Sprawa biskupa Kaczmarka

Czterdzieści lat po śmierci i pięćdziesiąt po sfingowanym procesie biskupa Czesława Kaczmarka (14-22 września 1953 r.) wypada zapytać, dlaczego właśnie jemu komuniści wyznaczyli rolę głównego oskarżonego.

05.10.2003

Czyta się kilka minut

Ze względu na siłę i autorytet Kościoła kierownictwo Polskiej Partii Robotniczej zdecydowało o rozłożeniu w czasie walki o transformację światopoglądową społeczeństwa. Jej metodyka sprowadzała się do zasad “kija i marchewki", “dziel i rządź" oraz taktyki “salami". Do ich realizacji niezbędne było przygotowanie bazy informacyjnej, zwłaszcza dotyczącej członków Episkopatu. Zajęły się tym specjalistyczne służby, głównie w ramach Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego. Punktem wyjścia były kryteria tzw. reakcyjności. Zaliczano do nich nie tylko przeciwstawianie się komunistom po wojnie, ale także działaność w Drugiej RP i podczas okupacji. Teczki z dossier systematycznie uzupełniano na podstawie prac operacyjnych, wiadomości od tajnych współpracowników i agentów bezpieki.

"Kolega gubernatora Franka"

Tak tworzono także teczkę na bp. Kaczmarka, obciążając go całym katalogiem “zarzutów", nie odnotowując natomiast licznych decyzji ordynariusza, który pragmatycznie unikał tworzenia dalszych pól konfliktu z władzami (np. zezwalając na udział księży w pogrzebach funkcjonariuszy bezpieki, którzy zginęli w walkach z podziemiem).

Wśród prób dyskredytacji propagandowej biskupa zwraca uwagę sprawa pogromu kieleckiego (4 lipca 1946 r.). W prokomunistycznej prasie pisano, że kuria kielecka i jej ordynariusz (notabene przebywał wówczas na kuracji w Polanicy Zdroju) ponoszą współodpowiedzialność za mord. Późniejszy proces biskupa mógł być m.in. rewanżem za raport, jaki w sprawie antysemickich zajść opracowała komisja powołana przez Kaczmarka, którą kierował ks. prof. Mieczysław Żywczyński. Raport - za pośrednictwem ówczesnego ambasadora USA w Polsce, Artura Bliss Lane’a - trafił do Departamentu Stanu.

Nagonka na biskupa nasiliła się w połowie marca 1949 r., po opublikowaniu rządowego oświadczenia w sprawie stosunków z Kościołem. Pierwsza część zarzutów dotyczyła antypaństwowych i antyrządowych działań “pewnych odłamów kleru", także części hierarchii, usiłującej “poprzez listy pasterskie i poufne instrukcje wywołać stan niezadowolenia i podniecenia umysłów z powodu rzekomego zagrożenia religii". W dokumencie stwierdzono: ,,nie jest przypadkiem, iż w tej szerzącej zamęt, antyludowej akcji wysuwają się na czoło szczególnie ci biskupi, którzy w okresie okupacji niechlubnie wyróżnili się nie tylko pojednawczym, ale wręcz służalczym stosunkiem do hitlerowskiego okupanta, jak np. ks. biskup Kaczmarek i ks. biskup [Stanisław] Adamski".

Na łamach “Trybuny Ludu" z 2 kwietnia opublikowano artykuł “Finansista od ciemnych interesów - kolega gubernatora Franka" (podtytuł brzmiał: “Sylwetka ks. biskupa Czesława Kaczmarka"). Przy pomocy zręcznego fałszerstwa jego listu pasterskiego z września 1939 r. próbowano uczynić zeń kolaboranta. Reakcja biskupa była natychmiastowa: oskarżenia odrzucił 4 kwietnia w liście do prymasa. Odpis miał otrzymać minister administracji publicznej Władysław Wolski.

