Rzecznik czasu przeszłego

W ostatnich latach Rzym osłabił pozycję lokalnych Episkopatów, wychodząc z założenia, że lepiej bezpośrednio wyposażyć każdego biskupa w autorytet i odpowiedzialność - wtedy Watykan ma większą możliwość forsowania własnych rozwiązań. Taka taktyka mści się jednak w sytuacjach kryzysowych.

MAREK ZAJĄC: - Czy po kolejnym skandalu seksualnym austriacki Kościół jest nadal wiarygodny?

KS. PAUL M. ZULEHNER: - Występując w mediach, staram się przekonywać, że diecezja St. Pölten jest niechlubnym wyjątkiem - powiedziałbym: samotną wyspą - w austriackim katolicyzmie. Naturalnie, owa duszpasterska super-wpadka postawiła przed Kościołem pytanie o sposób reakcji. Na razie pojawiły się dwa rozbieżne style postępowania. Pierwszy uprawia biskup Kurt Krenn, który sądzi, że takie problemy można jak dawniej bagatelizować i powtarzać, że właściwie nie wydarzyło się nic szczególnego. Z drugiej strony zdecydowana większość Kościoła, w tym Konferencja Biskupów, stoi na stanowisku, że tak być nie może. Musimy użyć wszystkich dostępnych mechanizmów, aż po Watykan.

Moim zdaniem centralny problem nie leży w tym, że w Kościele dochodzi do incydentów czy konfliktów, ale jak w warunkach rozwiniętego społeczeństwa medialnego Kościół obchodzi się z takimi przypadkami. Kard. Christoph Schönborn, ale także inni biskupi, jak np. Alois Kothgasser z Salzburga czy Egon Kapellari z Grazu, wybrali politykę przejrzystą i otwartą: “Mamy problem, musimy się zdecydowanie zabrać za jego rozwiązanie".

  • Watykan nie tak daleko

- W jednym z wywiadów biskup Krenn powiedział wręcz, że cała sprawa winna "g...o obchodzić Konferencję Biskupów".

- Abstrahując od sformułowania językowego - łagodnie mówiąc: nieszczęśliwego - bp Krenn jest w błędzie, twierdząc, że nieszczęśliwe wypadki w jego diecezji nie mają wpływu na życie Kościoła gdzie indziej. Podczas wywiadu dla bawarskiego radia zapytano mnie np., czy młodzi ludzie w ogóle powinni wstępować do seminarium, skoro muszą się z liczyć z tym, że jest to miejsce rozkwitu kultury homoseksualnej i pedofilii. Jedna z gazet donosi, że po ujawnieniu skandalu w St. Pölten wzrosła liczba wystąpień z Kościoła... w archidiecezji wiedeńskiej. Mój przyjaciel, krajowy biskup ewangelicki, mówi, że wierni występują także z jego Kościoła. Ludzie nie dokonują rozróżnień, ale od razu nabierają przekonania, że widocznie każdy Kościół jest do niczego i tylko prywatnie praktykowana duchowość ma przyszłość. Dlatego skandal w St. Pölten może spowodować fundamentalne szkody we wszystkich wspólnotach religijnych. To, czy wykaraskamy się z kryzysu, zależy od działań austriackich biskupów, kard. Schönborna, a przede wszystkim Watykanu. Byłoby katastrofą, gdyby Stolica Apostolska poszła tropem argumentacji biskupa Krenna.

- W przypadku kilku ostatnich skandali w Kościele zawiódł ten sam mechanizm: biskupi podlegają wyłącznie Papieżowi, a Watykan jest czasem bardzo daleko. Kościół lokalny pozostaje bezradny, Stolica Apostolska nie zna dobrze sprawy, czas mija...

