ROZMOWY NIEDOKOŃCZONE – Z HIPPISAMI KRAKOWSKIMI

Od redakcji: Mało kto wie, że tytuł cyklu „Rozmowy niedokończone” wymyślił właśnie ks. Adam Boniecki w „Tygodniku Powszechnym”, gdzie ukazywały się one na długo, zanim powstało pewne toruńskie radio…

25.05.1969

Czyta się kilka minut

Można ich spotkać w krakowskich Krzysztoforach, w Związku Plastyków, czasem na ulicy albo, jak Spodek z Szają, na przyzbie starego ratusza. Długowłosi, malowniczo ubrani, ozdobieni wisiorkami budzą czasem sensację (trochę jak wycieczka górali w regionalnych strojach na Marszałkowskiej), często politowanie lub oburzenie. Są znakomitym tematem dowcipnych wierszyków czy felietonów. Hippisi. Nasi, polscy, krakowscy, rodzimi.

O przystosowaniu mówią z odrazą i odcieniem pogardy. Lubią mówić o wolności. Stwierdzają z zadumą: wolność, to robienie tego, co się chce. Swoje istnienie uważają za fakt artystyczny. Niektórzy rzeczywiście malują. Na przykład Jacek: maluje, rzeźbi, pisze, tańczy. Nie widziałem jego prac. Nie chce ich pokazywać: „...ponieważ atakuję problem całością, chce pokazać całość, i to wystawioną tak, jak ja to chcę pokazać, a uwagi odwiedzających mogą odebrać mi pewność, ograniczyć wolność i autentyczność w wypowiadaniu siebie”. Jacek lubi mówić o sztuce. Niemal każdą rozmowę sprowadza do tego tematu mieszając przy tym prawa rządzące sztuką i życiem. Na samo takie rozróżnianie reaguje szczerym oburzeniem. Przyjaciele mówią, że maluje z pasją. Jacek przyniósł duże powiększenia fotografii jakie zrobił mu kolega.

- Kogo wam przypominam?
Stwierdzam ostrożnie, że na zdjęciu (zarys białej twarzy i wielka czupryna na tle głazów) przypomina zabitego rewolucjonistę hiszpańskiego. Okazuje się, że nie trafiłem. Jacek przypomina Szopena. Jesionka w jodełkę, włosy, wyrazisty profil, przymknięte oczy, bezruch. Rzeczywiście przypomina. I to tego z Łazienek...

Siedzimy do późnej nocy jedząc stare, wyschnięte pierniki, popijając kawę i wodę sodową. Po północy nie mamy już ani jednego papierosa. Powiedziałem: zaprosiłem Was, bo chcę usłyszeć od was samych prawdę o was. Jest ich troje. Jacek z szopenowską ciemną czupryną, wrażliwy, niespokojny. Co chwila zmienia pozycje, czasem wstaje, przechadza się, gestykuluje. „Prezes”: okrągła twarz, blond loki, wąsik i bródka sprawiają, że Prezes przypomina kogoś z portretów epoki saskiej. W rysach, wąsikach i bródce jest u niego coś wesołego. Tylko niebieskie, okrągłe oczy nie są wesołe. Prezes siedzi niemal nieruchomo. Chwilami zapatrzony w jeden punkt, wyłącza się z rozmowy. Od czasu do czasu podnosi się, by wziąć następny kawałek zeschniętego piernika lub papierosa. Prezes ma na szyi ozdobny, drewniany wisiorek. Pozwala go obejrzeć. Na odwrocie nagryzmolona czerwoną kredką data i napis: „nie”. Jest z nimi Dziewczyna. Ubrana jak inne dziewczęta w Krakowie, krótko ostrzyżona, strojem nie zdradza swej przynależności do hippisiego rodu. Odzywa się rzadko, zwykle po to, by uzupełnić to, co mówią Jacek i Prezes, mówi chętniej o rzeczach niż o ideach. Koło północy Dziewczyna pyta o telefon, dzwoni do mamy, żeby ta nie niepokoiła się jej długą nieobecnością. Wraca od telefonu i zapytana informuje, że mama bardzo się zdenerwowała i każe jej szybko wracać. Druga Dziewczyna nie jest od nich, ale zna ich na tyle dobrze, że przy niej nie sposób fantazjować. Bezlitosnymi pytaniami sprowadza rozmówców na ziemię. Kilka razy dochodzi niemal do kłótni. Mówią o niej z mieszaniną podziwu, sympatii i ironii: „najmądrzejsza dziewczyna”.