Jednak oszczerstwa urabiały opinię społeczną. Na zebraniach Związku Młodzieży Polskiej w Kielcach domagano się aresztowania biskupa. Rozgłos zyskała trwająca wiele miesięcy sprawa zawłaszczenia Gimnazjum i Liceum im. św. Stanisława Kostki w Kielcach, nad którymi patronat sprawował ordynariusz. Władze wykorzystały młodzież skupioną najpierw w Związku Walki Młodych, a następnie ZMP, domagającą się legalizacji w katolickiej szkole organizacji o wyraźnie ateistycznym obliczu. W takiej sytuacji w końcu roku szkolnego 1948/49 bp Kaczmarek zdecydował się zamknąć placówkę, a w zajętym gmachu władze utworzyły państwowe liceum.

Za czy przeciw?

14 kwietnia 1950 r. Episkopat Polski podpisał pierwsze w dziejach modus vivendi z komunistycznym reżimem. Z jednej strony biskupi zobowiązali się m. in. do wezwania duchowieństwa, aby “nauczało wiernych poszanowania prawa i władzy państwowej", wyjaśnienia mu celowości kolektywizacji i kanonicznego karania księży działających w podziemiu. Z drugiej strony rząd deklarował, że nie będzie ograniczał “obecnego stanu nauczania religii w szkołach", zachowa “istniejące dotychczas szkoły o charakterze katolickim" i zagwarantuje swobodę funkcjonowania KUL oraz prasy, stowarzyszeń itd.

Porozumienie podpisano wbrew stanowisku Stolicy Apostolskiej i mimo braku pełnej zgody członków Episkopatu. Agenci bezpieki sugerowali w meldunkach, że podczas głosowania nad projektem (3 kwietnia) jeden z członków Komisji Głównej Episkopatu był przeciw. Do dziś nie ma zgodności, kim był ów oponent. Wiadomo, że kard. Adam Sapieha opowiadał się za prowadzeniem dialogu z władzami maksymalnie długo, ale nie finalizowaniem go w formie dokumentu. Podczas podpisywania obustronnych ustaleń (14 kwietnia) przebywał w Rzymie i był zaskoczony decyzją prymasa.

Historyk Jan Żaryn przypuszcza, że autorem votum separatum był abp Walenty Dymek albo abp Eugeniusz Baziak. Jednocześnie wyklucza sprzeciw biskupa Kaczmarka, powołując się na jego korespondencję do biskupa łódzkiego Michała Klepacza i sekretarza Episkopatu Zygmunta Choromańskiego z grudnia 1949 r., w której ordynariusz kielecki postulował, aby jak najszybciej podpisać deklarację. W rozmowie z kard. Sapiehą perswadował zaś: “Niech kardynał już niczym bezwzględnym nie krępuje [Komisji Mieszanej]". W liście do sekretarza Episkopatu dodawał: “bowiem nie dojdziemy nigdy... do porozumienia". W sprawozdaniach służb podległych MBP stwierdzano, że - obok ordynariusza łódzkiego - bp Kaczmarek był największym zwolennikiem porozumienia. Znamienne, że potwierdzenia tej wiadomości nie znajdziemy w biografii ordynariusza pióra ks. Jana Śledzianowskiego.

Stanowisko bp. Kaczmarka, członka dziewięcioosobowej Rady Głównej, można próbować odtworzyć na podstawie trzech wypowiedzi. Rzecz jasna nie ma tu miejsca na szczegółową analizę notatek spisanych odręcznie przez biskupa, a zarekwirowanych podczas aresztowania 20 stycznia 1951 r. i umieszczonych w jednym z 26 tomów akt procesowych. Po ich lekturze można jednak odnieść wrażenie, że poglądy biskupa ewoluowały wraz z szybko zmieniającą się sytuacją. Na poczatku negocjacji mógł być gorącym zwolennikiem porozumienia, lecz na warunkach korzystnych dla Kościoła. Kiedy pertraktacje przedłużały się i pojawiły się propozycje zapisów mniej atrakcyjnych czy wręcz trudnych do akceptacji, krytycznie odniósł się do owego “układu o przeżycie". Nie wierzył w szczerość rządu. Zapisał: “Nie ma gwarancji, iż szczupłe przyznane Kościołowi prawa będą respektowane! To wszystko są ogólniki!!! Rzekome korzyści zostaną niebawem sprowadzone do zera!".

