Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
MADELEINE ALBRIGHT: Tak. "Gladiatora".
KIM DZONG IL: A ja "Amistad" Stevena Spielberga. To bardzo smutny film.
Lubił kino. Padł ofiarą swej pasji. Padł już za życia, ale padnie również pośmiertnie. Każdy, kto widział "Team America", pamięta Kima. Twórcy "South Park" uwiecznili północnokoreańskiego dyktatora nie tak, jak by sobie życzył.
Kim z pewnością siebie obejrzał i raczej się sobie nie spodobał. A przecież tyle rzeczy mu się podobało: Bondy, Godzille, Rambo. Widział wszystkie produkcje oscarowe i nawalanki z Hongkongu. Ulubieni aktorzy: Sean Connery i Elizabeth Taylor.
Lubił kino bez wzajemności. Niestety, sceny bondowskich tortur w "Die Another Day" - to prawdziwy policzek wymierzony w serce narodu północnokoreańskiego. Kim Dzong Il nie mógł tego przełknąć.
Bezgranicznie kochał kino. Dlatego polecił porwać najlepszego reżysera Korei Południowej. Odtąd artysta Shing Sang-ok musiał pracować dla niego. Tak powstało dzieło "Pulgasari". Do obejrzenia w całości on-line, więc nie będę psuł wrażenia opisem fabuły czy efektów specjalnych. Napiszę tylko, że chodzi o metaforę monstrualnie drapieżnego kapitalizmu.
Reżyser Shing Sang-ok desperacko wywiązywał się z zadania, wysłuchując komplementów dyktatora oraz narzekania na niesamodzielność myślową i ogólny twórczy uwiąd swoich północnokoreańskich kolegów. W końcu zdołał uciec. Niewdzięcznik.
Artyści, strzeżcie się kulturalnych władców!
PS. Dialog pomiędzy dyktatorem Korei Ludowo-Demokratycznej a sekretarz stanu USA: autentyczny.