- Nad rozwiązaniem problemów duszpasterskich diecezji St. Pölten nasz Episkopat pracuje od co najmniej pół roku, zajmując się rezygnacją tamtejszego sufragana, bp. Heinricha Faschinga. Biskupi są w stałym kontakcie z Watykanem. Problem, który ujrzał światło dzienne w ostatnich dniach, nie jest nowy. Skandal seksualny tylko zaostrzył sytuację i zintensyfikował podejmowane dotąd wysiłki. Wedle mojej wiedzy zarówno kard. Sodano, jak i kard. Ratzinger, są przekonani, że należy sięgnąć po rozwiązania radykalne. Jedynym, którym jeszcze broni Krenna, jest zaprzyjaźniony z nim abp Dziwisz. Kuria rzymska powinna zwrócić baczniejszą uwagę, by rozwiązanie problemów dotykających cały Kościół nie było hamowane przez jedną osobę.

Zresztą w przypadku St. Pölten Watykan wcale nie jest tak daleko. Kard. Sodano był tu przed kilkoma tygodniami w związku z Katolikentagiem i na pewno rozmawiano także o tym problemie. Wiem również, że nuncjusz codziennie informuje go o rozwoju sytuacji. Z pewnością wkrótce dojdzie do zmian; małych czy wielkich - to już inne pytanie. Dużą zmianą byłoby poproszenie biskupa Krenna o ustąpienie, małą - do St. Pölten w następstwie biskupa Faschinga trafia koadiutor, który przejmuje zarządzanie diecezją. Tak było już w Wiedniu, gdy biskup pomocniczy Schönborn przejął jako koadiutor wszystkie uprawnienia kard. Groëra.

  • Prawdy biskupa Krenna

- Jako jedyny mówi Ksiądz Profesor publicznie o tym, o czym inni opowiadają nieoficjalnie: że biskup Krenn ma kłopoty z alkoholem.

- To kwestia uczciwości i przejrzystości, a także w pewnym sensie ochrony samego biskupa. Uważam, że w przypadku skandalu nie można moralizować i zakładać, że ktoś ma złe zamiary. Moim zdaniem bp Krenn opiera swe urzędowanie na subiektywnie uczciwych przesłankach, np. założył, że każda parafia w jego diecezji powinna mieć księdza. By osiągnąć taki cel, zdecydował się przyjmować każdego, kto wyraził zainteresowanie wstąpieniem do seminarium - także tych, których gdzie indziej odprawiono z kwitkiem. Biskup nie pytał, dlaczego ich odrzucono, z jakimi problemami borykali się w życiu. To nie zbieg okoliczności, że w zeszłym roku wyłowiono z Dunaju ciało jednego z kleryków z St. Pölten, a dziś jesteśmy świadkami skandalu pedofilskiego. Poza tym, żeby mieć jak najwięcej kleryków, bp Krenn zrezygnował z przestrzegania reguł obowiązujących w pozostałych seminariach Austrii. Kandydat do kapłaństwa musi przejść rok propedeutyki w zorganizowanym przez Episkopat ośrodku w Horn. Tam z bliska obserwujemy, czy ma powołanie, czy jest już w pełni ukształtowanym mężczyzną, czy może chłopcem o niedorozwiniętej seksualności.

Do tego dochodzi jeszcze wspomniana osobista tragedia biskupa Krenna: po śmierci matki coraz mocniej popadł w uzależnienie od alkoholu. Kiedy przychodził na różne posiedzenia, zawsze miał alkohol pod ręką. Dobrze wiadomo, że alkoholik na kierowniczym stanowisku szuka uznania i akceptacji w oczach innych, a jednocześnie nie jest w stanie uczynić tego, co w zaistniałej sytuacji jest jedynym wyjściem - odważnie ustąpić miejsca i poprosić kogoś innego, aby wyciągnął z błota diecezję. Bo przecież trudno sobie wyobrazić, by biskup Krenn sam teraz badał sprawę: nie można być jednocześnie sprawcą i sędzią. Nie wolno ograniczyć się do kontroli w seminarium, należy zanalizować także rządy samego ordynariusza. I druga konsekwencja: jeżeli ordynariusz sprowokował skandal, jest jasne, że nie potrafi rozwiązać problemu. Potrzeba nowego człowieka.