Dostrzegał jednak i pozytywne następstwa: “Zyskuje się względny spokój przez stępienie ostrej akcji szkalowania Kościoła i jego Hierarchii oraz procesów!". Wyrażał obawy, sugerując przeredagowanie punktów grożących ograniczeniem autorytetu Stolicy Apostolskiej i złymi następstwami kolektywizacji wsi. Liczył na korzystną modyfikację rządowych postulatów pod warunkiem zdecydowanej postawy Episkopatu. To skłania do przyjęcia tezy o kontestowaniu przez biskupa kieleckiego projektu umowy przed jej zawarciem.

Sceptycyzm hierarchy zanika, gdy dokument podpisano. Przynajmniej tak wynika z nauki wygłoszonej w kilka dni po tamtym fakcie do księży i kleryków w kieleckim Wyższym Seminarium Duchownym, podczas wielkanocnych dni skupienia. Liczne skreślenia dokonane w rękopisie przez biskupa świadczą, że nie był to dokument wypracowany przez Episkopat, lecz własne refleksje. Warto zacytować fragmenty: “Prawdą jest, że Deklaracja ta nie jest najlepszą z teoretycznie możliwych, ale i to jest niezbitą prawdą, że w naszej rzeczywistości polskiej i w naszych warunkach praktycznie nieosiągalną jest na razie inna treść porozumienia. (...) Postawienie sprawy na ostrzu miecza, czyli doprowadzenie do stanu jeszcze okrutniejszej walki Rządu z Kościołem, postawiłoby naszych Katolików wobec alternatywy: z Kościołem lub przeciw niemu, a znając dotychczasową giętkość naszych wiernych, zwłaszcza inteligencji, nie podpisanie Deklaracji byłoby dla nich okazją do wielu odstępstw, apostazji, zdrady swych religijnych przekonań (...). Zwłaszcza, że bez skrupułów usprawiedliwialiby siebie zdradliwym w stosunku do Kościoła zachowaniem się wielu Kapłanów tak zwanych patriotów. Podpisanie więc Deklaracji rozładowuje te napięcia, wiele trudności usunie lub przynajmniej na jakiś czas złagodzi".

Proces wolbromski czy księża "patrioci"?

Wkrótce okazało się, że władze nie złagodzą antykościelnego kursu. Ze szkół państwowych usunięto kilkuset katechetów, nadal rozwijano ruch księży “patriotów". W diecezji kieleckiej już 19 kwietnia 1950 r. aresztowano dwóch księży z Wolbromia, proboszcza Piotra Oborskiego i wikariusza Zbigniewa Gadomskiego, których oskarżano o współpracę z tajną “Armią Podziemną" i współudział w zabójstwie. Władze żądały procesu kanonicznego. Bp Kaczmarek zwlekał, uznając, że sprawa miała miejsce przed podpisaniem porozumienia kwietniowego, zatem nie ma podstaw do zastosowania punktu 8. tego dokumentu o kanonicznym karaniu księży działających w podziemiu. Ponadto uważał, że otwarcie procesu kanonicznego stworzy precedens do nagminnego korzystania przez państwo z tego zapisu. Ponieważ nie uzyskał poparcia części biskupów ani prymasa, 16 stycznia 1951 r. (pierwszego dnia procesu przeciw m.in. księżom z Wolbromia) zdecydował o wszczęciu procesu kanonicznego. Był to krok nie tyle spóźniony, ile nie mogący powstrzymać władz przed dalszymi atakami na jego osobę. Oskarżenie o łamanie postanowień porozumienia, a nawet pośrednie wspieranie duchownych winnych czynów antypaństwowych, było wystarczającym pretekstem do aresztowania biskupa.

