Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Spadki są duże – w 2019 r. frekwencja w diecezji wynosiła 33,5 proc. Na oficjalne statystyki z całej Polski musimy poczekać do przyszłego roku.
„To efekt pandemii. Wielu wiernych nie wróciło. Nawet część ministrantów już nie wróciła – mówił biskup bydgoski „Gazecie Wyborczej”. – Próbujemy zrozumieć, gdzie jest przyczyna. Ale nie chcemy biadolić, tylko wyjść naprzeciw. Tu potrzeba ewangelizacji, zaangażowania świeckich. Bo my sami nie dotrzemy do tych osób”.
Sygnały z innych miejsc potwierdzają frekwencyjny kryzys. O. Marcin Mogielski w homilii głoszonej w dominikańskim kościele we Wrocławiu w ostatnią niedzielę przyznał, że do tej popularnej świątyni przychodzi o połowę mniej wiernych. Potwierdza to przeor o. Andrzej Kuśmierski: – Przed pandemią w niedzielę pojawiało się średnio 4 tys. ludzi. Podczas tegorocznego liczenia przyszło 2150. Jeszcze gorzej jest w niektórych parafiach – w jednej z większych, bo 25-tysięcznej, chodzi 1300 osób. Ale to specyfika Wrocławia, mamy najniższą w kraju średnią uczęszczania na lekcje religii w szkołach ponadpodstawowych, wynoszącą zaledwie 18 proc.
Dominikanin mówi o przyczynach: – Wrocław bardzo szybko rozwija się cywilizacyjnie, w związku z tym też się laicyzuje. To chyba najbardziej „zachodnie” miasto w Polsce. Z osobistych kontaktów wiem, że jeżeli chodzi o nasz kościół, bardzo dużo fajnych ludzi zniechęciła sprawa przestępstw Pawła M.
Przykładem reakcji na frekwencyjny kryzys jest anegdota opowiedziana przez ks. Krzysztofa Niedałtowskiego podczas odbywających się w sobotę Dialogów Świętojańskich „Stres pourazowy ludzi Kościoła”. Gdy gdański duszpasterz środowisk twórczych podczas rozmowy z zaprzyjaźnionymi włoskimi księżmi mówił o spadkach praktyk w Polsce, usłyszał: „To bardzo dobra wiadomość – ilość przechodzi w jakość!”. Czy rzeczywiście wystarczy przeczekać trudny czas, nie jestem pewien. ©℗