Gorąca olimpijska zima

W sportowej piosence z czasów ZSRR śpiewano: „Coraz wyżej i wyżej, i wyżej”. O organizacji zimowej Olimpiady Soczi 2014 można zaśpiewać: „Coraz drożej i drożej, i drożej”. Firmowy pomysł Putina kosztuje fortunę. Czy warto?

12.08.2013

Czyta się kilka minut

Budowa głównego stadionu olimpijskiego. Soczi, sierpień 2013 r. / Fot. Fot. Atsushi Taketazu / EAST NEWS
Budowa głównego stadionu olimpijskiego. Soczi, sierpień 2013 r. / Fot. Fot. Atsushi Taketazu / EAST NEWS

Cel był jasny i prosty: z woli prezydenta Władimira Putina zorganizować igrzyska w jego ulubionym miejscu wypoczynku, olśnić świat rozmachem, podpompować rankingi Rosji, a także nieźle się przy tym zabawić i zarobić.

Schody zaczęły się już na wstępnym etapie. Potem znaków zapytania było tylko coraz więcej. Dlaczego kraj, w którym mroźna i śnieżna zima trwa kilka miesięcy, urządza zimową imprezę sportową akurat w miejscu położonym w subtropikach, nad Morzem Czarnym, gdzie kapryśna pogoda nie gwarantuje odpowiednich warunków rozegrania zawodów? Dlaczego wyznaczono Soczi, skoro niedaleko jest niespokojny Kaukaz, zagrażający bezpieczeństwu uczestników igrzysk? Czy organizatorzy zdążą wybudować wznoszone od zera obiekty? Ile jeszcze pieniędzy trzeba wrzucić w tę beczkę bez dna?

A to jeszcze nie wszystko: ostatnio z różnych stron świata pobrzmiewają nawoływania do bojkotu olimpiady. Ale po kolei.

GRZECH PIERWORODNY

Sześć lat temu do Gwatemali, gdzie odbywała się sesja Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego, przybył osobiście prezydent Putin. Dobiegała końca druga kadencja jego rządów, nic nie zwiastowało kryzysu gospodarczego, rankingi popularności lidera były stabilne. Tylko marzyć o wielkich celach. Jednym z nich było zorganizowanie zimowych igrzysk w miejscu, które Putin szczególnie polubił: w Soczi. I ciepłe morze, i palmy, i wysoko w górach wspaniałe stoki narciarskie. Bajka.

Kandydatura Soczi – zdaniem fachowców – nie miała szans w rywalizacji z dobrze przygotowanym południowokoreańskim Pyeongchang. Ale w wygłoszonym po angielsku wystąpieniu Putin zapewnił o gwarancjach 12 mld dolarów na organizację igrzysk. Rezolutnie odpowiadał też na pytania zadawane przez członka MKOl, księcia Monako Alberta, pozwalające rozwiać wątpliwości co do dziwnej lokalizacji zawodów w klimacie subtropikalnym. I w drugiej turze głosowania stał się cud: Koreańczycy odpadli! Stosunkiem głosów 51 do 47 wygrało Soczi.

Rosyjska prasa pisała, że stało się tak dzięki wynajęciu lobbysty Jonathana Tibbsa, który opracował dla Soczi doskonałą strategię. Jakiś czas potem uwagę mediów przyciągnęły jednak publikacje dotyczące „wyrazów wdzięczności” od przedstawicieli Rosji dla księcia Alberta, który miał lobbować kandydaturę Soczi. Jak donosił „The Independent”, powołując się na tajemniczą personę Roberta Eringera (doradcę ds. służb specjalnych w Monako), chodziło m.in. o zorganizowanie drogiej ekspedycji polarnej, wspólne łowienie ryb z Putinem w Tuwie (tej wyprawie towarzyszyła notabene słynna sesja fotograficzna, z której pochodzą zdjęcia Putina z obnażonym torsem), zwiedzanie Petersburga na pokładzie eleganckiego jachtu, przyjęcie na Kremlu i wybudowanie luksusowej willi w prywatnej posiadłości księcia... Mało tego: zdaniem Eringera, „olimpijska łapówka” to wierzchołek góry lodowej – Monako stało się pralnią pieniędzy rosyjskiej mafii, a rosyjscy oligarchowie ukrywają tu swoją naftową rentę od podatków. I mają na księcia przemożny wpływ.

Dwór Monako i sekretarz prasowy Putina kategorycznie zaprzeczyli rewelacjom Eringera. „To kłamstwo – twierdził sekretarz Pieskow. – Alberta i Władimira Putina od dawna łączą więzy przyjaźni, oparte na wspólnocie interesów w dziele ochrony przyrody, działalności geograficznej i tak dalej”. MKOl powstrzymał się od komentarzy. Niesmak pozostał.