Jeśli wierzyć fragmentowi “Informacji nr 4 (60) dotyczącej kleru", opracowanej przez Departament V MBP 17 stycznia 1951 r., istniał wówczas ostry konflikt między biskupem a prymasem w sprawie księży z Wolbromia. W świetle materiałów operacyjnych MBP obrady Plenarnej Konferencji Episkopatu w Krakowie 15 stycznia “miały w pewnej części burzliwy przebieg. Słyszano podniesione głosy panów biskupów [sic] m.in. bp. Kaczmarka. W związku z tym wobec wcześniejszego wyjazdu biskupa Kaczmarka z Krakowa przed resztą biskupów oraz zapowiedzianego przez prymasa w chwili wyjazdu z Krakowa - wstąpienia do Kielc do bp. Kaczmarka - posiadamy dane, że burzliwy przebieg obrad wynikał z różnicy zdań i przeciwstawiania się niektórych biskupów stanowisku Kaczmarka w związku z procesem ks. Oborskiego i Gadomskiego". Bp Kaczmarek przez presję w sprawie księży z Wolbromia stał się pierwszą ofiarą porozumienia.

Pierwszorzędne znaczenie miał jednak inny motyw. Nie jest znany z literatury, ale wynika z osobistych wspomnień biskupa, przekazanych jednemu z bliskich współpracowników. Na ich podstawie można stwierdzić, że biskupa kieleckiego “wybrano", ponieważ w Episkopacie był najbardziej zdecydowanym przeciwnikiem tolerowania ruchu księży “patriotów". Bp Kaczmarek opowiadał się bowiem za natychmiastową likwidacją prorządowego ruchu księży występujących przeciw jedności duchowieństwa. Próbował przekonać do tego innych członków Episkopatu, a prawdopodobnie nawet Piusa XII. Jako członek Komisji Głównej był współautorem tzw. przestrogi Episkopatu do księży “patriotów" z 30 grudnia 1950 r. Aresztowano go trzy tygodnie po jej publikacji.

Aresztowanie i śledztwo

Stało się to wieczorem 20 stycznia 1951 r. Wcześniej cały dzień trwała rewizja w pomieszczeniach Kurii, dokonana przez funkcjonariuszy UB i kierowana przez płk. Józefa Światło. Nazajutrz sekretarz Episkopatu w rozmowie z sekretarzem KC PZPR Franciszkiem Mazurem usłyszał jedynie, że sprawa “jest poważna". Liczne interwencje (m.in. kard. Sapiehy i prymasa Wyszyńskiego) nie zmieniły tragicznego położenia osadzonego w więzieniu mokotowskim biskupa.

Zastosowano wobec niego brutalne metody wymuszania zeznań. W czasie wielogodzinnych, często nocnych przesłuchań podawano mu środki psychotropowe, a ich dawki zwiększano w niektórych okresach śledztwa czy na procesie. Biskupa głodzono, odmawiano mu pomocy lekarskiej, grożono m.in. przeprowadzeniem czystki personalnej w diecezji (wszak oprócz wikariusza generalnego ks. Jana Jaroszewicza aresztowano jeszcze kilkunastu księży). Aparat bezpieczeństwa był w posiadaniu wielu sekretów Kurii, które zdradził ks. Leonard Świderski - były kanclerz, pozostający w osobistym konflikcie z ordynariuszem. Pamiętano o kontaktach biskupa z amerykańskim ambasadorem Bliss Lanem, wspomagającym kościelną działalność charytatywną (zarzut szpiegostwa na rzecz USA i Watykanu miał stać się filarem aktu oskarżenia).

