Skąd wziął się Różewicz?

Pytanie to powraca często – z powodu ciekawości poznawczej, ale również ze zdumienia, które odczuwamy podczas lektury wierszy Różewicza.

04.10.2021

Czyta się kilka minut

Centrum Historii Zajezdnia, fragment wystawy „Szuflada Różewicza” na pl. Solnym. / KAROL MACHI / ARCHIWUM CENTRUM HISTORII ZAJEZDNIA
Centrum Historii Zajezdnia, fragment wystawy „Szuflada Różewicza” na pl. Solnym. / KAROL MACHI / ARCHIWUM CENTRUM HISTORII ZAJEZDNIA

Za każdym razem, gdy czytamy wielkiego poetę, czujemy, że mówi on niejako za nas; że wypowiada to, co zaledwie przeczuwaliśmy, ale teraz już jesteśmy pewni, iż zawsze w nas było; że odtąd to, co wypowiedział poeta, należy już nie tylko do niego, ale również do nas samych. Pytamy wtedy: jak to możliwe? Od kogo poeta ma taki dar? Skąd biorą się poeci?

Odpowiedzi są dwie. Pierwsza, chyba bardziej precyzyjna, brzmi: znikąd. Posłużmy się przykładem „Pana Tadeusza” (choć można w to miejsce podstawić dowolne wybitne dzieło). Nawet gdyby dało się zrekonstruować wszystkie okoliczności, które towarzyszyły jego powstaniu, i nawet jeśli w ten sposób potrafilibyśmy, jak ufamy, objaśnić sens poematu, to logika ta nie działa w drugą stronę. Przy użyciu całej możliwej wiedzy i angażując wszystkie nasze siły twórcze, nie zdołamy napisać ponownie „Pana Tadeusza”. Wielkie dzieła pojawiają się niespodziewanie i przychodzą jakby znikąd, nawet jeśli ex post jesteśmy w stanie wykazać, że ich powstanie było „logiczne”, że wynikało z wcześniejszych i dających się zrekonstruować przesłanek, że istniała swego rodzaju „konieczność”, która kierowała autorem.

To samo dotyczy wielkich poetów: też przychodzą znikąd. Jak Różewicz. To z tego powodu w rozmowie z Kazimierzem Braunem na pytanie, kim jest, Różewicz odpowiada: „jestem Tadeuszem Różewiczem”. Owa formuła „ja Różewicz jestem Różewiczem” wydaje się bardzo znacząca. Jest ścisła oraz pełna treści – i tylko pozornie tautologiczna. Tak samo jak pozornym paradoksem jest stwierdzenie, że precyzyjne wyjaśnienie, skąd bierze się wielki poeta, brzmi: znikąd.

Druga odpowiedź jest trudniejsza i mniej jasna: wielcy poeci pochodzą od swoich poprzedników. Jednak relacja między poprzednikiem i następcą bywa bardzo zawikłana i może przyprawiać o prawdziwy zawrót głowy. Jak sprawa się ma w przypadku Różewicza?

Ojciec i dziadek

Wskazuje on jako swego bezpośredniego poprzednika Juliana Przybosia, wielkiego poetę awangardy urodzonego w roku 1901. Nazywa go „ojcem”. Wymienia też swego „dziadka”: jest nim urodzony w 1878 roku Leopold Staff. „O ile Przyboś był, powiedzmy, surowym ojcem, wymagającym mniej ciepła i podobnych uczuć, to Staff był »dobrym dziadkiem«, ale z bystrym okiem”, wspominał. Zatem wymagający ojciec i wyrozumiały dziadek. Ale różnic jest więcej. Staff i Przyboś to poeci bardzo osobni, a nawet przeciwstawni.

Staff wywodził się z tradycji klasycyzmu, co oznacza, że pojmował literaturę poprzez kategorię kontynuacji. Różewicz postrzegał Staffa jako postać wręcz domykającą główną linię rozwoju polskiej poezji, zapoczątkowaną jeszcze przez Jana Kochanowskiego (z czego nie wynika – jak czasem błędnie się sądzi – że przypisywał Staffowi taką rangę, jaką ma Kochanowski). Przyboś, urodzony u zarania XX wieku, to z kolei poeta nowoczesny: dla niego kluczową kategorią historyczną było zerwanie. Również dla niego Kochanowski był wielkim poetą, ale nie z tego powodu, że stworzył wzory godne naśladowania, lecz dlatego, że radykalnie zerwał z tradycją łacińską i dał prawdziwy początek polskiej literaturze. Być wiernym Kochanowskiemu nie oznacza restaurowania ustanowionego przez niego porządku, lecz porządku tego odrzucenie. Ktoś, kto chce Kochanowskiego naśladować naprawdę, zdradza go.

Różewicz usytuował się w osobliwy sposób zarówno wobec tradycji kontynuacji tradycji, jak i tradycji podważania tradycji. Uczynił to konstruując i opatrując posłowiem autorski wybór wierszy Staffa „Kto jest ten dziwny nieznajomy” (1964). Staff po wojnie zmienił swoją poetykę – i jakby upodobnił się do Różewicza, natomiast Przyboś pozostał taki sam. Rzecz jasna sprawa jest sporna. Przyboś uważał, że zmienia się niemal z każdym swoim tomem, czułym uchem wsłuchując się w przemiany nowoczesności. Staff z kolei zapewne nie sądził, że zmienił się aż tak znacznie, jak postrzegał to Różewicz. Dość, że w oczach Różewicza Przyboś okazał się dogmatycznym przedstawicielem literatury opartej na idei ciągłości, Staff natomiast okazał się kimś, kto odważył się na zerwanie. Co ważne, nie tylko z tradycją, ale niejako z samym sobą, ze swoją własną poetyką. To Różewiczowi bardzo imponowało.

