Spełnienie

Dzieci w Polsce mają dziś całkiem nieźle – mogą siedzieć w przedszkolu, dostają po 500 złotych na głowę, nie muszą zdawać egzaminu szóstoklasisty i, to już pewne, nie będą pracować do śmierci.

11.01.2016

Czyta się kilka minut

Stanisław Mancewicz /  / Fot. Grażyna Makara
Stanisław Mancewicz / / Fot. Grażyna Makara

Zaiste ciekawe, jak zagospodarują ten ocean wolnego czasu, choć zapewne wujcio Kurski z telewizji narodowej będzie się starać, on i jacyś na razie nieznani nam reżyserzy z Hollywood, czy może raczej Poliwood. Do tego wszystkiego Zelnik przywdział strój marszałka Piłsudskiego i prędko go nie zdejmie, oby Stwórca nie pokarał nas za to spostrzeżenie i tę wieszczbę. Ów aktor otrzymał niewątpliwie zadanie ważkie: zabawić nasze dzieci tak, by były grzeczne i miały się na kim wzorować. Jest to dlań niewątpliwie rola najważniejsza w życiu, pod warunkiem, że nie zacznie się przebierać za Kaczyńskiego. Czy dzieci się jakoś mile odwdzięczą? Czas pokaże, ale należy być sceptycznym. Dzieci, zwłaszcza gdy im utrudnić dojrzewanie, i gdy ktoś nudzi, bywają roszczeniowe i mocno kapryśne. Nie zdziwilibyśmy się, gdyby miały za złe, zwłaszcza Zelnikowi.

Dla dorosłych oferta jest takoż atrakcyjna. Są dwie jasne strony wydarzeń ostatnich. Po pierwsze, nie jest nudno, ale dla nas, dorosłych, kluczowe znaczenie mają jednak zmiany w ustawie o służbie cywilnej. One to nam, ludziom bez wykształcenia i doświadczenia w kierowaniu ludzkimi zasobami, otwierają niepodziewanie bramy do oszałamiających karier w administracji, oświacie, medycynie, państwowym biznesie, w sądownictwie, wojsku i służbach specjalnych.

Rzecz jasna są jakieś tam warunki, by do tych koryt się dopchnąć (jest to obecnie oficjalne określenie na posiadanie etatu). Otóż trzeba być koniecznie zwolennikiem PiS-u i miłośnikiem prezesa, jeść mięso i nie używać roweru, oto kwalifikacje kluczowe, ale cóż to dla nas, ludzi gibkich i elastycznych. Jeśli idzie o odruchy, poglądy i światopogląd, jesteśmy przecież do dyspozycji. Od zawsze. Jest nam zasadniczo wszystko jedno, czy będziemy dyrektorami, czy rektorami, ważne, że wreszcie jest taka perspektywa. O czym śnią ludzie bez kwalifikacji? O tym, że są prezesami, o służbowych samochodach i sekretarkach – oto sny te się spełniają na jawie. O czym śnią znachorzy? Plus minus o tym samym, o ordynowaniu nie w chlewiku, a w prawdziwym szpitalu, i takoż właśnie jest to już możliwie. Jeżeli to wszystko komuś cokolwiek przypomina, jeżeli ów ktoś ma jakiekolwiek skojarzenia, tym gorzej dla tego kogoś.

Słowem, teoretycznie jest bosko. Jest nad czym dumać, jest co analizować, można też wreszcie planować, a nie tylko sarkać, że się człowiek nie załapał, bądź martwić, że ongiś miast się uczyć chlał, że się szlajał, zbijał bąki i mimo uszu puszczał – jak się dziś okazuje – gówno warte pouczenia wapniaków, by kuć i dążyć do doskonałości.

Niewątpliwie skończył się dość wyjątkowy czas w naszej historii, krótki czas w miarę racjonalnych ocen rzeczywistości i takich działań ludu. Powróciliśmy z sukcesem do uprawiania tego, co wychodziło nam zawsze najlepiej i w czym czuliśmy się i czujemy się zawsze bosko, czyli oceniania świata spod brzmienia lęków, słowiańskich bojaźni i przesądów leczonych magią, zamawianiem bądź snuciem wizji własnego życia na podstawie snów bądź horoskopów. Było to – powiedzmy sobie szczerze – całkowicie nieuniknione. Jedyne, co dziwi, to aż ćwierć wieku przebyte bez kontemplacji tego typu w skali masowej. Oto takoż nie ulega kwestii, że nikt w ojczyźnie, choćby minimalnie zorientowany, nie może się czuć rozczarowany bądź oszukany, że miało być rzekomo inaczej. Oto miało być właśnie tak, jak jest. Głosy, że ktoś kogoś oszukał albo skrył swe plany, są zaiste szalenie cacane, ale współczucia żadnego wywołać nie mogą. Rzekł kiedyś ktoś mądry, że powszechne krakanie, iż politycy kłamią, jest daleko posuniętą przesadą. Oto politykom zapowiadającym w swych kampaniach zasadnicze zmiany po objęciu władzy należy zawsze wierzyć. Zwłaszcza gdy zapowiadają zmianę nie tyle ustroju, co świata.

Chińczycy powiadają, że rządzenie państwem jest podobne do gotowania małej ryby: że jedno i drugie wymaga wyczucia. Otóż u nas o wyczucie trudno, zarówno w kuchni, jak i w polityce – ktoś to już kiedyś powiedział, ale zapomnieliśmy kto. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Felietonista „Tygodnika Powszechnego”, pracuje w Instytucie Literackim w Paryżu.

Artykuł pochodzi z numeru TP 03/2016