Śledztwo na bieżąco nadzorowało kierownictwo bezpieki, nie wyłączając płk Julii Brystygierowej, płk. Józefa Różańskiego, wiceministra gen. Romana Romkowskiego i ministra gen. Stanisława Radkiewicza. Po roku szef resortu miał jednak poważne wątpliwości co do efektów. W aktach kontrolno-śledczych odnajdujemy notatkę, którą kierował do Romkowskiego: “Wg mnie to stałe »poświęcanie się« Kaczmarka i akcentowanie, że mówi nie prawdę - rzekomo wg sugestii of. śl. - musi budzić niepokój odnośnie pracy dolnej (śledczej) z nim. Proponuję: Różański i Brystygier przyszykują się na piątek 29 II [1952 r.] w tej sprawie zreferują na kierownictwie wytyczne i kierunek dalszego śledztwa". Dokumenty źródłowe potwierdzają fakty odmowy złożenia podpisu przez biskupa wobec “przeinaczeń" dokonywanych w protokołach przez oficerów śledczych. Wynika to m. in. z systematycznych raportów z rozmów “na celi", składanych przez agenta o kryptonimie “SL". W takich okolicznościach dopiero po dwóch latach więzienia biskup zaczął się załamywać.

"Będzie proces"

W czasie spotkania kardynała Wyszyńskiego z Franciszkiem Mazurem, do którego doszło 23 grudnia 1952 r., reprezentant władz państwowych - wobec prośby o amnestię i zwolnienie bp. Kaczmarka - odparł krótko: “Będzie proces". Tymczasem narastał konflikt wokół wprowadzenia w życie dekretu lutowego z 1953 r. o obsadzaniu duchownych stanowisk kościelnych. Prymas nie mógł uznać faktycznego “upaństwowienia" Kościoła, a 8 maja Episkopat wystosował do Bieruta obszerny memoriał zawierający wyraźne stwierdzenie: “Rzeczy Bożych na ołtarzach Cezara składać nam nie wolno. NON POSSUMUS!". Protest spowodował ostrą reakcję władz. To w tym czasie starannie opracowano akt oskarżenia przeciw bp. Kaczmarkowi. Jego autorami byli: wiceprokurator Prokuratury Generalnej PRL Henryk Chmielewski, Roman Werfel, dyrektor Departamentu Śledczego MBP Józef Różański i naczelny prokurator wojskowy Stanisław Zarako-Zarakowski. Ostateczne brzmienie zatwierdzono na specjalnej naradzie w MBP. Następnie, gdy po śmierci Stalina ustabilizowała się sytuacja polityczna w ZSRR, tekst skonsultowano z tamtejszymi władzami.

Odpowiednio “przygotowanego" biskupa postawiono przed Wojskowym Sądem Rejonowym w Warszawie w poniedziałek 14 września 1953 r. Na ławie oskarżonych znaleźli się jeszcze: ks. Jan Danilewicz, ks. Józef Dąbrowski, ks. Władysław Widłak oraz s. Waleria Niklewska. Wszyscy rzekomo należeli do “antypaństwowego i antyludowego ośrodka", na którego czele stał bp Kaczmarek. W akcie oskarżenia został on nazwany wrogiem ludu polskiego, reakcjonistą i zwolennikiem faszyzmu, zdrajcą najistotniejszych interesów narodu. Napiętnowano jego związki z “najzaciętszymi wrogami ludu, jak z Mikołajczykiem, z tzw. »rządem londyńskim«". Zarzucano, że w okresie międzywojennym popierał akcje faszystowskie, podczas wojny współpracował z Niemcami, a w latach 1945-1951 współpracował “z wrogimi Polsce Ludowej zagranicznymi ośrodkami dywersyjno-szpiegowskimi". Jako “jeden z organizatorów antypaństwowego ośrodka, usiłował przemocą obalić władzę robotniczo-chłopską i ludowo-demokratyczny ustrój Polski".

Zgodnie z przygotowanym scenariuszem w pierwszym dniu procesu złamany wielomiesięcznym śledztwem biskup przyznał się do zarzucanych mu czynów. Zeznawał na podstawie “notatek", które w druku zajęły 30 stron. Istniały jednak bardzo istotne różnice między publikowanym stenogramem z procesu a słowami biskupa, które w formie pisemnej opracowano w Radiu Wolna Europa na bazie codziennych transmisji radia warszawskiego. Pokazowy proces zakończyło przemówienie prokuratora Zarakowskiego, który uznał Watykan za odwiecznie nastawiony antypolsko, a cały Kościół katolicki za siłę popierającą Hitlera, po zakończeniu wojny znajdującą się na “usługach imperializmu amerykańskiego". Prokurator nie analizował oczywistych jego zdaniem dowodów, ponieważ oskarżeni “przyznali się". Nie oszczędził za to inwektyw pod adresem biskupa.

