Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
O dramaturgii rozmowy, o jej tonacji i zasadniczym przesłaniu, zadecydowała, jak się zdaje, początkowa wymiana zdań. Dziennikarze "Wyborczej" zaczęli od pytania jawnie wieloznacznego i jawnie ironicznego: "Europa się wali. Premier zaciska pasa. Jak żyć, panie prezydencie?". Bronisław Komorowski odpowiedział jednoznacznie, tym samym przekreślając inne reakcje (i inne scenariusze rozmowy): "Ani Europa się nie wali, ani premier aż tak bardzo pasa nie zaciska. To nie pierwszy kryzys Unii".
Ani pierwsza odpowiedź prezydenta, ani odpowiedzi następne nie zdziwiły mnie i nie zaskoczyły. Nie jest tajemnicą, iż Bronisław Komorowski stara się budować obraz prezydentury spokojnej, zrównoważonej, chcącej unikać skrajności i jednostronności. W świecie, w którym za dużo jest negatywnych emocji i nieustających konfliktów - takie kultywowanie spokoju zasługuje na szacunek i budzi pozytywne skojarzenia. Rzecz w tym jednak, że spokój nie jest lekiem na wszystko.
Zgoda: ludzi (nie tylko Polaków) nie należy straszyć, nie należy w nich wzniecać reakcji histerycznych. Ale też: poważne traktowanie społeczeństwa wymaga wskazywania tego, co jest rzeczywistym problemem, co nam zagraża, co może zburzyć kruche poczucie spokoju i równowagi.
Powiada prezydent Komorowski: "Czasy są trudne, ale dla Europy. Dla Polski - raczej zachęcające". Cóż, może kogoś takie wyłączenie naszego kraju z kłopotów Unii uspokaja. Może kogoś przekonują ogólnikowe wywody o powrocie postaw ekstremistycznych i unikowe odpowiedzi na temat ustaw dotyczących in vitro i związków partnerskich. Od siebie mogę powiedzieć tylko tyle: jako wyborca, który głosował na Bronisława Komorowskiego, nie czuję się ani uspokojony, ani przekonany.