*

A więc nasza prawda o nas samych. Świat, w którym dziś żyje większość ludzi, to świat nieuświadomionej niewoli. Alienacja przez prace, wyścig dorabiania się, wyścig ideologii i w ostatecznym wyniku to najgorsze: człowiek staje się niewolnikiem rzeczy. Tymczasem największa wartość to wolność. Co to jest wolność? Robienie tego, co się chce, innymi słowy realizowanie siebie. Niech każdy realizuje siebie. Każdy ma do tego prawo. Rzeczywiście tak jest, że ludzie ciężko pracują, by się czegoś dorobić, by coś mieć. Spodziewają się, że dzięki temu będą wolni. Tymczasem dzieje się wprost przeciwnie: człowiek, który dorobił się czegoś, staje się „przypisany” do rzeczy. Musi troszczyć się o to, co zdobył, powiększać stan posiadania. Żebractwo!... to jest piękna rzecz, ale to świadome żebractwo, możliwość przyjmowania. Zaraz, to ten św. Jan od Krzyża powiedział: chcesz posiadać wszystko – nie posiadaj niczego. Niewiedza: nie wiem, czemu moje życie jest takie a nie inne. Chłonna czystość. Przyjmowania. A więc ruch franciszkański XX wieku? Widzi pan, św. Franciszek znalazł odniesienie, uzasadnienie dla swego życia i nędzy: Bóg, pokusa. My chcemy realizować siebie bez odniesienia do czegokolwiek z zewnątrz.

Oczywiście, to może prowadzić do uwikłania w niewolę zmiennych własnych chceń, ale świadomość sprowadza u człowieka pewien subiektywny sposób wartościowania. Na przykład wiem, że jestem bardzo potrzebny dziewczynie, która mnie kocha a której ja nie kocham i nie odchodzę na zaproszenie innej, która nawet mi się podoba. Moja potrzeba jest mniejsza niż tej, której nie zostawiam samej. Czy to prowadzi do przyjęcia małżeństwa w tradycyjnym jego rozumieniu? Na pewno nie. Bo jeśli zakocham się w innej, muszę realizować ten stan, jednocześnie nadal musze współżyć jakoś z żoną i dziećmi. Obecne rozwiązanie (alimenty) nie jest rozwiązaniem. A czasem mąż musi opuścić rodzinę, która opuszczona poniewiera się w nędzy, żeby on mógł pracować dla dobra ogółu, stać się gwiazdą. Zresztą – mówi dziewczyna – ten zapisany ślub niczego nie zabezpiecza. Ludzie zawierają śluby i dlatego współżyją ze sobą, a powinno być tak, żeby ten ślub zawierali codziennie, żeby codziennie zakochiwali się od nowa.

Tak, my to wszystko chcemy powiedzieć społeczeństwu, lecz społeczeństwo nie pozwala nam mówić, nie daje nam katedr. Wobec tego stworzyliśmy własną społeczność, w której nie ma ani katedry, ani ławek dla słuchaczy. Nie mogąc mówić do ludzi spomiędzy nich, musimy stanąć obok nich i realizować to, co głosimy.

Jest nas w Polsce wielu. Kraków, Warszawa, Opole... zresztą, poszczególne grupy bardzo się od siebie różnią. Spotykamy się właściwie bez przerwy, jeździmy, jesteśmy to tu, to tam. Jedna z grup warszawskich postanowiła odsuwać od siebie innych hippisów, zamknęli się we własnym gronie, żeby być bardziej ze sobą. To jest pozytywne. Wiek? od 17 do 25 lat. Naszym nieszczęściem jest to, że każdy, kto nosi długie włosy natychmiast uważa się za hippisa.

Ja – Co trzeba zrobić, żeby do was wstąpić?
Jacek: - Nic, absolutnie nic. Żadnych specjalnych kroków.
Prezes: - No, strój.
Dziewczyna: - Nie, to nie jest istotne.
Prezes: - Spojrzenie na świat.
Jacek: - Chodzi o to, że człowiek, który jest ubrany inaczej niż wszyscy stoi obok, a jeśli ktoś stoi z boku, to my łatwiej go przygarniemy.
Dziewczyna: - Ja się z tym nie zgadzam.
Jacek: - Ty się możesz z tym nie zgadzać, ale tak jest. Artysta w czarnej pelerynie, w szerokim kapeluszu, z gitarą wyciągniętą spod płaszcza, będzie bliższy hippisom niż ludzie w szarych garniturach i po 1000 zł każdy.

