Słów dość już padło, niech wreszcie nastąpią czyny

Wbrew obawom, zorganizowane w Berlinie przez Związek Wypędzonych obchody rocznicy Powstania Warszawskiego nie stały się prowokacją. Były politycznie i historycznie poprawne, momentami poruszające. Jakie wnioski płyną z tej uroczystości?.

01.08.2004

Czyta się kilka minut

Miejsce i czas dobrano nieprzypadkowo. Französischer Dom, czy tzw. Katedra Francuska, powstała w Berlinie jako świątynia hugenotów, którzy w XVII w. zostali wygnani z Francji i w liberalnych wówczas Prusach znaleźli nową ojczyznę. Genius loci jako symbol wypędzenia - to pasuje do logiki Eriki Steinbach. Jednak historyczna analogia jest nieuprawniona: Niemcy opuścili swe domy za Odrą nie z powodu wyznawanej religii, jak hugenoci, ale dlatego, że państwo niemieckie przegrało rozpętaną przez siebie “wojnę totalną".

Także data - 19 lipca - zorganizowanej przez Związek Wypędzonych uroczystości (pod patetycznym tytułem: “Empatia drogą do współistnienia - 60-lecie Powstania Warszawskiego") została dobrana świadomie i miała najwyraźniej sugerować historyczną paralelę: następnego dnia w Niemczech obchodzono 60. rocznicę zamachu na Hitlera w 1944 r. Jednak także i ta analogia, jeśli była zamierzona, nie jest uprawniona: trwającej 63 dni bitwy o wyzwolenie Warszawy spod niemieckiej okupacji i spóźnionej próby usunięcia Hitlera przez grupę niemieckich oficerów nie łączy nic - poza tym, że oba wydarzenia miały miejsce latem 1944 r.

Czy uroczystość w Katedrze Francuskiej była więc celową prowokacją? Jednak nie. Także dlatego, że biorący w niej udział tacy ludzie, szczerze zatroskani o pojednanie polsko-niemieckie, jak przewodniczący niemieckiego Episkopatu kard. Karl Lehmann czy Hans Maier, działacz Centralnego Komitetu Katolików Niemieckich, nie pozwoliliby wykorzystać się do jakiejkolwiek instrumentalizacji.

Wyrażając nadzieję, że takie uroczystości zbliżą oba narody, Lehmann mówił o polskim dążeniu do wolności i “historycznej linii, łączącej rok 1944 i 1989", która “uświadamia nam, jak wiele Polakom i ich walce o wolność ma do zawdzięczenia cała Europa", w tym szczególnie Niemcy. Dlatego “wspominanie bolesnych ofiar, jakie ponieśli Polacy w tej walce" jest “obowiązkiem nas wszystkich wobec historii"; “szczególnie jeśli chodzi o nas, Niemców, niedopuszczalna jest tu jakakolwiek relatywizacja". Przedstawiciel Kościoła ewangelickiego, prałat Stephan Reimers, zaznaczał, że pamięć o Powstaniu kieruje “nasz wzrok na wydarzenia, które poprzedziły wypędzenie Niemców". Hans Maier przypomniał wymianę listów między biskupami polskimi i niemieckim w 1965 r., zaledwie w 20 lat po wojnie, oraz trwające przed 1989 r. kontakty między różnymi środowiskami w Niemczech i Polsce. “Wielu ludzi angażowało się w ten dialog" - mówił, wymieniając po polskiej stronie m.in. Władysława Bartoszewskiego i “Tygodnik Powszechny". Również przedstawiciel Watykanu, nuncjusz Erwin Ender, nie pojawił się w Katedrze po to, by uczestniczyć w prowokacji.

Nie, ta impreza nie była prowokacją, ale raczej początkiem nowej, długofalowej strategii, mającej na celu realizację celów politycznych. Kluczowe w niej słowa to: empatia i współczucie dla cierpień innych. A uroczystość w Katedrze była pierwszym z serii takich wieczorów, poświęconych innym narodom. Celem tej nowej strategii Eriki Steinbach jest poprawa nadwerężonego politycznego wizerunku Związku Wypędzonych i jej samej.

