Rozminowywanie

Oglądając „Różę”, uświadamiamy sobie, że dzisiejsza Polska została ufundowana na przemocy i etnicznej nienawiści. W żadnym polskim filmie gwałt nie był tak boleśnie obecny, jak u Smarzowskiego.

30.01.2012

Czyta się kilka minut

Agata Kulesza jako tytułowa bohaterka filmu „Róża” / fot. Monolith Films
Agata Kulesza jako tytułowa bohaterka filmu „Róża” / fot. Monolith Films

Ledwo wyszliśmy mocno poturbowani z lwowskich kanałów, ledwo ucichły dysputy o splątaniu naszej polsko-żydowskiej historii, a już rodzime kino każe nam się mierzyć z kolejną traumą. „Róża” Wojciecha Smarzowskiego, choć nieszczególnie doceniona przez zagranicznych jurorów podczas ostatniego festiwalu w Gdyni, to z pewnością bardzo ważny film dla nas – tu, w Polsce – ciągle przywiązanych do jednej, czarno-białej i silnie zmitologizowanej wizji naszej powojennej historii.

Ofiary i oprawcy

Smarzowski nie po raz pierwszy odtwarza na ekranie polskie piekło. Z wszystkich jego filmów wychodzi się z ciężkim kacem. W „Weselu” (2004) nasze poczciwe narodowe przywary pokazywał w okrutnym zbliżeniu, jak przez denko od świeżo opróżnionej butelki. Podobnie było w „Domu złym” (2009), gdzie kryminalna intryga z czasów stanu wojennego rozbudzała istne demony – do dziś zresztą pokutujące w naszej mentalności.

W „Róży” reżyser cofa się o kilkadziesiąt lat, do symbolicznego czasu „zaraz po wojnie”, kiedy kształtowały się zręby nowego systemu i najnowszej historii Polski. To, co wcześniej poznawaliśmy w „Domu złym” i „Weselu”, wydaje się teraz naturalną kontynuacją historycznych doświadczeń. Oglądając „Różę”, uświadamiamy sobie w całej jaskrawości, że dzisiejsza Polska została ufundowana na gwałcie, przemocy i etnicznej nienawiści. I że nie zawsze mieliśmy w niej usprawiedliwiający wszystko status ofiary. Opowieścią o gwałconej Róży z Mazur Smarzowski udowadnia, że w XXI w. nie ma już miejsca na pisanie historii, która jest prosta niczym czytanka albo podniosła jak szkolna akademia. I że nie znaczą jej wyłącznie bitwy, sojusze, wielkie liczby i wielkie nazwiska.

„Taka Polska? Beze mnie, towarzyszu!” – odpowiada w filmie niedawny akowiec, Tadeusz. I nie jest to wyłącznie ideologiczny bunt przeciwko nowej władzy, ale także niezgoda na wizję „Polski tylko dla Polaków”, o tyle niedorzecznej, że nie ma w niej miejsca dla rdzennej Mazurki Róży (jako „zakamuflowanej opcji niemieckiej”), ale jest dla prymitywnego enkawudzisty Wasyla. Jest bowiem rok 1945. Sowiecki reżim umacnia swoją pozycję, żerując na wojennych ranach i kreując nowych wrogów. Ocalały z Powstania Warszawskiego Tadeusz znajduje schronienie w domu mazurskiej kobiety – tak samo jak on wyklętej i poranionej. Woli rozbrajać miny na kartoflisku, niż się ujawnić i umacniać władzę ludową. Tę dziwną, nieromantyczną parę bez przyszłości połączy nie tylko wykluczenie, ale i świeże blizny. Tadeusz był świadkiem niemieckiego gwałtu na żonie, Róża wielokrotnie doświadczyła tego na własnym ciele ze strony armii sowieckiej. Oboje, choć po przeciwnych stronach barykady, niedawno utracili swoich bliskich. Oboje są bezdomni: on – w sensie jak najbardziej dosłownym, ona – pod ciągłą groźbą wysiedlenia. Bo przecież: „Polska jest teraz tu!”, „Tu nic nie jest wasze!” – jak słyszą zewsząd zakorzenieni od pokoleń Mazurzy.

Plądrowane ciała

W filmie Smarzowskiego na przykładzie Ziem Odzyskanych ożywa dramat naszych ruchomych granic. Mazurzy, polonizowani i germanizowani przez wieki, jeśli nie wyrzekną się swej tożsamości, zmuszani są przez komunistyczny aparat do opuszczenia Polski („Tylko Niemcy traktowali nas jak ludzi”), ustępując miejsca repatriantom ze Wschodu. Ci ostatni w „Róży” niewiele mają wspólnego z upowszechnionym przez peerelowskie kino mitem „samych swoich” – zaciągający po wileńsku prosty Władek okaże się wcale nie tak poczciwy jak Kargul czy Pawlak, choć przecież trudno uznać go za próbkę reprezentatywną dla całej populacji przesiedlonych Zabużan. Wysiedleniom i zasiedleniom towarzyszy w filmie wędrówka rzeczy: krowa, rower, pruski dom z czerwonej cegły przechodzą z rąk do rąk. Podobny jest los urzeczowionych, plądrowanych ciał kobiecych – w żadnym polskim filmie gwałt nie był tak boleśnie obecny i tak głęboko sproblematyzowany, jak właśnie u Smarzowskiego.