*

Ja: Jest jeszcze problem, jak długo człowiek może wytrzymać życie w takiej sytuacji jak wasza. Dziś jesteście młodzi, ale kiedyś zestarzejecie się.
Prezes: Jak długo? Mamy świadomość, że wszystko co nas otacza jest absurdem. I ta świadomość pozostanie do końca.
Jacek: Zapomnieliśmy podać tu nasze hasło: jutra nie ma. To znaczy, że ono nie istnieje teraz. Jeżeli będę pytał, co będzie jutro, nie potrafię przeżyć w pełni chwili obecnej. Chwila obecna stanie się pomostem. A jest tylko dziś, tylko dziś, tylko dziś.
Tu następuje dłuższy Wykład Jacka o sztuce awangardowej, z którego wynika, że artyści awangardowi, którzy dziś wiodą prym, tworzą bez żadnych obciążeń z wczoraj. Artysta dziś może malować obraz kubistyczny, jutro realistyczny.
Ja: Tylko życie to co innego, a sztuka co innego
Zaprzeczają gwałtownie: W życiu także nie można posługiwać się pamięcią dnia wczorajszego. Poznanie ma opierać się na „nie wiem”. Musi być tak jak we śnie. Drzewo może dziś okazać się niedrzewem. W przeciwnym razie jestem obciążony, nie jestem wolny, udoskonalam zamiast tworzyć.
Dziewczyna Druga: Przecież i tak jesteś obciążony.
Jacek: Tak, ale nie chcę o tym myśleć.
Dziewczyna: To tym gorzej, bo jesteś obciążony na ślepo.
Jacek: Jestem jak we śnie.
Dziewczyna: Przecież nie odkrywasz niczego.
Jacek: Dla siebie wszystko. A mając tylko jedno życie, muszę wszystko odkryć sam.
Dziewczyna: Przecież to jest strata czasu. Lepiej chyba czerpać z tego, co odkryli inni i zacząć od punktu, do którego inni doszli.
Jacek: To jest niemożliwe. Zaczynałem od tego punktu i wróciłem do tego, od czego wyszedłem. To jest zamknięte koło.
Ja: Czy to nie jest przypadkiem dorabianie teorii do własnej nieumiejętności?
Jacek: To się sprawdzi. Nie, właściwie nic się nie sprawdzi. W każdym razie nie potrzeba wykonywać pracy radła, by móc wsiąść na traktor. Są przykłady, że artysta, który nie miał do czynienia z malarstwem, tworzył arcydzieła. Im więcej jest narzędzi tym gorzej. Trzeba zaczynać wciąż od nowa.
Dziewczyna Pierwsza: Ja mam zamiar w tym roku zacząć studia na ASP, ale z chwilą, kiedy zobaczę, że akademia mnie krępuje, nakłada pęta, zrezygnuję.
Ja: No, ale niektórych rzeczy trzeba się po prostu nauczyć. Jak rysować rękę, nogę.
Jacek: Można genialnie rysować ręce i nogi i nie być wielkim artystą.
Na Akademii nigdy nie zrodziłby się pomysł happeningu. A to jest nam właśnie bliskie.
Ja: A co będziecie robili ze słabymi, schorowanymi hippisami?
Prezes: Tymczasem ich nie ma. Tak czy inaczej jesteśmy humanistami, potrafimy zapewnić im warunki.

- No, ale co zrobicie?
- Nie pytajmy, bo nie mamy jeszcze starych.
- Właśnie pytajmy, nie chowajmy głowy w piasek.
- Wcale nie chowamy. Gdyby byli tacy, to byśmy coś zrobili. Jedzenie byśmy takiemu zapewnili, a gdybyśmy mieli własne mieszkanie, w którym byśmy mogli mieszkać razem, to i on by mógł tam z nami żyć.

Ja: W końcu wyrośniecie na ludzi bez zawodu. Zaledwie kilku studiuje (ASP, historia sztuki, Szkoła Muzyczna). Większość się nie uczy.
Jacek: Dlaczego bez zawodu? Jeden może być artystą, inny ślusarzem.
Prezes (sceptycznie): Ślusarzem to od nas nikt nie będzie, ani pracownikiem w fabryce.
Jacek: Słuchaj Prezes, nieprawda, bo zakładaliśmy, że jeśli w Bieszczadach...
Prezes: To żeśmy zakładali, ale ja od początku wątpiłem...

