Świat według Brukselczyka

2 lutego 1969 roku Leopold Unger - wcześniej dziennikarz Życia Warszawy, usunięty we wrześniu 1967 r. z redakcji (jesteś źródłem ideologicznego rozkładu zespołu, oświadczył mu naczelny) - przyjechał do Brukseli. W kwietniu 1969 opublikował pierwszy artykuł na łamach brukselskiego dziennika Le Soir, który miał się wkrótce stać jego nowym miejscem pracy. A rok później w Kulturze pojawiła się rubryka Widziane z Brukseli, sygnowana Brukselczyk. Istniała trzy dekady i zakończyła żywot wraz z pismem; jej ostatni odcinek znajdziemy w ostatnim, 637. numerze Kultury, przygotowanym już po śmierci Jerzego Giedroycia.
 /
/

Pierwszy “Brukselczyk", ten z kwietnia 1970 r., poświęcony był procesowi “taterników", sądzonych w Warszawie za przemycanie do kraju wydawnictw Instytutu Literackiego. Wstęp do nowej książki Leopolda Ungera nosi tytuł “Ostatni »Brukselczyk«". Bo “Wypędzanie szatana" to właśnie autorski wybór z rubryki prowadzonej w “Kulturze", głównie z ostatnich kilkunastu lat. Trzeci wybór esejów politycznych Brukselczyka - po “Orle i reszcie" (1986) i “Z Brukseli" (1991) - autor traktuje jako swoje “adieux aux armes, czyli pożegnanie z wielką przygodą w kręgu Jerzego Giedroycia i »Kultury«". Dokonuje się ono w chwili, kiedy pismo i jego redaktor “powoli znikają z polskiej pamięci", kiedy “postać Komandora rozmywa się we mgle historii przytłoczona zdawkowymi hołdami i bardzo głośnym milczeniem, przestaje przeszkadzać władzy i powoli uchodzi ze świadomości jego rodaków".

Słowa gorzkie, może nawet nazbyt gorzkie; na horyzoncie polskiego myślenia o polityce rzeczywiście nie widać postaci choćby zbliżonej do Redaktora formatem intelektualnym, odwagą i dalekowzrocznością, ale przecież stosunek Polaków do niedawnych przemian na Ukrainie wolno uznać za pośmiertny triumf Jerzego Giedroycia. A samo “Wypędzanie szatana" nie jest pamiątką z przeszłości: to lektura pasjonująca i pouczająca zarazem, kronika wydarzeń spisywana na gorąco, ale w swej warstwie analitycznej zadziwiająco aktualna. “Historia - pisze Leopold Unger - która przecież (przepraszam Fukuyamę) nie kończy się nigdy, dopisała do każdego właściwie tekstu bardzo obszerne, nieraz dramatyczne, postscriptum i epilogi". I w świetle tych dalszych ciągów niektóre sądy i przepowiednie Brukselczyka brzmią niemal proroczo.

“Terroryzm międzynarodowy nie jest dla świata demokratycznego problemem marginesowym, zjawiskiem, które można utrzymywać w ryzach i pod kontrolą, do jakiego można się przyzwyczaić. Z terroryzmem nie można żyć. Terroryzm stanowi rosnącą groźbę dla pokoju, stabilności świata w ogóle, a demokracji w szczególności". To konkluzja artykułu napisanego dwadzieścia lat temu, po uprowadzeniu do Bejrutu samolotu amerykańskich linii TWA, którego pasażerów - z wyjątkiem jednego - uwolniono negocjując z politycznymi sojusznikami i mocodawcami porywaczy. Następny w kolejności tekst książki powstał dziewięć lat wcześniej i traktuje o brawurowej akcji komandosów izraelskich, którzy uwolnili pasażerów innego samolotu, uprowadzonego tym razem do Entebbe w Ugandzie (przypominam, że Ugandą rządził wtedy marszałek Idi Amin Dada, miłośnik Hitlera). Akcja firmowana przez rząd izraelski spotkała się w świecie zachodnim z pełną hipokryzji krytyką. “Mówiąc w skrócie, acz brutalnie - konkludował Unger - wszystkie pretensje do Izraela wynikają nie z troski o sprawiedliwość światową i dziejową, a z nieprzyjemnego faktu, że to właśnie Izraelczycy udowodnili, iż istnieje alternatywa dla niszczącego cywilizowany świat zbiorowego tchórzostwa".

