Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Mit, że zarazą korupcji dotknięci są działacze starej daty, kompatybilni z późnopeerelowską estetyką "Piłkarskiego pokera".
Żeby zrozumieć reguły gry, jaka toczy się na boisku i wokół niego, trzeba choć odrobinę znać psychikę uczestników tej zabawy. To wciąż nie jest i nigdy w Polsce nie była gra dżentelmenów, tyle tylko że dzisiaj stawki jakby wyższe i pokusa lewizny większa. Część działaczy klubowych szybko staje się zakładnikami stadionowych grup nieformalnych, a nie są to środowiska, które rozważałyby etyczne meandry porażek i zwycięstw. Presja stadionu jest olbrzymia, stadion każe wygrywać - nieważne jak, prawidłowo, ręką Boga czy łapówką. Jeśli wyniki są nieadekwatne do oczekiwań, stadion, który wcześniej pił z tobą wódkę na kończącej sezon imprezie, w kolejnym sezonie może obić ci twarz, zadzwonić w środku nocy z pogróżkami albo uszkodzić samochód. Kto zajmuje się piłką i ma inne obyczaje, staje się z czasem obiektem nienawiści, jak właściciele Legii, lżeni nagminnie przez bywalców "Żylety". Są to sektory zajmowane przez ten rodzaj kibiców, który doskonale współistnieje z układem rządzącym PZPN - przynajmniej mentalnie.
Postawmy na chwilę znak równości między trenerem, działaczem a piłkarzem - wszyscy oni grają w jednej drużynie. Nie ma też sensu po raz kolejny przywoływać rzekomych przymiotów Wdowczyka - że kulturalny, ładnie ubrany, światowy. Takie walory okazują się w starciu z rzeczywistością piłkarską niewiele warte. Można oczywiście poświecić żelem do kamery albo wyjść na dziurawe boisko w dobrym garniturze. Ludzie to kupią, bo brakuje nadal w polskim futbolu postaci, które dbają choćby o wygląd. Jednak nie szata zdobi działacza. Działacza, trenera czy piłkarza, według kryteriów, które wciąż funkcjonują, zdobi umiejętność zawierania mocnych przyjaźni, zdobi lista przydatnych nazwisk w telefonie komórkowym i mocna głowa, oczywiście. Dobry działacz wie, że zdarzają się sytuacje, kiedy trzeba zagrać faulem taktycznym, nawet jeśli grozi za to czerwona kartka. Na marginesie zupełnie można dodać, że prowadzone przez Wdowczyka drużyny grały zawsze brutalnie. Działacza nie rozlicza się z sumienia, tylko z sukcesów. Zresztą, skoro proceder uprawiają wszyscy, to o jakich wyrzutach sumienia może być mowa?
Nawet jeśli wchodzi w tak zwane środowisko człowiek uczciwy, szybko orientuje się, że istnieje granica, której samymi przymiotami taktycznymi czy umiejętnościami piłkarskimi jego drużyna nie przeskoczy. Wszyscy płacą, płacę więc i ja. Uczciwi odpadają najszybciej, chyba że zbudują zespół - jak Wisła Cupiała i Kasperczaka - który o lata świetlne wyrasta ponad ligową szarość i strefę podejrzeń. Choć w dzisiejszej sytuacji, ktoś piszący takie słowa wychodzi nieuchronnie na pierwszego naiwnego lub lokalnego szowinistę.
Możliwe, że przypadki Dariusza Wdowczyka i Andrzeja Woźniaka to historie świetnych piłkarzy, którzy okazali się podatni na "trening" serwowany przez działaczy, sędziów, obserwatorów, o pseudonimach godnych panów półświatka. Zarazili się, żeby przeżyć. Są zarówno ofiarami chorego systemu, jak i jego współtwórcami. Gdyby nie nagłośnienie sprawy, przekazywaliby wiedzę co sprytniejszym uczniom. Są już przecież młodsi od Wdowczyka sędziowie, nadzieje polskiej piłki, zamieszani w korupcję. Z tej perspektywy spektakularna wpadka nie powinna dziwić - dawni bonzowie wyhodowali w budynkach klubowych nowe pokolenia, które weszły w świat z przydatną wiedzą, że kto nie smaruje, ten nie jedzie, a nowe pokolenia uczą jeszcze młodszych itd.
Taka sytuacja niszczy resztki zaufania do polskiej piłki nożnej. I umacnia przekonanie, że sprzedawać i kupować może u nas każdy. Obstawiajmy więc, najlepiej u bukmacherów, legalnie i bez podejrzeń - kto następny w kolejce do aresztu? Trudno wygrać, bo lista jest długa...?