„Ruska Wiosna” w Donbasie

Separatyści grają na emocjach: „Chcecie lepszego życia? Rosja to gwarantuje!”. Wprawdzie żyć w Rosji chce tylko co piąty mieszkaniec naszego regionu, ale wielu ma dość „tych z Kijowa”.

19.05.2014

Czyta się kilka minut

Był 1 marca, gdy w Doniecku odbyła się pierwsza po upadku Janukowycza manifestacja organizacji prorosyjskich. Na plac Lenina przyszło może 7 tys. ludzi, wielu z flagami Rosji i lokalnej partii Rosyjski Blok. Wcześniej nikt nie sądził, że to małe ugrupowanie ma taką rzeszę stronników; poza ulotkami partia była niewidoczna.

Na scenę wyszedł niejaki Paweł Gubariew, młody działacz organizacji rosyjskich. Zgromadzeni wybrali go na „ludowego gubernatora”. Był to scenariusz znany z Krymu: tam podobnie wyłoniono „ludowego mera” Sewastopola. Zważywszy, że Donieck ma 800 tys. mieszkańców, parotysięczna grupa nie wydawała się posiadać mandatu, by kogokolwiek mianować. Ale od tego dnia prorosyjskie organizacje zaczęły pretendować do roli reprezentacji regionu. Tymczasem i wtedy, i dziś wszystko, czego jesteśmy świadkami, rozgrywa się jedynie na okupowanych „wyspach” naszego obwodu – i oddaje punkt widzenia tylko części społeczności Donbasu.


WEŹMY FREKWENCJĘ Z „REFERENDUM”, które separatyści przeprowadzili 11 maja. Policzyliśmy z przyjaciółmi: gdyby była tak wysoka, jak oni twierdzą (oficjalnie 80 proc.), to np. w Mariupolu musiałoby oddać głos aż 345 tys. osób. Tymczasem w mieście dostępne były tylko cztery punkty, do głosowania. Wymagana frekwencja dla ważności referendum to ponad 50 proc. uprawnionych (172 tys.), a więc na jeden mariupolski lokal musiałoby przypaść co najmniej 43 tys. ludzi. To znaczy, że lokale musiałyby obsługiwać jednego wyborcę na sekundę... Ale separatyści ogłosili, że większość społeczeństwa ich poparła – (także) wbrew matematyce.

Głosowania z 11 maja nie można nawet nazwać sondą – w końcu każda sonda powinna mieć swoją metodologię, a w Doniecku dochodziło do znacznych nadużyć. Więcej mówią rzetelne sondaże: wynika z nich, że około 20 proc. mieszkańców naszego obwodu chce dziś odłączenia Doniecczyzny od Ukrainy i przyłączenia do Rosji. Takie realne poparcie ma separatyzm.

A jak żyje pozostałe 80 proc.? Wielu przedsiębiorców w Doniecku zamyka swe firmy czy punkty usługowe, czekając, aż zacznie się rządowa tzw. operacja antyterrorystyczna. Niejeden wygląda jej z niecierpliwością – i nic dziwnego: nikt nie jest ubezpieczony na wypadek wizyty „życzliwych” z flagami „Donieckiej Republiki Ludowej” czy Rosji, którzy mogą odwiedzić salon samochodowy bądź sklep jubilerski.


ALE ŻYCIE W DONIECKU NIE ZMIENIŁO SIĘ OSTATNIO SZCZEGÓLNIE. Ludzie codziennie kursują między pracą, domem i szkołą, chodzą na zakupy, czasem do kina czy ­knajpki. Mogą to robić, bo kawiarnie, ­restauracje, kina i inne instytucje kulturalne działają jak zwykle – zamknięto je tylko raz, podczas „referendum”.

Wielu ludzi nie rozumie zresztą, o co w tym całym zamieszaniu chodzi – ot, podoba im się po prostu, że, jak mówią, ktoś w końcu „rozstawił po kątach” rządzących w Kijowie. Problemy zaczynają się, gdy wieczorami słyszą serie z automatów koło ich domów – wtedy włączają czym prędzej rosyjski Pierwyj Kanał, bo nie wiedzą, co się dzieje. I zderzają się z rosyjską propagandą. Dzieje się tak, bo w wielu miejscach w okolicy odłączono ukraińską telewizję.

Pewne jest jedno: mimo usilnych prób, separatystom nie udało się osiągnąć w Doniecku tego, co w Kijowie udało się Euromajdanowi. Prorosyjscy działacze marzyli o miasteczku namiotowym, ale nikt nie przychodzi ich wesprzeć. Wyjątkiem są emeryci, dla których obecne wydarzenia to ostatnia szansa, by przypomnieć sobie młodość, przypadającą na czasy stalinizmu...