- Jeżeli biskup miał takie problemy, czy współwiny za skandal nie ponoszą także inni biskupi, którzy wiedzieli o wszystkim?

- W Kościele mamy do czynienia z przenoszeniem ciężaru z kolegialności na osobistą odpowiedzialność biskupów. W ostatnich latach Rzym osłabił pozycję lokalnych Episkopatów, wychodząc z założenia, że lepiej bezpośrednio wyposażyć każdego biskupa w autorytet i odpowiedzialność - wtedy Watykan ma większą możliwość forsowania własnych rozwiązań. Taka taktyka mści się jednak w sytuacjach kryzysowych. Bp Krenn może dziś twierdzić, że jeżeli cała sprawa powinna kogoś obchodzić, to co najwyżej Papieża.

- Dlaczego biskup Krenn, choć - jak twierdzi prasa - od miesięcy wiedział o szerzącym się w seminarium zgorszeniu, nie podjął zdecydowanych kroków?

- Nie doceniał wagi problemu. A przecież, pamiętając i o sprawie Groëra, i o tym, że w mediach lansuje się temat “Kościół a seksualność", powinien się spodziewać, że do podobnego skandalu może dojść też pod jego własnym dachem. To, że nie potraktował sprawy poważnie, świadczy o oderwaniu od rzeczywistości.

- Niektórzy twierdzą jednak, że skandal jest prowokacją wymierzoną w samego biskupa, który głosi konserwatywne poglądy i jest wierny Papieżowi.

- Przecież nie można powiedzieć, że kard. Schönborn nie jest wierny Papieżowi. Zresztą cała Konferencja Biskupów Austrii jest wzorcowym przykładem wierności nauce Papieża. Podstawowe pytanie w przypadku biskupa Krenna nie brzmi, czy jest wierny Ewangelii albo kościelnym zwierzchnikom, lecz - jak z teologicznego punktu widzenia rozumie prawdę, jak wyjaśnia Tradycję. Otóż biskup Krenn posługuje się pojęciem prawdy ukształtowanym przez filozofię Hegla, która służyła za podstawę wielu totalitaryzmom, np. cieszyła się wielką koniunkturą w czasach narodowego socjalizmu. Trzeba wiedzieć, że ojciec biskupa zginął jako ochotnik podczas walk we Francji w 1944 r., a jego matka była w tamtych czasach nauczycielką i po wojnie miała trzyletni zakaz wykonywania zawodu. Pochodzi zatem z rodziny przesiąkniętej duchem narodowego socjalizmu, co do dziś przejawia się choćby w jego wielkiej sympatii dla Partii Wolnościowej Jörga Haidera. Mówiąc inaczej: wywodzi się ze środowiska, gdzie prawdę rozumiano w kategoriach autorytarnych. Jego problem leży zatem nie w tym, że jest nadgorliwie wierny Papieżowi. Chodzi raczej o to, jak połączyć dwie wartości: prawdę i wolność.

Podjęta na Soborze Watykańskim II kwestia wolności religijnej nie znalazła jeszcze konkretnego rozwiązania w kościelnej rzeczywistości. Wciąż spotykamy ludzi, którzy mówią: stoimy po stronie prawdy, zatem nie możemy zważać na wolność. Z kolei inni twierdzą: skoro wybieramy wolność, nie możemy się opowiadać za prawdą - tym samym relatywizując pojęcie prawdy. Tymczasem najwyższą sztuką jest pogodzić wolność i prawdę. Z perspektywy teologicznej może się to udać tylko wtedy, gdy prawdę rozumiemy jako pojęcie osobowe, czyli łaskę Bożą dla człowieka. Ta logika daje jedyną możliwość podjęcia ze współczesnym człowiekiem rozmowy o Bogu.

  • Ostrożnie z nominacjami

- Jak będzie wyglądać przyszłość diecezji St. Pölten?