Uzasadnieniem przyjętej przez Różewicza perspektywy była, jak wspomnieliśmy, II wojna światowa, a ściślej mówiąc, jej konsekwencje dla kultury. „Czułem, że coś skończyło się na zawsze dla mnie i dla całej ludzkości. Coś, czego nie uchroniła ani religia, ani nauka, ani sztuka...” – pisał Różewicz w 1965 r. w programowym eseju „Do źródeł”. Po wojnie nic nie będzie i nie może być już takie samo. Myśl, że da się po prostu odbudować to, co legło w ruinie, jest naiwna i niemądra: przecież ta kultura, którą mielibyśmy odbudowywać, doprowadziła do masowego ludobójstwa (a w każdym razie nie potrafiła mu zapobiec)!

Heroizm zerwania

Różewicz zatem odrzucił heroizm Przybosia, który – mimo świadomości, że wojna to świadectwo załamania się nowoczesności – usiłował przy nowoczesności trwać i nie zwątpił w jej obietnice. Może z tego powodu, że był komunistą. Różewicz, który uwierzył w powstanie nowej socjalistycznej Polski, poczuł się po roku 1956, po upadku socrealizmu, raz jeszcze (bo najpierw zawiodły „religia, nauka i sztuka”) oszukany. Uznał więc Przybosia za twórcę skandalicznie zaślepionego. Bardziej podobał mu się heroizm Staffa – i tylko taki heroizm był w stanie heroizmem nazywać.

W poświęconym pamięci Staffa poemacie „Niejasny wiersz” opisywał go jako kogoś przywiązanego „tysiącem nici / do tego świata / ściętego toporem”. Jako kogoś, kto „odszedł ciągnąc za sobą / sieć”, zerwane nici zapewniające ciągłość historii. Uznał go za pisarza, który wysnuwał „z ciemności świata / jasność i zgodę”. Staff mógłby być zatem „nauczycielem i mistrzem”, którego Różewicz szukał w słynnym wierszy „Ocalony”, choć – by tak rzec – w bardzo skromnym wydaniu. Nie uczył – bo był zbyt uczciwy, aby w to wierzyć – jak związać ponownie to, co zostało porwane, ale pokazywał, jak po omacku rozeznać się w nowej sytuacji. Sytuacji bezprecedensowej – wojna to był przecież dla Różewicza biblijny potop. Wybór między Przybosiem i Staffem nie był zatem wyborem między dwoma heroizmami, lecz między pewnością siebie i zarozumiałością a heroizmem i skromnością.

Po latach Różewicz powie o swoim wyborze wierszy Staffa: „Był to karkołomny eksperyment. Chciałem pokazać Staffa nowego, Staffa który przeskoczył »awangardę« (...) i znalazł się nagle w krainie destrukcji. Staff udał się w »nieznane«...” („Posłowie”). Udał się „w nieznane”, gdyż, jak mówiliśmy, sytuacja, w jakiej kultura znalazła się po wojnie, nie miała precedensu. Znalazł się w „krainie destrukcji”, to znaczy po drugiej stronie cięcia, którego dokonała wojna oraz Holokaust. Musimy przy tym wszystkim pamiętać, że Różewicz miał matkę Żydówkę (która stała się gorliwą katoliczką, szczególnie przywiązaną do kultu maryjnego). Na czym polega owa „karkołomność”? Na tym, że Staff okazał się młodszy od starszego od siebie o ponad 20 lat Przybosia. Tak jakby zamienili się miejscami. Słowem, dziadek okazał się ojcem, a ojciec dziadkiem.

Ale to jeszcze nie koniec, zaszła jeszcze jedna niespodziewana zmiana miejsc. Otóż Różewicz podkreśla, że zaczynał w punkcie, w którym Staff niejako się zatrzymał. Że startował z wiedzą, którą Staff posiadł pod koniec życia, i z którą nie do końca wiedział, co uczynić. Różewicz jako poeta zdaje sobie sprawę, że nie ma do czego wracać – że kultury nie można po prostu odbudować, że to nic nie da. Nie da się również wrócić do wspaniałej przeszłości – i to nie tylko dlatego, że wcale wspaniała nie była. Różewicz wprawdzie nazywa Staffa „Starym Poetą”, ale nie po to, aby zaznaczyć, że sam jest „młody”. Na odwrót, chce powiedzieć, że tak naprawdę jest starszy od Starego Poety. Słowem – wnuk okazał się starszy od dziadka.

Do czego doszliśmy? Że Staff jest młodszy od Przybosia, a Różewicz starszy od Staffa. Oczywiście, nie ma to nic wspólnego z tym, co mówi kalendarz. Ale niemal każdy wielki poeta robi ze swoimi poprzednikami to, co zrobił Różewicz: ukazuje ich jako swoich następców. Być może zatem z dwóch odpowiedzi na pytanie, skąd wziął się Różewicz, tylko ta pierwsza jest prawdziwa. Nawet jeśli może się wydawać „karkołomna”. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 41/2021

Artykuł pochodzi z dodatku „Tadeusz Różewicz. Stulecie urodzin