Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Tylu komplementów po francusku Anglicy nie słyszeli od czasów Plantagenetów. Deklaracji anglofilizmu, złożonej przez Nicolasa Sarkozy’ego nie przeszkodziły wielkie obrazy z bitew pod Waterloo i Trafalgarem, zdobiące salę Pałacu Westminsterskiego, w której prezydent Francji przekonywał członków Izby Lordów i Gmin, że ostatnie zlodowacenie we wzajemnych stosunkach w ogóle nie wystąpiło. Nie było słowa o Iraku, Sarkozy odwołał się za to do francusko-brytyjskiej współpracy z innej wojny, do "Serdecznego Porozumienia", apelując o większe zaangażowanie Londynu w Europie. Entente Cordiale działało, jak wiadomo, przeciw Niemcom. Ale Angela Merkel nie musi się niepokoić. Przywołanie tego symbolu - w przeciwieństwie do pewnego telewizyjnego orędzia - nie miało podtekstu antyniemieckiego.
Jak powiedział Sarkozy, niemiecko-francuski "motor" jest w Unii nie do zastąpienia, ale już nie wystarcza. Czy próba zbudowania "triumwiratu" z udziałem Wielkiej Brytanii, który miałby nadawać ton UE, tym razem się powiedzie? Bardzo wątpliwe. Londyn uległ urokowi prezydenckiej pary, ale pozostaje w stanie głębokiego eurosceptycznego odrętwienia. Sam premier Gordon Brown zdradza objawy chronicznej alergii unijnej.
Budują go także wspólne pozycje w sprawie poszerzenia G8 i Rady Bezpieczeństwa ONZ czy nowe zaangażowanie Francji w Afganistanie. Umacnia go też wspólny interes gospodarczy, a zwłaszcza entente nucléaire: brytyjski program budowy elektrowni atomowych opierających się na bogatych francuskich doświadczeniach w tej sferze.
Nowa entente amicable może się jednak skończyć przy okazji sporów wokół olimpiady, członkostwa Turcji w Unii, europejskich struktur obronnych, reformy polityki rolnej czy odmiennej wizji globalizacji. Na razie służy odbudowywaniu nad Sekwaną autorytetu Sarkozy’ego, krytykowanego za zbyt liczne inicjatywy, z których w końcu nic nie wychodzi.