności i pełni jest więc otwarta i dla nas. Wymaga jednak duchowego ćwiczenia. Dobrym wyrazem sposobu postępowania w „powracaniu do siebie” jest fragment innego listu Apostoła Narodów: „O nic się już nie troskajcie, ale we wszystkim ujawniajcie wasze prośby wobec Boga w modlitwie i błaganiu z dziękczynieniem. A pokój Boży, który przewyższa wszelki umysł, będzie strzegł waszych serc i myśli w Chrystusie Jezusie” (Flp 4, 6-7).

Rada Pawła, by o nic się nie troskać, jest ściśle związana z jego wezwaniem do czynienia swych próśb znanymi wobec Boga. Bóg, oczywiście, zna wszystkie nasze najgłębsze pragnienia. To my sami ich nie znamy. Dlatego trzeba, byśmy wobec Niego – a więc w warunkach bezpieczeństwa wobec nieskończonej Miłości i bezsensowności ukrywania czegokolwiek wobec absolutnego Umysłu – starali się artykułować to, co nas zajmuje i obchodzi, pociąga i niepokoi. To właśnie dzieje się w modlitewnym błaganiu. Ono jednak – właściwie sformułowane – ściśle wiąże się z dziękczynieniem, czyli akceptacją rzeczywistości, jaka jest: i to zarówno rzeczywistości wszystkich naszych pragnień (choćby w danym momencie były nieuporządkowane, a nawet grzeszne), jak i rzeczywistości ich aktualnego niespełnienia.

Wygaszenie przez Ducha dążenia do ukrywania – także przed sobą – czegokolwiek, co w nas tkwi i pracuje, oraz ćwiczenie w stopniowym pogłębianiu zgody na rzeczywistość, wprowadza w nas Boży pokój. Przewyższa on wszelki umysł – nie można go bowiem racjonalnie uzasadnić ani zrozumieć – nie wynika on z intelektualnego przekonania, że wszystko jest albo będzie dobrze, nie opiera się na wiedzy, jak poradzić sobie z poszczególnymi codziennymi problemami ani z całym złem świata. Tajemny pokój Boży strzeże naszego serca i myśli nawet wtedy, gdy serce boli, a wśród myśli panuje ciemność i zamęt. Jak choćby wówczas, gdy umiera nam ktoś bardzo bliski albo sami stajemy na progu śmierci – nic nie wiedząc, czy coś – a jeśli tak, to co – czeka po drugiej stronie.

Świętość – ogarnięcie przez Ducha i Pokój – to życie spełnione. Życie, które w każdej swej chwili jest spokojnie gotowe na śmierć: „Dzięki, Panie, za to, co jest. Nic już nie muszę”.

Nikt albo wszyscy

W tym miejscu pojawia się zasadne etycznie pytanie: a co z odpowiedzialnością za innych? Czy jako mąż i ojciec mogę osiągnąć indywidualną integrację, wycofać swe osobiste pragnienia „z rozproszenia”, uznać swe życie za spełnione – czy mogę w pokoju być gotowy na śmierć, gdy moje odejście oznacza wdowieństwo i osierocenie, gdy sprawi cierpienie?

Przywołany przeze mnie starożytny tekst, przypisywany apostołowi Filipowi, mówi o takiej sytuacji jasno: „Jeśliby zaś [dusza] została odkryta jako ta, która urodziła syna, jest zatrzymywana na dole, aż będzie mogła swoje własne dzieci zabrać ze sobą i sobie samej przywrócić”. Nie można, pod pozorem głębokiej duchowości wiodącej do pokoju i spełnienia, uchylać się od odpowiedzialności za ludzi w jakikolwiek sposób od siebie zależnych, zwłaszcza tych, których się powołało do życia.

Uznanie tej odpowiedzialności wiąże się z takim budowaniem relacji z innymi (i ze światem), które nie uzależniają ich od siebie, lecz umożliwiają im rozwój i samodzielność. Właśnie taki sposób życia człowieka spełnionego, mędrca opisuje święty tekst taoistyczny, Tao Te Ching, Księga Drogi i Cnoty: „Rodzić, a nie posiadać. Działać, a nie czynić zależnym. Czynić dojrzałym, a nie zarządzać. To się nazywa »tajemniczą biegłością«”. W języku ewangelicznym podobną postawę można wyrazić przez błogosławieństwo cichych – ludzi, którzy potrafią zniknąć z pola uwagi, którzy działają tak, by nie uzależniać innych od siebie.

Ostatecznie jednak życie spełnione może mieć ktoś, kto ujrzy Mesjasza Pańskiego, pocieszenie Izraela i światło świata, Tego, który wszelkie rozbicie zbiera w Jedno. Nie może bowiem być w pełni świętym ten, kto nie nosi w sobie pragnienia bodhisattwy – wyzwolenia wszystkich czujących istot – dla kogo własnym spełnieniem i świętością nie jest spełnienie i świętość wszystkich. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Filozof i teolog, publicysta, redaktor działu „Wiara”. Doktor habilitowany, kierownik Katedry Filozofii Współczesnej w Uniwersytecie Ignatianum w Krakowie. Nauczyciel mindfulness, trener umiejętności DBT. Prowadzi też indywidualne sesje dialogu filozoficznego.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 44/2017