Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
I może radość z uwznioślenia, które temu towarzyszy, jest jedną z przyczyn - obok zdrożnej ciekawości - dla których tak chętnie dziś sięgamy po dzienniki, notatniki czy listy wybitnych twórców?
"Błyski" Julii Hartwig nie są dziennikiem. Autorka nazwała je kiedyś "śladami codziennej krzątaniny umysłu, z której poezja chce się wydobyć na strzelistą drogę wiersza lub poematu prozą". Nie są też kolekcją aforyzmów; znajdziemy tu filipikę przeciw wyławianiu z wierszy czy prozy "mądrych zdań". "Zawsze czułam do nich niechęć" - podkreśla Julia Hartwig, pisząc dalej: "»Błyski« zamierzone były jako zapis tego, co momentalne, nie do końca określone. Ale i tu, zapewne, wdarły się takie zdania, dzięki ich nieodpartej sile przebicia".
"Błyski" to okruchy rodzących się wierszy, a obok - refleksje, sny, wspomnienia z podróży, anegdoty. Malarstwo i muzyka, bardzo dla Julii Hartwig ważne. No i - może przede wszystkim - wypisy z lektur i uwagi na ich marginesie. Baudelaire, Norwid, dziennik Virginii Woolf, korespondencja Henry’ego Millera z Blaise Cendrarsem, Hannah Arendt, "Zbyt głośna samotność" Hrabala, "Austerlitz" Sebalda. Miłosz - jako pisarz, człowiek, ale także postać ze snu. Powroty do tekstów Artura Międzyrzeckiego. Stanisław Barańczak. Uderzająco dramatyczne cytaty z listów Andrzeja Kijowskiego ("Psychoza jest błędnym kołem. Świat nam ją daje, świat ją od nas odbiera, świat nas za nią sądzi i powiada nam, żebyśmy się wzięli w garść").
Ta mozaika ułożona została z przemyślaną swobodą, jest w niej ton serio, ale i żart, humor i melancholia przemijania. Pomiędzy poszczególnymi zapisami toczy się dialog, powracają ważne pytania. O tradycję, tak dla Julii Hartwig istotną, która jednak może stać się problemem, bowiem - jak zauważa pochodzący z Serbii amerykański poeta Charles Simić - "jest ona zarazem przechowalnią starych metafor i klisz". O wiarę i religię. O rolę natury w sztuce. O trwające w niej napięcie pomiędzy dobrocią i okrucieństwem w widzeniu świata, pomiędzy chłodem i współczuciem. O jej brutalną zachłanność, której znakiem staje się wystawiona przez Anne Leibowitz fotografia jej przyjaciółki Susan Sontag na łożu śmierci - "nieprzytomnej, ze wzdętym brzuchem i z twarzą nie do poznania zmienioną przez chorobę".
Jak to więc jest? "Stara kobieta siedząca na dworcu. Odłożone na ławkę kule, wypchana torba u stóp. / On ją rysuje. I to rysowanie jest współczuciem". Nie mylę się chyba, rozpoznając w bohaterze tej miniatury Józefa Czapskiego. A obok - Francis Bacon, wielki malarz zafascynowany kalectwem, deformacją, brzydotą, studiujący z zapałem barwne tablice w XIX-wiecznym atlasie chorób jamy ustnej.
Wędrować można po tym niewielkim tomiku długo, zatrzymując się przy kolejnych fragmentach, jak choćby ten: "W gruncie rzeczy jeden jest tylko temat, jeden stały motyw, do którego wracamy bezustannie; jest on wyrazem naszej miłości do świata, naszej uwagi dla niego; nie umiemy bowiem i nie próbujemy nawet objąć całości z jej okrutnym bezładem". Albo przy takich - przepraszam autorkę! - naprawdę mądrych zdaniach: "Popis i rozpacz nie mogą iść w parze". "Głupota przekraczająca pewne granice staje się zagrożeniem publicznym".
To ostatnie zdanie prowadzi ku naszym polskim sprawom; więc na koniec jeszcze dwa zapisy do nich się odnoszące. W pierwszym znajdziemy cytat z pewnego Anglika: "Doprawdy nie wiem, czy te pieśni są patriotyczne, czy krępujące", i komentarz, w którym pada uderzająco trafne określenie "patriotyczny bezwstyd". Zapis drugi to pytanie: "Dlaczego fado tak podoba się w Polsce, ojczyźnie krakowiaka?". Polecam je badaczom naszego charakteru narodowego... (Wydawnictwo Sic!, Warszawa 2008, ss. 132)