Najlepszego po temu dowodu dostarczył główny mówca wieczoru: pisarz Ralph Giordano. Giordano, który przeżył Holokaust, wielokrotnie zabierał w przeszłości głos, gdy w Niemczech dyskutowano o historii i o jej skutkach dla współczesności. Teraz mówił o tragedii Warszawy przed 60 laty. Było to przemówienie szczere i przejmujące.

Potem jednak, na koniec, mówca odszedł od przygotowanego manuskryptu i - zaznaczając, że teraz będzie “konieczny epilog" - wypowiedział słowa, za które Erika Steinbach powinna mu być dozgonnie wdzięczna. Najpierw bardzo emocjonalnie poparł forsowany przez Steinbach projekt “Centrum przeciw Wypędzeniom", a następnie wygłosił teatralną filipikę przeciw wszystkim przeciwnikom Eriki Steinbach. Wszyscy oni, mówił, widzą w niej “ikonę" wroga, “czerwoną płachtę", podczas gdy on, Giordano, dostrzegł w niej prawdziwą przemianę i dlatego nie może milczeć, gdy nawet teraz, przy okazji tej uroczystości, neguje się jej dobrą wolę. Kierując swe słowa najwyraźniej do Polaków, Giordano wezwał, by “nie demonizować" Eriki Steinbach. Wzruszony do łez własnymi słowami, zebrał za to od wielu (choć nie wszystkich) zebranych rzęsiste oklaski.

Sama Erika Steinbach trzymała się zdecydowanie na uboczu. W jej krótkim, otwierającym uroczystość przemówieniu nie padło ani jedno słowo o “Centrum" czy o sprzeciwie, który w Polsce wywołała uroczystość w Katedrze. Zamiast tego wydawała się jakby niesiona swą nową ideą: wielokrotnie padały takie słowa, jak empatia czy współczucie dla polskich ofiar wojny; trzykrotnie Erika Steinbach odwoływała się do przesłania, które niesie polski hymn: “Jeszcze Polska nie zginęła" i ubolewała, że różne “grupy ofiar", w tym ofiary niemieckie, wolą dostrzegać jedynie własne cierpienia. Dlatego dziś, mówiła, “chcemy współczuć i pragniemy bardzo, by dane nam było doświadczyć współczucia ze strony innych".

Jakie wnioski płyną z tej uroczystości? Parafrazując Goethego, można powiedzieć tak: dość słów już padło, teraz nareszcie chcemy ujrzeć czyny. Niech Erika Steinbach pokaże, że potrafi nie tylko przemawiać.

Z drugiej zaś strony warto zauważyć, że werbalne ataki i karykatury Eriki Steinbach w mundurze SS nie posuwają debaty naprzód. Steinbach ma jasną strategię i cele, natomiast jej przeciwnicy trwają na dotychczasowych “pozycjach", ograniczając się do “działań obronnych".

Może powinniśmy przekonać się, na ile “ofensywa empatii" ze strony Eriki Steinbach jest poważna? Może powinniśmy zapytać przewodniczącą Związku Wypędzonych, czy teraz głosowałaby za traktatami niemiecko-polskimi, którym była przeciwna w 1992 r., podczas debaty ratyfikacyjnej w Bundestagu? Może powinniśmy sprawdzić, na ile autentycznie Erika Steinbach dystansuje się od celów Powiernictwa Pruskiego? I jak widzi dziś, po uroczystości w Katedrze Francuskiej, swe dalsze plany odnośnie do “Centrum"? Odpowiedzi - w postaci nie tylko słów, ale czynów - pozwolą ocenić, ile warte są deklaracje o empatii i współczuciu.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
(1935-2020) Dziennikarz, korespondent „Tygodnika Powszechnego” z Niemiec. Wieloletni publicysta mediów niemieckich, amerykańskich i polskich. W 1959 r. zbiegł do Berlina Zachodniego. W latach 60. mieszkał w Nowym Jorku i pracował w amerykańskim „Newsweeku”.… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 31/2004