Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
O tym, że Madonna jest artystką-skandalistką, wiadomo nie od dziś. 1 sierpnia, data jej koncertu na Stadionie Narodowym, była znana już w lutym. Ale protesty przeciwko występowi są nie tylko spóźnione. Są nieudane.
Protestować trzeba umieć – trzeba wiedzieć, kiedy, jak i pod jakim adresem to robić. Zwłaszcza jeśli inicjatorom takich akcji zależy na powodzeniu.
KONTROWERSJE I MARKETING
Odpowiedź na pytanie, jaką postawę przyjąć wobec warszawskiego koncertu Madonny, wcale nie jest prosta. Opinia publiczna – także katolicka – jest podzielona. Jedni twierdzą, że protest przeciwko koncertowi, filmowi, reklamie czy sztuce teatralnej, która zawiera treści skandalizujące lub nawet bluźniercze, jest wodą na młyn samych artystów. Skandal jest bowiem „wliczony w koszta”, przewidziany – a może nawet zaplanowany – tylko po to, by uzyskać dodatkowy rozgłos i reklamę. O wielu (pseudo)artystycznych działaniach nikt by się nie dowiedział, gdyby nie protesty. W takich przypadkach milczenie opinii publicznej byłoby fiaskiem pomysłodawców. Inni twierdzą jednak, iż protestować nie tylko można, ale i trzeba. Brak reakcji utwierdza bowiem skandalistów w słuszności ich działań i prowokuje do przekraczania kolejnych granic.
Między skrajnymi stanowiskami trzeba znaleźć wyjście pośrednie, a jest nim protest dobrze przygotowany, rzeczowy i wyrażony za pomocą instrumentów, jakie daje prawo.
Przeciwko koncertowi Madonny zaprotestowali powstańcy, Krucjata Młodych oraz Katolickie Stowarzyszenie Dziennikarzy. Ten ostatni akt ks. Artur Stopka, dziennikarz i b. rzecznik archidiecezji katowickiej, skomentował na Facebooku słowami: „Teraz się obudzili? Czemu nie protestowali kilka miesięcy temu, gdy ogłaszano termin jej występu? Niech nie robią kpin i wstydu Kościołowi”.
Rozumiem intencję ks. Stopki, który – co należy podkreślić – nie neguje samego protestu, ale z dystansem odnosi się do jego terminu. W proteście dziennikarzy przeczytałem: „Zaproszenie do Warszawy znanej ze swojego negatywnego nastawienia do religii chrześcijańskiej i prowokacyjnych odniesień do najgłębszych uczuć ludzkich, skandalistki w dniu narodowego święta heroizmu Polaków uważamy za potwarz, aby właśnie tego dnia podczas koncertu piosenkarka szydziła z ważnych dla Polaków wartości, za które oddawali oni swoje życie”. Mam nadzieję, że koledzy dziennikarze – jak sugerują w tekście – mają dowody na to, że piosenkarka rzeczywiście została przez kogoś specjalnie „zaproszona” do występu w Polsce właśnie w rocznicę Powstania Warszawskiego. Formułując bowiem taką sugestię, można się narazić już nie tylko na protest, ale i na proces.
PARYSKA SKARGA
Krucjata Młodych zachęca do akcji mailingowej. I słusznie. Jest to obecnie uznany sposób wyrażania swojej opinii na jakiś temat. Każdy obywatel ma prawo do wyrażenia swojej opinii, żyjemy bowiem w wolnym kraju.
I tutaj jednak można się pokusić o większą rzeczowość i wrażliwość. W formularzu listu protestacyjnego czytamy: „Stanowczo protestuję przeciwko organizacji w Warszawie na Stadionie Narodowym w dniu 1 sierpnia 2012 roku koncertu piosenkarki Louise Ciccone, zwącej się »Madonną«”. Wystarczy zajrzeć do internetu, by się dowiedzieć, że pani Ciccone wcale się tak sama nie zwie – jak sugerują autorzy listu – ale że jest to jej imię chrzestne, odziedziczone zresztą po matce – Madonnie Fortin Ciccone. To, na ile piosenkarka świadomie używa tego imienia w działalności artystycznej, by podkreślić – jeśli można tak powiedzieć – swoistą religijność, jest zupełnie innym zagadnieniem.
Na stronie Krucjaty można także znaleźć banner wzywający do akcji „Nie idę na koncert »Madonny«”. Sam jestem gorącym zwolennikiem takich akcji. Chrześcijanin musi pamiętać, że ma wolny wybór. Nie musi iść na koncert Madonny, oglądać bluźnierczego filmu czy skandalizującej wystawy. Jedna z prawniczych paremii brzmi: „Volenti non fit iniuria” – „Chcącemu nie dzieje się krzywda”. Trudno, by skarżył się ten, kto na koncert pójdzie wiedziony pragnieniem zobaczenia skandalu. A skandal można znaleźć już na wspomnianym bannerze, na którym – zapewne w dobrej wierze – autorzy protestu umieścili zdjęcie Madonny w koronie cierniowej i wiszącej na krzyżu podczas koncertów w ramach trasy Confession Tour (2006). Propagowanie na bannerze tego – dla wielu wierzących ludzi – bluźnierczego w swej istocie wizerunku wcale nie służy ochronie świętości krzyża, a nawet – jak sądzę – można uznać to za czyn gorszący, w pewnym bowiem sensie zmusza do jego oglądania tych, którzy chcą się dołączyć do protestu.
Ostatecznie jest jeszcze droga sądowa. Podczas koncertu Madonny, który 14 lipca (w dniu święta narodowego) odbył się w Paryżu, w trakcie jednej z piosenek na ekranie wyświetlano twarz Marine Le Pen, przywódczyni Frontu Narodowego, ze swastyką na czole, co miało sugerować nazistowską interpretację ideologii tej partii. 19 lipca do sądu została złożona skarga o zniesławienie. W polskim kodeksie karnym istnieje przestępstwo obrazy uczuć religijnych. Trwa dyskusja o jego zasadności, ale dopóki taki przepis istnieje, można przecież z niego skorzystać. W tym przypadku rzeczowa skarga pojedynczego obywatela może być skuteczniejsza od wszystkich gorączkowych, emocjonalnych – a często także ośmieszających ich autorów – protestów.
Ks. ANDRZEJ DRAGUŁA (ur. 1966) jest kapłanem diecezji zielonogórsko-gorzowskiej. Doktor hab. teologii, kierownik Katedry Teologii Pastoralnej, Liturgiki i Homiletyki na Wydziale Teologicznym Uniwersytetu Szczecińskiego. Stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”, członek Rady Naukowej Laboratorium WIĘZI.