Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Ale o tym, że jednak ono się odbyło - w miniony piątek, w Luksemburgu, potajemnie - napisał portal "Spiegel Online"; media drążyły. Następnego dnia rzecznik Junckera skorygował więc: szefa źle zrozumiano, owszem, spotkanie było, lecz jedynie jako nieformalna dyskusja w gronie ministrów finansów strefy euro... Ale i to było niepełną prawdą. Pełnej nie dało się już ukryć: podczas tajemniczego spotkania dyskutowano nad czymś, co rok temu było nie do pomyślenia: scenariuszem wyjścia Grecji ze strefy euro i powrotu do drachmy.
Nerwowość polityków można zrozumieć. Rok temu, w maju 2010 r., groźba bankructwa 11-milionowej Grecji zachwiała i wspólną walutą, i politycznie 500-milionową Unią. Unia udzieliła Grecji wielomiliardowej pomocy i przeznaczyła 750 mld euro na "pakiet ratunkowy": do wyciągania z opresji kolejnych krajów zagrożonych niewypłacalnością (skorzystały z niego Irlandia i Portugalia).
Minął rok - i tematem numer jeden znów jest Grecja, która mimo pomocy nie radzi sobie i ekonomicznie, i politycznie: protesty przeciw reformom narastają, były już ofiary śmiertelne. Ale że opuszczenie przez Grecję strefy euro byłoby ciosem dla politycznej wiarygodności Unii, na tajnym spotkaniu dyskutowano podobno też nad inną alternatywą: restrukturyzacją długu Grecji. Tyle że rok temu i to byłoby nie do pomyślenia: w jakiekolwiek ubrać to słowa, oznacza to, że inne kraje biorą na siebie współodpowiedzialność za niegospodarność Greków.
Grecy wrócą do drachmy? Politycy dyskutują dziś nad "za" i "przeciw" takiej opcji. Oraz nad tym, co dalej z euro i Unią. Polska do strefy euro nie należy, jest więc na marginesie tych problemów (i tej dyskusji). Wcale nie jest pewne, że należy się z tego cieszyć.