Ropa, węgiel i wybory

Wprawdzie finis coronat opus, jednak Angela Merkel odniosła zwycięstwo trochę pyrrusowe, ponieważ jej przyszły gabinet obciążono nie tylko liderem socjaldemokratów Münterferingiem w charakterze wicekanclerza, ale i kilkoma innymi ministrami z tej partii i sądząc z opinii politologów amerykańskich możliwości pani kanclerz zostały przez to bardzo ograniczone.

23.10.2005

Czyta się kilka minut

Miała ona ambitny program ratowania Niemiec reformami, dotyczącymi i podatków, i tak zwanego sozialu, wszystko to jednak najprawdopodobniej Münterfering wraz ze swoimi poplecznikami storpeduje i powstanie sytuacja patowa, jak w szachach, kiedy nie można ani wygrać, ani przegrać.

Nauka z tego taka, że interes partii niekoniecznie pokrywa się z interesem państwa. W tym przypadku najwyraźniej się nie pokrywa: SPD zdecydowana jest minimalizować rozpęd reformatorski pani Merkel i skończy się zapewne na skromnych resztkach jej programu. A ponieważ reformy w Niemczech są konieczne, w rezultacie za rok albo półtora roku doczekamy się nowych wyborów. Tak to przynajmniej w tej chwili wygląda.

Obserwowałem z ciekawością, jak socjaldemokraci i chadecy w straszliwych targach i kłótniach walczyli o każdy fotel, żeby obsadzić tak zwane kluczowe ministerstwa. Wiele zależy teraz od tego, jak wielką siłę przebojową okaże pani kanclerz w dalszej rozgrywce. Schröder postąpił bardzo rozsądnie: odszedł, pozostawiając ekipę, która będzie teraz Angeli Merkel rzucała kłody pod nogi, starając się zachować status quo. Co zresztą zadowoli znaczną część niemieckiego elektoratu - tę, która przeciwna była jakimkolwiek zmianom w systemie państwa opiekuńczego.

To, co dotąd napisałem, nie bardzo się rymuje z ciągiem dalszym. W numerze “International Herald Tribune" z 4 października, a więc wydanym w jakieś dwa tygodnie po tym, kiedy w moim felietonie w “Tygodniku" dałem - bez żadnego absolutnie echa - pewne sugestie na temat wodorowania węgla jako alternatywnego źródła paliw, ukazał się artykuł Briana Schweitzera, gubernatora amerykańskiego stanu Montana. Ziemia Montany kryje około 150 miliardów ton węgla i zdaniem Schweitzera może to być terapia na obecne kłopoty energetyczne Ameryki.

Zależność nasza od importu ropy jest ogromna - powiada Schweitzer - Ameryka jest teraz właściwie zdana na dobrą wolę czy też łaskę przede wszystkim krajów arabskich. I występuje z przedstawioną tu wcześniej przeze mnie koncepcją, by wznowić starą receptę na uzyskiwanie benzyny z węgla. Robiono to w Ameryce już od 1928 roku, a podczas II wojny światowej Niemcy uzyskiwali w ten sposób większość zasobów paliwowych. Afryka Południowa stosowała tę technologię przez lat pięćdziesiąt. Syntetyczne paliwa mają wysoką jakość, nie wymagają dalszej obróbki w rafineriach i można je stosować we wszystkich odmianach silników.

Jaka więc trudność i czemu korzystania z tych recept zaniechano? Koszta produkcji takich paliw przekraczały wówczas znacznie cenę ropy. Teraz jednak, powiada Schweitzer, kiedy zbliżamy się do stu dolarów za baryłkę ropy, prędzej czy później przeróbka węgla zacznie się znowu opłacać. Wymaga ona oczywiście poważnych inwestycji, bo zajmujące się nią zakłady dawno już zlikwidowano, nie ulega też wątpliwości, że Schweitzer jako gubernator stanu bogatego w węgiel zainteresowany jest osobiście w nowych inwestycjach. Na pewno jednak poszukiwanie źródeł energii alternatywnych wobec ropy jest konieczne, zwłaszcza wobec pojawienia się nowych potęg gospodarczych na czele z Chinami, które zużywają coraz większy procent światowych zasobów tego surowca. Wykorzystanie węgla pozwoliłoby w większym niż dotąd stopniu uniezależnić Stany Zjednoczone od łaski eksporterów ropy.

Zupełny brak echa na mój wcześniejszy tekst trochę mnie zastanowił i doszedłem do przekonania, że rozróżnić można dwa rodzaje cenzury. Pierwsza, instytucjonalna, ma swój ośrodek, jak kiedyś na Mysiej w Warszawie, i po prostu zamyka ludziom gęby. Druga jest niewidoczna, nazwać by ją można rozproszoną: nikt wprawdzie niczego nie zabrania, jednak coś, czego media nie nagłośnią i o czym nie ma mowy w telewizji, właściwie przestaje istnieć. Przemilczanie albo ignorowanie okazuje się bronią bardzo skuteczną.

Wybory w Niemczech i problem energii to sprawy najzupełniej różne, obie jednak powinny nas interesować. Odejście Schrödera było dla mnie dobrą nowiną. To, że poleciał on do Moskwy, by złożyć pożegnalne ukłony Putinowi i całować go po rękach i nogach, stanowiło nowinę mniej dobrą, ale nie bardzo mnie zdziwiło. Równocześnie czytam dość krytyczne uwagi samych Niemców o niebezpieczeństwach, jakie zagrażają gazociągowi bałtyckiemu, który Schröder z Putinem postanowili z Rosji do Niemiec poprowadzić. Chodzi o wielkie podwodne wysypiska militarnych śmieci: na dnie Bałtyku spoczywają zarówno złogi gazów bojowych i amunicji, jak i liczne wraki. Okolica jest więc niezdrowa i planując budowę rurociągu trzeba się przygotować na kłopoty, które oczywiście znacznie podniosą cenę przesyłanego nim gazu.

Ze strony rosyjskiej pojawiły się z kolei niezbyt wyraźne sygnały, że może jednak część gazu zostanie boczną nitką doprowadzona przez Litwę albo Łotwę do Polski - są to jednak możliwości, które na razie bujają w powietrzu. Gdyby strona polska na serio się zajęła przynajmniej planowaniem nowych układów paliwotwórczych, byłby to rodzaj ostrzeżenia dla Putina, że nie będzie mógł nam stanąć na gardle i robić co chce.

Podczas naszych wyborów po raz kolejny ze smutkiem stwierdziłem, że do głosu dochodzą w polskiej polityce ludzie, którzy zielonego pojęcia nie mają nie tylko o jakiejś ropie, gazie czy wodorowaniu węgla, ale w ogóle o niczym. Przecież Lepper zajął trzecią pozycję w wyborach prezydenckich: kilkanaście procent głosów to wynik niestety znaczący. Sam z rozsądku głosowałem na PO i Tuska, w skrytości ducha jednak marzę o wymieceniu ze sceny całej polskiej elity politycznej. Podejrzewam, że Polacy daliby sobie bez niej radę, bo w dziedzinie ekonomii przejawiają dostatecznie wiele inicjatywy.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 43/2005