Podobnie było zresztą w dniu „referendum”: oddać głos przyszli przede wszystkim ludzie ze starszego pokolenia. W Donbasie to bowiem oni decydują o życiu młodych, będąc najaktywniejszą częścią tutejszego społeczeństwa nie tylko na wyborach lokalnych, ale też krajowych. W innym przypadku, jak tak długo mogłaby uchować się partia komunistyczna czy ugrupowanie Natalii Witrenko, które chce stworzyć nowy Gułag dla myślących inaczej? Tak wygląda tu XXI wiek.


KTOŚ MÓGŁBY POWIEDZIEĆ, ŻE W DONBASIE WSZYSCY TACY JESTEŚMY. Ale rzeczywistość wygląda inaczej. Ludzie na Doniecczyznie są zwykle apatyczni, a ci, którzy mimo wszystko odważą się wypowiadać głośno swe zdanie, wzbudzają u innych uśmiech politowania i narażają się na społeczny ostracyzm. W naszym regionie zawsze królowała zasada: nie wysuwaj się przed szereg. Dla separatystów to miecz obosieczny – zderzyli się z tak dużą apatią, że nie wiedzą, jak wywalczyć większe poparcie wśród społeczeństwa. Weźmy manifestacje: po tamtym donieckim 1 marca, kolejne gromadziły coraz mniej i mniej ludzi – dlatego prorosyjscy działacze rozpierzchli się po mniejszych miastach obwodu. Najpierw zajmowali tam budynki, potem zaczęli walczyć z siłami bezpieczeństwa i mordować zwykłych ludzi – pod hasłem „Rosyjskiej Wiosny” i flagą Rosji.

Dziś wydarzenia wchodzą w kolejną fazę: separatyści chcą nakleić na społeczne niezadowolenie obywateli Ukrainy jedną etykietę: „separatyzm”. Grają w ten sposób na emocjach: „Chcecie lepszego życia? Nie ma problemu, rosyjski model gwarantuje lepsze życie” – mówią.

A jaką rolę w tym wszystkim odgrywa najważniejszy człowiek w regionie, Rinat Achmetow? Oligarcha, dawniej przyjaciel i partner Wiktora Janukowycza, przeszedł na drugą stronę, stając się wrogiem obalonego prezydenta. Dziś tzw. „Rodzina” Janukowycza, jego klan, mający zawsze silne wpływy w Doniecku, kontroluje północ obwodu – dzięki najemnikom z Rosji oraz rosyjskim nacjonalistom i neonazistom, na których czele stoi Gubariew. Pod kontrolą Achmetowa jest reszta Doniecczyzny, a on sam demonstracyjnie pokazuje, że wraz ze swymi „brygadami robotniczymi”, rekrutowanymi w jego fabrykach, jest jedyną siłą zdolną zarządzać naszym obwodem. Stąd biorą się spory w obozie separatystów: jednym bliżej do „Rodziny”, innym do „achmetowców”.


A KREML? ON NA RAZIE JAKBY SIĘ ZASTANAWIA. Z Moskwy dobiegają aluzje, że wybory prezydenckie 25 maja Rosja zamierza uznać.

Czy tak będzie i jakie intencje ma tu Moskwa, to inna sprawa. W każdym razie w obwodzie donieckim część separatystów chce uniemożliwić przeprowadzenie wyborów – za tym opowiadają się stronnicy „Rodziny”. Widać jak na dłoni, że Janukowycz nie może przeboleć, iż musiał uciekać z kraju. Ma on nadzieję, że wróci z Rosji i znowu zaprowadzi swe rządy, jeśli nie na całej Ukrainie i nie w całym Donbasie, to choćby w ­swoim niewielkim Swiatohirśku koło Sławiańska, gdzie na tutejszą ukochaną świątynię, prawosławną Ławrę Świętogórską, łożył ogromne sumy.

Ale cena jego powrotu jest wysoka: od początku marca w Donbasie zginęło kilkudziesięciu ludzi, a kilkuset odniosło rany. „Rosyjska Wiosna”, celem której jest demontaż ukraińskiego państwa, stała się wiosną krwawą.


Przełożył ZBIGNIEW ROKITA


OŁEKSIJ MACIUKA jest redaktorem naczelnym „Nowosti Donbassa”, jego teksty publikowaliśmy na stronie internetowej „TP”. Ostatnio otrzymuje pogróżki, a rosyjscy separatyści spalili mu auto.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 21/2014