IGRZYSKA PRZEKRĘTÓW

Na rok przed otwarciem igrzysk wybuchła bomba. Prezydent Putin przyjechał do Soczi z wielką świtą, by ocenić stan przygotowań. Każdy jego ruch i słowo śledziły kamery telewizyjne. Prezydent gospodarskim okiem rzucił na rozbebeszone obiekty. I się wściekł.

Budowa posuwa się bowiem z oporami. Przewidziane kwoty nie wystarczają na wykonanie zadań. Soczi okazało się beczką bez dna. „W naiwnym 2007 r. planowano wydatki na poziomie 300 mld rubli (tj. 30 mld zł), co było kwotą mniej więcej porównywalną z wydatkami państw-organizatorów igrzysk. Ale dość szybko się okazało, że potrzeba 1 biliona rubli. A i to nie jest ostatnie słowo: mówi się nawet o 1,5 biliona. Z wyliczeń wynika, że dziennie trzeba będzie wydawać 1,05 mld rubli” – pisali dziennikarze portalu „Slon.ru”.

Wykonawcy przegięli z „zagospodarowywaniem” strumienia pieniędzy, szczodrze spływającego z Moskwy. Owszem, wszystko na igrzyska w Soczi trzeba było zbudować od zera. Owszem, z rozmachem. Ale mimo wszystko... Aż za 50 mld dolarów? To więcej niż wydały Chiny na organizację letnich igrzysk w Pekinie w 2008 r. (40 mld dolarów).

Plac budowy w Soczi od początku przyciągał uwagę. Już w 2010 r. komentatorzy wskazywali na kosmiczne wydatki na przygotowanie obiektów olimpijskich, donoszono o lukratywnych kontraktach, które otrzymują ludzie bliscy prezydentowi, m.in. Arkadij Rotenberg. Korporacja państwowa Olimpstroj, odpowiadająca za budowę obiektów, została okrzyknięta najsmaczniejszym kąskiem wielkiego tortu, przy którym pożywiają się urzędnicy z kręgu Putina. Po kontrolach Izby Obrachunkowej (rosyjski NIK) posady straciło kilku wysoko postawionych urzędników, wobec kilku wszczęto śledztwa w sprawie machinacji finansowych.

„Kuluarowe słuchy o rozkradaniu funduszy przeznaczonych na budowę obiektów w Soczi to nie nowina, choć głośno i oficjalnie nikt o tym nie mówi. Zresztą nie wiadomo, czy bez korupcji cała ta machina związana z finansowaniem ze strony państwa byłaby w stanie wykonać zadanie na czas; w sumie buduje się osiemset różnych obiektów” – pisali komentatorzy.

OLIMPIJSKIE ANTYREKORDY

Taki tytuł nosi raport opracowany przez Human Rights Watch. Opisano w nim m.in. praktyki nagminnego łamania praw zatrudnionych na olimpijskich budowach gastarbeiterów. Zdaniem autorów pracują oni jak niewolnicy, nie otrzymując wynagrodzenia, gnieżdżą się w warunkach urągających podstawowym zasadom higieny. Wielu z nich pracuje nielegalnie.

Co rusz okazuje się, że w związku z igrzyskami przeprowadza się akcje, mające na celu poprawę wizerunku miasta-organizatora. Ich skutek bywa odwrotny od zamierzonego. Przed igrzyskami w Moskwie w dalekim 1980 r. władze postanowiły zapewnić elegancki wygląd stolicy i wysiedliły „za 101. kilometr” włóczęgów, prostytutki i wszelki element psujący reputację. Tym razem na celowniku organizatorów soczińskich igrzysk znalazły się bezdomne zwierzęta. Miały być one odławiane z ulic przez hycli i „zutylizowane”. Podniosła się wrzawa. Sprawę wyciszono, władze oficjalnie wycofały się z makabrycznych planów.

Ostatnio mieszkańcy Soczi – od kilku lat mieszkający de facto na placu budowy, wiecznie zaskakiwani korkami na przeładowanych ulicach, wyłączeniami dostaw prądu i wody, przymusowo usadzani w domach podczas niezliczonych wizyt wysokich delegacji – zostali uraczeni nowym rozporządzeniem. Administracja wprowadziła kary za wywieszanie bielizny na balkonach i montowanie klimatyzatorów za zewnątrz domów, które „psują harmonijny wygląd fasad”. Redaktor portalu „BlogSoczi” Aleksandr Wałow pisał: „Jesteśmy w szoku. W mieście nie brakuje problemów do rozwiązania, a władze doprowadzają wszystko do absurdu. Spójrzcie na fasadę urzędu miasta: klimatyzatory wiszą jak popadnie”. Mieszkańcy ponadto zostali zobowiązani przez mera do pomalowania dachów i płotów na kolor czerwony. Na własny koszt.

