Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Lider komunistów zza Wielkiego Muru, jako że jest fanem futbolu, dostał od nas piłkę z podpisami Roberta Lewandowskiego i reszty reprezentacji. Ojczyzna Tadeusza Kościuszki karmiła sekretarza generalnego KPCh na Zamku Królewskim. Flagi naszych chińskich braci kipiały tam rewolucyjną czerwienią i żółciły się pięcioramiennymi gwiazdami, z których największa symbolizuje przywództwo partii robotników i chłopów. Nawet premier Beata Szydło nie wspominała tego dnia, że: „z przestrzeni publicznej powinny zniknąć symbole komunizmu, to rzecz zupełnie normalna. Pewnie dla większości Polaków jest oburzające to, że takie symbole jeszcze się znajdują”. Zrobiła wyjątek dla przewodniczącego Xi, i było to bardzo miłe.
Inne sprawy także w ostatnich dniach nie były w Warszawie podnoszone. W szczerych, oficjalnych rozmowach z naszymi chińskimi braćmi unikano sformułowań i słów: „prawa człowieka”, „kara śmierci”, „więzienie polityczne”, „okupacja Tybetu”, „Dalajlama”, „stosunki z Tajwanem”. W imię przyjaźni polska strona patrzyła przez palce, gdy „chińscy turyści”, którzy przyjechali wraz z przywódcą KPCh, zasłaniali wielkimi banerami małe grupki demonstrantów nielubiących towarzysza Xi. Z uśmiechem pobłażania słuchała też, jak chińskie zespoły folklorystyczne (wszak tyle ich ostatnio nad Wisłą) pojawiają się tuż koło pikiet, by bić w bębny – co chroniło z jednej strony uszy przewodniczącego Xi przed nieprawomyślnymi okrzykami, z drugiej zaś strony – miłych polskich gospodarzy przed niezadowoleniem gościa i konfuzją.
Tak, to była udana wizyta! Wdzięczny przewodniczący Xi podpisał dokument o strategicznym partnerstwie z Polską!
Jeśli dobrze liczę, była to już trzecia umowa mówiąca o partnerstwie. Pierwsza, z 2004 r., ustanawiała partnerskie stosunki przyjaznej współpracy. Druga, z 2011 r., podnosiła rangę relacji dwustronnych do poziomu „partnerskich stosunków strategicznych”. Ta z roku 2016 będzie, wierzę w to głęboko, najbardziej strategiczna i najbardziej partnerska z dotychczasowych. Znikną różnice między naszymi zaprzyjaźnionymi państwami i nasi politycy będą już śmiało jeździć do Chin każdego 4 czerwca, by podkreślać, że nazwa Tian’anmen nic im nie mówi. Zupełnie tak, jak zrobiła to w 2013 r. pani marszałek Ewa Kopacz, co było na pewno krokiem w dobrym kierunku. Inwestycją, która procentuje teraz.
Cóż: pozostaje tylko za gazetą „China Daily” powtórzyć zdobiące okładkę zdjęcie serdecznego uścisku dłoni, który wymienia przewodniczący Xi ze swoim młodszym kolegą z Polski (Andrzej Duda) i tytuł: „Razem do przodu!”.
Myślę, że jeśli w więzieniach są gazety, to Mateusz Piskorski, lider prorosyjskiej partii Zmiana, pluje sobie w brodę: „Mój Boże, dlaczego zgodziłem się być ruskim agentem wpływu? Siedzę w pudle w cieniu oskarżenia o zdradę. Gdybym wybrał Chiny, wracałbym z kolacji na zamku, dziennikarze ustawialiby się w kolejce po wywiady i byłbym jak pączek – pardon Ryż Osiem Skarbów – w maśle” (w sposób odwieczny dylemat sercowców i dietetyków, ryba czy drób, został rozwiązany: kaczka po pekińsku jest zdrowa, jesiotr zaś może zaszkodzić na całe życie). Dodajmy, że nikt przy zdrowych zmysłach nie ośmieliłby się Piskorskiego nazwać szpiegiem, gdyby zamiast z Moskwy brał pieniądze z Pekinu. Bo cały świat chce brać pieniądze z Pekinu.
Na naszą część Europy jest 40 miliardów dolarów i chodzi o to, by wziąć więcej z tych miliardów niż inni, którzy również w tych dniach podpisali porozumienie o „strategicznym partnerstwie”.
Chwała Bogu, „historia naszej przyjaźni liczy kilka wieków” – co zauważył przewodniczący Xi. A w takim Belgradzie, z którego przyjechał do Warszawy, mówił ledwie o „tradycyjnej przyjaźni”.
Jeden z analityków od Chin, z którym uciąłem sobie pogawędkę, zwrócił mi uwagę, że mnożenie wątpliwości, upieranie się przy prawach człowieka, ciągłe wspominanie o tym śmiesznym Dalajlamie jest już lekko passé. Nawet Czechy jakiś czas temu odeszły od tej przykurzonej „havlowskiej” polityki. I co? W nagrodę I Sekretarz KPCh także z nimi podpisał umowę o strategicznym partnerstwie.
A Havel? Przez całe życie był dziwakiem – to siedział w kryminale, to toczył beczki w browarze, zamiast wykazać się rozsądkiem, stać się szanowanym przez władzę i społeczeństwo literatem. Talent, niejaki potencjał przecież miał. Niewiele było potrzeba – jedno-dwa opowiadania, podpis pod listem poparcia czy też potępienia. I już można było wkupić się w łaski. Ale nie chciał. Na tydzień przed śmiercią, już na wózku inwalidzkim, spotkał się jeszcze z Dalajlamą. Uparciuch.
Warto było? ©℗