- Liczę, że rozstrzygnięcie zapadnie do jesieni: przyjdzie nowy biskup i może zostanie zwołany synod diecezjalny, żeby jasno określić, jak odbić się od dna i zrobić odważny krok naprzód, uprzednio troszcząc się o wybaczenie i pojednanie. Oczywiście potrzebny byłby biskup znany z umiejętności integracji różnych środowisk - na razie diecezja jest rozdarta.

W ostatnich latach niemal odzyskaliśmy w oczach Austriaków autorytet, dlatego podwójnie bolesne jest, że kard. Schönborn musi dziś patrzeć, jak wszystko, co z wielkim trudem wypracował, w ciągu kilku tygodni rozsypało się w gruzy. A przecież proszę mi wierzyć: spotykamy się dziś z wielkim - już dawno nie mieliśmy do czynienia z tak wielkim - zapotrzebowaniem na Kościół, ponieważ wciąż rośnie popyt na etykę, moralność i autorytety w dobrym tego słowa znaczeniu.

Ale niewątpliwie: ostatni skandal jest porażką nie tyle diecezji St. Pölten, ile polityki wyznaczania biskupów przez Stolicę Apostolską. Mam wrażenie, że taka zła polityka dotyczy także Bawarii, Passawy czy Ratyzbony. To przerażająco bolesna lekcja, jak wielką cenę trzeba zapłacić, gdy podczas nominacji biskupich nie stawia się na kandydatów, którzy cieszą się zaufaniem Ludu Bożego. Watykan potrzebuje zdecydowanie więcej ostrożności. Zaznaczam, że nie domagam się nominacji dla progesistów; raczej dla ludzi zdolnych do integrowania różnych grup, nazwałbym ich przedstawicielami ofensywnego środka. Bo przecież znamy przykłady dobrych posunięć: przy wielkim zaangażowaniu kard. Schönborna udało się zręcznie obsadzić diecezje w Innsbrucku czy w Salzburgu. Naprawdę można wybierać ludzi absolutnie lojalnych wobec Kościoła, którzy jednak opanowali podstawy dialogu z nowoczesną kulturą i nie uchodzą w kraju za skamieliny. Tymczasem właśnie bp Krenn był od początku rzecznikiem czasu przeszłego, a nie przyszłego.

- St. Pölten nie jest wyspą, która zatopi cały kontynent, czyli Kościół w Austrii?

- Ufam, że wewnątrz wspólnoty katolickiej - od świeckich, przez teologów, po Konferencję Biskupów - działają siły, dzięki którym Kościół dysponuje mocą samooczyszczania się. Jeżeli będziemy postępować roztropnie, wyjdziemy z kryzysu dojrzalsi. Po sprawie kard. Groëra nauczyliśmy się, że z incydentami na styku Kościół-seksualność musimy obchodzić się bardzo ostrożnie i we wszystkich diecezjach - o ile się nie mylę, właśnie poza St. Pölten - powołaliśmy ombudsmanów, którzy działają zaskakująco skutecznie i zyskali wielkie poważanie w oczach opinii społecznej. Pojawiły się nawet głosy, czy podobnych instytucji nie warto powoływać także w szkołach czy klubach sportowych, żeby w ciągu 24 godzin od pojawienia się problemu podjąć konkretene działania, skontaktować się z oskarżonym i ofiarami.

Tego nauczyliśmy się przed kilkoma laty. A dziś? Może powinniśmy zrozumieć, że potrzebujemy nieco więcej kolegialności, że bardzo przejrzyście musimy postępować wobec mediów oraz że być może Kościół nie powinien zastanawiać się wyłącznie nad tym, jak zostaje się biskupem, ale także nad tym, jak rezygnuje się z urzędu biskupa, gdy ktoś nie dorasta do wymogów stawianych następcom Apostołów. Te lekcje musimy sobie gruntownie przyswoić i w Austrii, i poza Austrią. Wtedy będziemy mogli powiedzieć: “O felix culpa! Znów się czegoś nauczyliśmy, choć lekcja była nadzwyczaj bolesna".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 30/2004