Robić zło

Największym odkryciem Jana Klaty, który wystawił “Nakręcaną pomarańczę", jest to, że antyutopia wykreowana przez Anthony Burgessa 35 lat temu spełniła się. Nie do końca, bo nie opanowaliśmy skutecznych metod resocjalizacji przestępców, ale za to metody czynienia zła i bezinteresowna agresja stały się elementami codzienności.

15.05.2005

Czyta się kilka minut

 /
/

Co więcej, osobliwy język, którym posługują się bohaterowie książki, spolszczony przez Roberta Stillera w wersji tłumaczenia A (Stiller przetłumaczył książkę w wersji A - zanglicyzowanej i wersji R - zrusyfikowanej), stał się obowiązującą mową ludzi młodych. To polski angielski, nafaszerowany zniekształconymi zapożyczeniami, który jest coraz bardziej kul, niezależnie od wykształcenia i rzeczywistej znajomości angielszczyzny.

I naprawdę nie ma znaczenia fakt, że członkowie gangu Alexa we wrocławskim przedstawieniu nie są dresiarzami czy kibolami, jakich widujemy na co dzień nie tylko na strasznych przedmieściach wielkich miast, ale także w ich centrach. (Dresiarstwo, jak wiadomo, ma także wymiar nowobogacki i niekoniecznie jest stylem życia najuboższych.) Niczego to nie polepsza ani nie zmiękcza. Kostium nie ma znaczenia, liczą się intencje i motywacje.

Musicalowy horror show

Zaczyna się w ciemności, od jednej z najsubtelniejszych arii operowych: “Casta Diva" z “Normy" Belliniego sączy się z ust Marii Callas jak ukojenie. Dynamizujący Beethoven Burgessa i Kubricka, czyli “IX symfonia", której rytm mógł napędzać do działania, zanika w niebiańskim brzmieniu. Kurtyna rozsuwa się powoli i majestatycznie, ukazując bar, w którym Alex (Eryk Lubos) i jego kompani piją swoje “drynki" i wprawiają staruszki - bywalczynie baru - w “trembling".

Za szybą w szerokim obramieniu długi kontuar barowy z wysokimi stołkami. Alex i jego żołnierze siedzą półnadzy. Alex silnej budowy, z nieskazitelną muskulaturą, z ogoloną głową. Wygląda groźnie. Wszyscy mężczyźni noszą obcisłe prążkowane spodnie. Na kolanach i łokciach upięte skomplikowane systemy ochraniaczy, mające raczej dodawać mocy niż chronić przed kontuzją. Alex wygłasza swoje życiowe credo, czyli nieczystym językiem wyrzuca z siebie przekonania na temat zła i jego natury. Robić zło to znaczy być sobą. Zło jest wolnością, zdejmuje ograniczenia. Kolejne sceny będą szybką demonstracją tego, jak Alex realizuje swoją agresję, tworzy horror show, będący sensem jego życia. Na drugim biegunie robienia zła stoi muzyka, ta najczystsza, klasyczna, najbardziej sublimowana.

Klata nie chciał robić spektaklu obyczajowego. Świadomość obcowania z antyutopią zrealizowaną jest wystarczająco czytelna już w pierwszych gestach reżysera. Dlatego natychmiast narzuca spektaklowi silne sformalizowanie, posługując się rytmicznym ruchem scenicznym jako środkiem wyrazu i sposobem na przeniesienie w bardziej ogólne rejony znaczeń. Formalizacja powoduje, że spektakl oddala się od dokumentalnej interwencyjności w sferę artystycznej umowności.

Pamiętajmy też, że wszystkie przedstawienia Klaty osadzone są w muzyce. Stanowi ona równie ważny element spektaklu jak scenografia czy tekst. W “Nakręcanej pomarańczy" reżyser odszedł od “zadanej" przez Burgessa “IX symfonii" Beethovena. Rozmienił ją na wiele fragmentów muzycznych, równie wszechobecnych. Muzyka połączona z pantomimą (spektakl powstał w koprodukcji z Wrocławskim Teatrem Pantomimy) zamienia przedsięwzięcie w rodzaj mechanizmu, w którym wszystko jest nieodwołalne, ma z góry wyznaczony czas i miejsce. Tak jak w operze, gdzie muzyka narzuca swój rygor i swobodę reszcie teatralnej materii. Alex jest przecież wrażliwym chłopcem, muzyka rządzi jego życiem, choć te rządy zaskakujące przynoszą skutki. Właściwie do przełomowego momentu terapii Alexa spektakl, mimo całej swej przykrej wymowy i zmetaforyzowanej brutalności, biegnie jak musical, świadomie robiony wbrew ideowym regułom gatunku.

Brutalne bijatyki przeplatają się ze scenami z domu Alexa, który mieszka z zapatrzonymi w telewizor rodzicami. Ci, rzecz jasna, wolą nie wnikać zbyt głęboko w życie syna, bo tak jest przecież wygodniej. W tych scenach szczególnie mocno dochodzi do głosu dziwne, poetyckie rozchwianie języka. W wypowiedziach zarówno Alexa, jak jego matki górę bierze fraza biblijno-poetycka, tak silna, że czasami tłamsi nawet slang, którym mówi Alex.

Zemsta burżujów

W momencie uwięzienia Alexa pojawia się pytanie, które zdominuje drugą część spektaklu: “I co teraz, e?". Po raz pierwszy rzuca je kapelan (Zdzisław Kuźniar). To pytanie zamknie cały spektakl, powtórzone w ulubionym barze, w którym nic już jednak nie będzie takie samo jak na początku.