Nic chyba nie wprawia autora w równą furię, jak zakłamanie ustrojone we wzniosłe frazesy albo hipokryzja podszyta strachem. Wtedy atakuje szczególnie ostro, trafia celnie i boleśnie. Tak jest w jednym z najwcześniejszych tekstów książki, dramatycznym szkicu “Pięć skrwawionych kółek", napisanym po olimpiadzie w Monachium w 1972 r., której nie przerwano mimo zamordowania izraelskich sportowców przez palestyńskich terrorystów. W latach 70. i 80. Unger znęcał się nad politykami i mediami Zachodu za umizgi wobec Związku Sowieckiego, a nad lewicowymi intelektualistami za demonizowanie Izraela za pomocą “paranoi semantycznej i perwersji językowej". Nie oszczędzał jednak i prawej strony; gdy po artykule, w którym skrytykował organizowanie piłkarskiego Mundialu ’78 w Argentynie pod dyktaturą, Polonia argentyńska z oburzeniem wzięła w obronę generała Videlę i jego kolegów, rozprawił się z jej argumentami równie bezlitośnie.

Wspomniałem dotąd o tekstach stosunkowo dawnych, a przecież “Wypędzanie szatana" to także, może przede wszystkim, kronika przełomowych lat po roku 1989. Znajdziemy tu relacje z Estonii, Litwy, Ukrainy i Uzbekistanu; rozmowę z prezydentem Uzbekistanu Karimowem (1997) i reportaż opisujący kulisy tej iście wschodniej audiencji warto przeczytać zwłaszcza dziś, po krwawych zajściach w Andidżanie. Znajdziemy analizę wydarzeń w Rosji (rozdział “Krajobraz po puczu") i reportaż z Królewca-Kaliningradu. No i oczywiście są sprawy polskie, od których tom się rozpoczyna; w szczegóły nie wchodźmy, ale przeczytać warto, zwłaszcza że wiele z wnikliwie zrecenzowanych przez Ungera postaci nadal oglądamy na naszej scenie politycznej, no i znów czekają nas wybory...

W szkicu “Jak »widzieć z Brukseli«", stanowiącym przedmowę do książki “Orzeł i reszta", Leopold Unger pisał: “Mój rodowód sprawił, że jestem sceptyczny, a nawet nieufny wobec wszelkich prób ideologicznego ratowania ludzkości. Moje doświadczenie nauczyło mnie, że istnieje tylko jeden prawdziwy podział na świecie: za czy przeciw wolności, za czy przeciw totalitaryzmowi. Reszta to folklor". Jeden z najciekawszych rozdziałów poświęcony jest historycznym rozliczeniom z totalitaryzmami i dyktaturami; temat znów nadzwyczaj aktualny! Ostrą dyskusję z Adamem Michnikiem (“Kwestia kata", rok 1999) dopełnia o dwa lata wcześniejsza rozmowa ze Stéphanem Courtois, redaktorem “Czarnej księgi komunizmu", ale także esej o Kambodży i Czerwonych Khmerach, którzy z ludobójców stali się nagle “rozumnymi politykami" (słowa premier Margaret Thatcher!). Artykuł o szwajcarskim “brudnym złocie" oraz roli, jaką neutralna Szwajcaria odegrała w realizacji planów Hitlera, sąsiaduje z “Brunatnymi ekranami" - panoramą europejskiego faszyzmu anno... 1991.

“Uważam, że dziennikarstwo to zawód, a nie powołanie ani misja, że ułatwić ma nie naprawę świata, zwłaszcza na idealny i na siłę, a jego zrozumienie i demistyfikację" - czytamy w cytowanej już przedmowie do “Orła i reszty". Zawód, owszem - wymagający nie tylko rozumu, ale i talentu. Czytając dziś analizy polityczne w rozmaitych pismach mam czasem wrażenie, jakby pisał je jeden człowiek, w dodatku nie obdarzony osobowością zbyt wyrazistą. Nie słychać w nich głosu autora. Głos Leopolda Ungera brzmi mocno, łatwo go rozpoznać. “Jest to człowiek z charakterem. Złym" - to o dyrektorze generalnym UNESCO, panu M’Bow. “Znicz olimpijski się pali, powiadają faryzeusze. Tak, ale to nie płomień, a zimne ognie!" - to finał tekstu o monachijskiej olimpiadzie. Zachęcam do lektury całości... (Wydawnictwo Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej, Lublin 2005, s. 440.)

Lektor

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 32/2005