*

Narkotyki? No, u nas w Polsce nie ma. A z tym wąchaniem, to zupełna psychoza. No, psychoza stworzona przez nas. Ale wracając do narkotyków, tylu ludzi korzystało i korzysta z nich, począwszy od Witkacego, do współczesnych poetów amerykańskich. Zresztą, naukowcy poważnie zastanawiają się, czy dziś człowiekowi nie zostanie tyle wolnego czasu i czy nie będzie miał tak mało problemów, że trzeba będzie mu dać jakiś narkotyk, który nie zniszczy struktury fizycznej, gdyż ta jest własnością społeczeństwa, a uprzyjemni mu życie.

*

Opowiadam im krótko o Bracie Albercie. To był swojego rodzaju happening i protest, i stanięcie obok. Nawet sprawa stroju. Zerwanie z konwencjami.
Hippisi: Tak, to było świetne.
Ja: To dlaczego wy nie spróbujecie czegoś zrobić dla ludzi nieszczęśliwych?
Jacek: Mogę mieć świadomość, że tu jestem bardziej potrzebny, niż tam.
Ja: Bo tamto jest trudne, a wasze ostatecznie łatwiejsze. Co warta jest rezygnacja, która niczemu nie służy? Wy robicie wrażenie gadaczy. Siedzicie w tych Krzysztoforach, utrzymują was rodzice, dziwnym ubraniem skupiacie uwagę na sobie. To naprawdę za mało, żeby poruszyć kogoś.
Jacek (wstaje, podchodzi bliżej): Bardzo to uproszczona klasyfikacja. Pan nie zapytał, czy ci ludzie, którzy czasem siedzą w Krzysztoforach i mówią, nie mówią z doświadczenia. Żeby doświadczyć, trzeba przeżyć, tak? Może wcześniej, kiedy hippisów nie było, mieli okazję wiele przeżyć, że i oni są nędzarzami?
Prezes: Można siedzieć w Krzysztoforach od rana do wieczora, ale się nie siedzi tak samo jak inni ludzie. To, co robią Albertyni jest wynikiem łatwego wzruszenia nad oczywistą nędzą. Ja odczuwam dużo boleśniej nędzę tego, co dzieje się z ludźmi nieświadomymi swej tragedii. My od Albertynów właściwie się nie różnimy.
Dziewczyna Druga: Ale co wy robicie?
Prezes: Istnieję, żyję i to już jest twórczością. Obojętnie co robię, czy obraz maluję czy niszczę. Jeżeli ktoś istnieje, to daje tyle, ile może dać.
Dziewczyna Druga: Ale wy dajecie połowę tego, co możecie dać. Kiedy was obserwuję, to widzę, że wasze życie polega na przesiadywaniu w Krzysztoforach. Gdyby to była realizacja jakiejś koncepcji, kontemplacja, obserwacja, jakikolwiek proces zamierzony... ale wy tam siedzicie, bo nie macie co zrobić z czasem.
Prezes: To z twojego punktu widzenia. Ale to, co robimy, wynika właśnie z zamierzonej koncepcji. Powiedz, dlaczego zwróciłaś na nas uwagę? Widzisz, to już jest dowodem na to, że hippisi coś czynią.
Dziewczyna Druga: Jesteście dziwnie ubrani i nic nie robicie, a to mnie denerwuje.

*

Cierpliwy Czytelniku. To, co tu zanotowałem, to zaledwie fragmenty z tamtej długiej, nocnej rozmowy. Prosiłem moich gości o ich prawdę o nich samych. Wiem, że nie zgrywali się, chcieli pomóc mi w zrozumieniu. Zachowałem z rozmowy to, co pokazuję w pewnym przynajmniej stopniu, co ci młodzi myślą o życiu. Opuściłem długie fragmenty dyskusji o sztuce, religii, teologii. Starałem się lojalnie wobec hippisów i Ciebie, Czytelniku, te notatki zredagować, powstrzymując się na razie od sądów wartościujących i dociekań nad genezą i istotą zjawiska.

„Tygodnik Powszechny” nr 21/1969

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Urodził się 25 lipca 1934 r. w Warszawie. Gdy miał osiemnaście lat, wstąpił do Zgromadzenia Księży Marianów. Po kilku latach otrzymał święcenia kapłańskie. Studiował filozofię na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Pracował z młodzieżą – był katechetą… więcej