NIETRADYCYJNA GOŚCINNOŚĆ

Przez kilka krajów Zachodu przetoczyła się ostatnio fala obaw, czy uczestnicy igrzysk o nietradycyjnej orientacji seksualnej zostaną w Soczi aresztowani z uwagi na swój homoseksualizm. Przyjęta przez Dumę Państwową ustawa dotyczy zakazu propagandy homoseksualizmu wśród nieletnich, ale potocznie zwana jest ustawą antygejowską. Liberalne środowiska protestują przeciw jej wprowadzeniu, widząc w tym akcie zagrożenie dla wolności jednostki, podstawę dla szykan w związku z orientacją seksualną.

Niedawno, w lipcu, miał miejsce epizod z zatrzymaniem w Rosji grupy Holendrów – przybyli do Murmańska, by wziąć udział w seminarium poświęconym prawom człowieka, a zarzucono im, że wykorzystali to forum dla propagowania homoseksualizmu wśród dzieci (w ich filmie wystąpił nieletni). Po tym wydarzeniu wezwania do bojkotu igrzysk posypały się z różnych stron: w związku z ograniczaniem praw mniejszości do zbojkotowania Soczi wezwali m.in. tenisistka Martina Navratilova, minister sprawiedliwości Niemiec Sabine Leutheusser-Schnarrenberger, brytyjski aktor i pisarz Stephen Fry.

MKOl pospieszył z oświadczeniem, że od rosyjskich władz „na najwyższym szczeblu” otrzymał zapewnienia, iż przybyłym na igrzyska sportowcom i kibicom nie grożą aresztowania za trzymanie się za ręce na ulicy. Ale kilka dni później rosyjski minister sportu oświadczył, że uczestnicy zawodów olimpijskich powinni przestrzegać przepisów ustawy.

Ostatnio do grupy propagującej bojkot dołączył amerykański senator, postulujący wycofanie się z udziału w Soczi 2014 po przyznaniu przez Rosję azylu eksagentowi Edwardowi Snowdenowi. Stany i Rosja znają już w swej historii politycznie motywowane bojkoty igrzysk: do Moskwy w 1980 r. nie pojechali Amerykanie w związku z agresją ZSRR na Afganistan, a cztery lata później socjalistyczny obóz (z wyjątkiem Rumunii) pod naciskiem Kremla odmówił udziału w igrzyskach w Los Angeles.

Idea bojkotu soczińskich igrzysk nie jest zresztą nowa. Po raz pierwszy takie głosy rozległy się już w 2008 r., w związku z sierpniową wojną rosyjsko-gruzińską. W kolejnych latach podnoszono kwestię bezpieczeństwa uczestników z uwagi na zagrożenie terrorystyczne. Zimą 2012 r. miały miejsce śmiałe rajdy islamskich radykałów na rosyjskim Kaukazie Północnym. Eksperci zaczęli głośno mówić o tym, że obiekty olimpijskie również mogą stać się celem ataku. Przypominano, że jedna z głównych aren olimpijskich Krasnaja Polana to święte miejsce Czerkiesów: tu rozegrała się w 1864 r. krwawa bitwa z carską armią podbijającą Kaukaz. „Igrzyska na krwi” – brzmiały tytuły prasowe.

NA MEDAL

Dziś początkowy entuzjazm towarzyszący uzyskaniu przez Rosję praw do organizacji igrzysk znacząco w społeczeństwie przygasł. Ludzie są zbulwersowani przekrętami przy realizacji zamówień olimpijskich, rosnącymi wydatkami ponad stan, skandalami korupcyjnymi. 46 proc. uczestników sondażu przeprowadzonego w czerwcu przez Lewada Center uznało, że środki z budżetu państwa są wydawane nieefektywnie i nie zwrócą się w późniejszych latach.

Ale, zdaniem socjologów, optymizm powróci, jeśli podczas zawodów rosyjska kadra będzie zdobywała medale. Minister sportu przewiduje, że Rosja ma szansę na czwarte miejsce w klasyfikacji medalowej.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
W latach 1992-2019 związana z Ośrodkiem Studiów Wschodnich, specjalizuje się w tematyce rosyjskiej, publicystka, tłumaczka, blogerka („17 mgnień Rosji”). Od 1999 r. stale współpracuje z „Tygodnikiem Powszechnym”. Od początku napaści Rosji na Ukrainę na… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 33/2013