W wyniku wyreżyserowanego spektaklu, pozostającego bez związku z podstawowymi zasadami postępowania karnego, 22 września zapadł wyrok. Głównego oskarżonego skazano na 12 lat więzienia, utratę praw publicznych na 5 lat i przepadek mienia na rzecz Skarbu Państwa m.in. za usiłowanie obalenia siłą ustroju, szpiegostwo na rzecz Watykanu i USA oraz podżeganie do wojny.

Po biskupie prymas

Proces był swego rodzaju ultimatum, postawionym kard. Wyszyńskiemu i biskupom. Próby pośrednictwa podjął się Bolesław Piasecki: usiłował skłonić kard. Wyszyńskiego do wydania oświadczenia potępiającego działalność polityczną bp. Kaczmarka. Tymczasem los prymasa został przesądzony już 23 września na posiedzeniu Sekretariatu Biura Politycznego. W protokole z obrad napisano: “W związku z informacją tow. Tomasza [B. Bieruta] o zachowaniu się Episkopatu po procesie biskupa Kaczmarka i innych, Sekretariat zaakceptował wniosek o zakazaniu arcybiskupowi Wyszyńskiemu - w związku z jego ogólnie wrogą postawą - wykonywania funkcji związanych z dotychczasowymi jego stanowiskami kościelnymi i ustalił wytyczne dalszych stosunków z Episkopatem". Bierut był więc zdecydowany internować prymasa, który nie potępił skazanego biskupa, a nawet zaprotestował przeciw bezprawiu. Tak więc proces ordynariusza kieleckiego zakończył się aresztowaniem 25 września prymasa. Episkopat zmuszono do przyjęcia dyktatu władz (jego przewodniczącym mianowano bp. Klepacza) i do wydania oświadczenia potępiającego bp. Kaczmarka oraz złożenia ślubowania na wierność PRL.

Po procesie wręczono nagrody i wyróżnienia dla zaangażowanych w jego przygotowanie. Minister bezpieczeństwa publicznego rozkazem nr 046 z 30 października zdecydował o nadaniu 11 oficerom orderów państwowych oraz przyznaniu nagród pieniężnych dla 24 funkcjonariuszy “za aktywny udział w rozpracowaniu antyludowego ośrodka kierowanego przez biskupa Kaczmarka oraz za prawidłowe i umiejętne przeprowadzenie śledztwa i przykładne przygotowanie do procesu publicznego, który pozwolił ujawnić wobec społeczeństwa antypolską i antyludową działalność reakcyjną części kleru katolickiego i Watykanu". W tydzień po procesie prokurator Zarako-Zarakowski został generałem brygady.

Tak przedstawiał się pierwszy akt dramatu, w którym główną rolę wyznaczono bp. Kaczmarkowi. Kiedy zwyciężyła “odwilż" i ster przejęła ekipa Gomułki, scenariusz rozwinięto. Bp Kaczmarek opuścił wprawdzie więzienie (pod koniec 1956 r.), ale w latach 60. władze usiłowały usunąć go z diecezji, sięgając po paszkwile, w których oskarżano go m.in. o liczne romanse. Niepokorny z Kielc - jak nazywa biskupa Antoni Dudek - uznawany był do końca życia za jednego z najbardziej nieprzejednanych wobec komunizmu hierarchów Kościoła w Polsce.

Ryszard Gryz jest doktorem historii, pracownikiem kieleckiego oddziału IPN i wykładowcą Akademii Świętokrzyskiej. Wspólnie z Antonim Dudkiem opublikował książkę “Komuniści i Kościół w Polsce (1945-1989)".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 40/2003