W trakcie seansu dociera do naszej świadomości, czym jest gwałt na wojnie – nie tylko erupcją testosteronu, ale i wypróbowanym od tysiącleci rodzajem broni, strategicznym narzędziem czystki etnicznej, symbolicznym sprofanowaniem ziemi wroga. Olbrzymie natężenie seksualnej przemocy w „Róży” każe przyjąć do wiadomości skalę i wagę tego zjawiska. Pozwala dostrzec ogromne psychologiczne i społeczne koszta wojny, która w przypadku gwałtu nie kończy się nigdy, zakażając relacje w rodzinie, a nawet następne jej pokolenia (co widać w wątku „popsutej” przez Sowietów żony Władka).

Gwałty na polskich kobietach w czasie II wojny światowej i tuż po niej ciągle pozostają w sferze tabu – znacznie łatwiej nam mówić o Rwandzie czy Bośni. Nie przypominam sobie (nie licząc paru epizodów) polskiego filmu dokumentalnego, który otwarcie dotykałby tej kwestii. Z historiami fabularnymi jest podobnie, choć już kilka lat temu przetarł szlak niemiecki film Maxa Färberböcka „Kobieta w Berlinie”, powstały na podstawie anonimowego dziennika z 1945 r. Smarzowski nie zna w tym względzie kompromisów i rozpoczyna swój film od uderzenia obuchem. Już wiemy, że jesteśmy na polu minowym i zobaczymy w filmie rzeczy, o których wolelibyśmy nie wiedzieć, a już tym bardziej ich nie oglądać.

W scenach przemocy powraca na moment dawny Smarzowski – brutalista i eksperymentator. Wydaje się zrazu, że po „Weselu” i „Domu złym”, które miały konsystencję koszmarnego snu, w „Róży” dostaliśmy historię opowiedzianą po bożemu, z nielicznymi retrospekcjami, sytuującą się gdzieś na przecięciu melodramatu i westernu (a właściwie rodzimego podgatunku, czyli easternu – stąd aluzje w ścieżce dźwiękowej Mikołaja Trzaski do ballady Krzysztofa Komedy z filmu „Prawo i pięść” Jerzego Hoffmana i Edwarda Skórzewskiego z 1964 r.). Jednakże epicka płynność „Róży” raz po raz ulega gwałtownemu zaburzeniu. Porwany rytm sekwencji tortur w kazamatach UB czy „chóralne gwałty” dokonywane na stosie trupów i na ulicach rzekomo wyzwalanych miast mają w sobie jakąś surrealną grozę. Dominuje w nich wykrzywiona optyka człowieka męczonego i upadlanego, będącego na granicy utraty zmysłów, a nie zdystansowana relacja kamery-świadka.

***

Marcin Dorociński i Agata Kulesza grają, zgodnie z westernową konwencją „Róży”, ostatnich sprawiedliwych w krainie bezprawia, bohaterów pokiereszowanych, ale jednak niezłomnych, przedstawicieli inteligencji polskiej wychowanej na przedwojennych ideałach. Po tym, co przeszli, nie stać ich na pięknoduchostwo, choć nadal pozostają dumni i nieprzekupni, ciągle też stać ich na gest solidarności z jeszcze słabszymi od siebie. Wiara w ich siłę przetrwania to równocześnie wyraźna deklaracja złożona przez twórców tego filmu. Czy przemówi do dzisiejszego widza? Z pewnością uświadomi mu jedno – w sensie genetycznym, czy tego chcemy, czy nie, jesteśmy potomkami nie tylko Tadeusza z Warszawy i Róży z Mazur, ale i Władka spod Wilna czy Wasyla z NKWD. Nie determinuje nas to, rzecz jasna, jako ludzi, ale pozwala spojrzeć na rodzimą historię i własną tożsamość jak na coś znacznie poważniejszego i skomplikowanego niż gra planszowa z dwoma kolorami pionków.  

„RÓŻA” – reż. Wojciech Smarzowski, scen. Michał Szczerbic, zdj. Piotr Sobociński jr, muz. Mikołaj Trzaska, wyst. Marcin Dorociński, Agata Kulesza, Malwina Buss, Jacek Braciak, Kinga Preis, Edward Linde-Lubaszenko, Marian Dziędziel, Eryk Lubos, Szymon Bobrowski i inni. Prod. Polska 2011. W kinach od 3 lutego 2012 r.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyczka filmowa „Tygodnika Powszechnego”. Pisuje także do magazynów „EKRANy” i „Kino”, jest felietonistką magazynu psychologicznego „Charaktery”. Współautorka takich publikacji, jak „Panorama kina najnowszego”, „Szukając von Triera”, „Encyklopedia kina”, „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 06/2012