Alex staje się, na własną prośbę, obiektem eksperymentu, terapii, która ma uczynić go niezdolnym do czynienia zła. Pozbawić możliwości wyboru, zlikwidować dylemat, jeśli Alex kiedykolwiek go miał. Teraz wszystko zacznie nakręcać się w drugą stronę. Podobnie jak na początku niezdolny do czynienia dobra, teraz główny bohater nie jest zdolny do czynienia zła. Jego człowieczeństwo pozostaje ułomne i ograniczone. Początkowo był człowiekiem wolnym, teraz został zniewolony. Kat stał się ofiarą i zgodnie ze schematem opowieści Burgessa spotka prześladowanych, by przyjąć ich zemstę.

Zło mściwych ofiar staje się groteskowe. Alex jest pokazywany w wielkim teatrze. To teatr ŕ l’italien, a jednak noszący wszelkie znamiona teatru anatomicznego, w którym dokonuje się ciekawej i pouczającej sekcji zwłok. W głębi sceny opada zasłona, a zza niej wyłania się ogromna widownia z trzema piętrami purpurowo wyściełanych lóż. Ten zapierający dech scenograficzny trick ujawnia też kolejny trop spektaklu. Alex - wywodzący się ze środowiska proletariackiego, z nienawiścią odnoszący się do intelektualistów - staje się aktorem w teatrze mieszczańskim. To dla burżuazyjnej nieczułości ma odegrać swoją resocjalizację, to burżujom ma udowodnić, że już jest niegroźny i można go wypuścić z więzienia, zamiast dalej łożyć na jego kosztowny pobyt za kratami.

Alex zaczyna wyglądać na podwójną ofiarę mieszczańskiej hipokryzji. Wpierw nie otrzymał od społeczeństwa niczego, co mogłoby go zainteresować bardziej niż przemoc i łatwe zdobycze finansowe. Zwrócił na siebie uwagę dopiero dokonawszy morderstwa. Jako niezdolny do czynienia zła (nie z wyboru, lecz z powodu zakodowanej fizycznej niemożności wywołującej torsje) znowu przestanie budzić czyjekolwiek zainteresowanie. Zniknie, a w teatrze mieszczanie spokojnie będą bić brawo. Jedyną możliwą reakcją Alexa jest bezradny gniew, wściekłość, zemsta na najbardziej bezbronnym, bo ukrzyżowanym, któremu jeszcze raz można bezkarnie przebić dłonie gwoźdźmi.

***

Przedstawienie Klaty jest gorzkie i przenikliwe, brawurowo zrealizowane. To przecież reżyser, który ma chyba najsilniejsze w Polsce naturalne wyczucie komizmu stowarzyszone z precyzją, której komizm wymaga, by śmieszyć. Te narzędzia zastosowane do realizacji ponurego spektaklu o przemocy dają efekt groteski, w której śmiech staje się jedynie reakcją obronną.

Reżyser nie drąży psychologicznych motywacji postaci. Raczej konstruuje sytuacje sceniczne i wrzuca w nie aktorów, co sprawia, że spektakl nabiera komiksowego tempa i, by tak rzec, zawadiackości. To z kolei podwyższa w nim temperaturę gniewu. A gniewu w Klacie jest cały ocean. Drażni go zakłamanie i upadek autorytetów, brzydzi dwulicowość i indyferentyzm. Dlatego szlachetny zły Alex jest idealnym sposobem na rozmontowanie niezdrowego ładu społecznego. Działa jak terrorysta, który rujnuje spokój i każe zastanowić się nad porządkiem świata, kwestionuje wiarę, że jest to najlepszy ze światów. Nie umiem odpowiedzieć na pytanie, czy Klata jest po stronie Alexa, ale może to nie jest pytanie najważniejsze?

Paradoksalnie największą wadą spektaklu jest schematyzm powieści Burgessa. Jej literacka efektowność zakłóca proces poznawania przyczyn i źródeł zła, zamyka możliwość głębokiego wejścia w tkankę przemocy i strukturę demonicznego nihilizmu. Nihilizm zresztą, zupełnie niesłusznie, pozostaje niejako poza sferą zainteresowania autora powieści.

Antyutopie mają to do siebie, że fascynują głównie ludzi młodych, dla których koncept jest rzeczą najważniejszą, dającą łatwe odbicie do efektownej interpretacji. Powieść Burgessa nie należy też do najnowszych. Oczywiście można powiedzieć, że zawarta w niej tematyka jest ponadczasowa, ale pojawiły się dzieła, które podjęły tę tematykę i posunęły dyskusję nad nią do ekstremum. Na przykład film Michaela Hanecke “Funny Games". To oczywiście nie kwestionuje jakości nowego spektaklu Jana Klaty i jego roboty reżyserskiej, ale zmniejsza niestety jego siłę rażenia.

Anthony Burgess “Nakręcana pomarańcza", przekład: Robert Stiller, reżyseria, adaptacja i opracowanie muzyczne: Jan Klata, choreografia: Maćko Prusak, scenografia: Justyna Łagowska, kostiumy: Mirek Kaczmarek, premiera we Wrocławskim Teatrze Współczesnym 23 kwietnia 2005 r., koprodukcja z Wrocławskim Teatrem Pantomimy.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 20/2005