Przestrzeń pytań

Religia w szkole jest wielką szansą Kościoła katolickiego w Polsce. Szansą w dużej mierze niewykorzystaną.

12.09.2006

Czyta się kilka minut

rys. M. Owczarek /
rys. M. Owczarek /

Jaka jest skuteczność katechezy szkolnej? "Na podstawie własnych obserwacji, a także rozmów prowadzonych z przedstawicielami innych ośrodków akademickich, dochodzę do wniosku, że młodzież ubiegająca się o przyjęcie na wydziały teologiczne czy uczelnie kościelne w dużej części wykazuje się stosunkowo wysokim stopniem ignorancji religijnej" - pisze ks. prof. Zbigniew Marek w miesięczniku "Katecheta". Z kolei bp Stanisław Wielgus w ubiegłorocznym "Liście na Wielki Post" zwraca uwagę, że "jest wielu chrześcijan, których wiedza religijna jest znikoma, nierozwinięta albo obarczona błędami. Przygnębiającym wprost faktem jest to, że wielu chrześcijan, także tych, którzy uczęszczali na lekcje religii, którzy przeszli przygotowanie przed bierzmowaniem, nic nie wie o podstawowych zasadach swojej wiary".

Co więc robić, aby katecheza szkolna była skuteczna (bo nie sądzę, żeby rozwiązaniem był powrót do salek parafialnych)? Chciałbym wskazać pięć tematów, które - moim zdaniem - warto w tym kontekście przedyskutować.

Orędzie o zbawieniu czy wymogi moralne?

"Moralizatorstwo to wielka bolączka polskiej ambony - pisał swego czasu ks. prof. Józef Kudasiewicz. - W trzecim tysiącleciu musi się dokonać jej nawrócenie: wymagania moralne muszą być zawsze wyprowadzane z wydarzenia i obdarowania zbawczego. Bez tego zawisną w próżni; będzie postępowała degradacja tożsamości chrześcijańskiej. Trzeba nam się modlić, by w trzecim tysiącleciu Bóg dał nam Kopernika polskiej ambony, który dokona prawdziwej rewolucji. Mógłby to być nawet jakiś kanonik z Fromborka lub Lublina. Rewolucja ta będzie polegała na odwróceniu porządku; najpierw głoszenie wydarzenia zbawczego, jakim obdarował nas Ojciec w Jezusie, a potem dopiero imperatywy moralne. Pomijanie tego pierwszego jest zdradą i okaleczeniem chrześcijaństwa".

Nie spotkałem się z badaniami poświęconymi tej tematyce, ale zaryzykowałbym hipotezę, że moralizatorstwo jest bolączką nie tylko ambony, ale również katechizacji. A jeśli by tak rzeczywiście było, wtedy konieczne byłoby przestawienie akcentów w materiałach katechetycznych. Treści moralne, choć ważne, nie powinny być dominującym akcentem nauczania. W centrum powinna znaleźć się dobra nowina o Bogu, który w codziennym życiu nas ocala, ratuje, podnosi, leczy nasze wnętrza i obdarza szczęściem.

Ewangelia jako fragment czy zasada?

Jakie powinno być miejsce Ewangelii w katechezie? Ks. Jan Kochel pisze tak: "Cztery Ewangelie mogą być postrzegane jako »cztery podręczniki przeżywania wiary w Chrystusie«". Z kolei "Nowe Dyrektorium Katechetyczne" z 1997 r. przypomina: "Właściwym zadaniem katechezy jest pokazanie, kim jest Jezus Chrystus, czym jest Jego życie i Jego posługa, przedstawienie wiary chrześcijańskiej jako pójścia za Jego Osobą. Powinna więc stale opierać się na Ewangeliach, które »są sercem całego Pisma Świętego, są bowiem głównym świadectwem życia i nauki Słowa Wcielonego, naszego Zbawiciela«". Katecheza współczesna winna więc stale powracać do źródła, do "czteropostaciowej Ewangelii", ponieważ stanowi ona fundament wiary i wzorzec wszelkiego nauczania chrześcijańskiego. Ks. Kochel przywołuje jeszcze myśl kard. Schönborna: "Pierwszą podstawową katechezą jest Ewangelia, czyli to, co uczniowie Jezusa zapisali o Jego życiu, Jego działalności, o Nim samym".

Jakie z tego wnioski? Ze swej strony chciałbym zaproponować rozważenie możliwości, aby katechezę na jakimś poziomie, np. w pierwszej klasie szkoły ponadgimnazjalnej, oprzeć na Ewangelii według św. Marka. Chodzi o to, aby ta Ewangelia stała się zasadą organizacji treści nauczania podczas jednego roku (semestru?). W takim układzie cykl kolejnych katechez dotyczyłby kolejnych fragmentów Ewangelii, w układzie chronologicznym i tematycznym. Na koniec byłyby lekcje pozwalające syntetycznie ująć całą Ewangelię i jej przesłanie. Byłoby to analogiczne do sposobu, w jaki na lekcjach języka polskiego "przerabia się" lektury. Tekst św. Marka byłby fundamentem, na którym potem nadbudowywano by inne treści. I gdyby po latach w uczniach została dokładna znajomość choćby tylko tej Ewangelii, myślę, że to już byłoby dużo.

Wykład czy aktywizacja?

W pewnym uproszczeniu można powiedzieć, że katecheta ma do wyboru albo poprowadzić katechezę w formie jednostronnego wykładu, albo sprowokować uczestników do poszukiwania odpowiedzi na postawione pytanie, aby potem wspólnie zebrać wnioski, a na koniec podkreślić istotne prawdy danej katechezy. Ten drugi sposób oznacza wykorzystanie metod aktywizujących. Taka forma prowadzenia zajęć sprawia, że uczniowie stają się poszukiwaczami, odkrywcami prawd wiary, a nie tylko biernie je przyjmują.

W dyskusji nad metodami aktywizującymi w katechezie pada czasem zarzut, że prowadzą one do instrumentalnego traktowania tekstu biblijnego i treści wiary, że aktywność uczniów staje się celem samym w sobie, że w centrum stawia się metodę, a wszystko inne spychane jest na drugi plan. Niewątpliwie, podczas poszczególnych lekcji takie zjawisko może mieć miejsce. Metody aktywizujące są tylko narzędziem, które może być wykorzystane i dobrze, i źle. Moim zdaniem jednak są one wielką szansą religii w szkole - pod warunkiem świadomego ich wykorzystywania dla osiągnięcia celów katechetycznych. O ile wiem zresztą, są w programach katechetycznych obecne, a wielu katechetów korzysta z nich w codziennej pracy.

Prawo bezwarunkowe czy warunkowe?

Można się spotkać z poglądem, że każdy ma prawo do katechezy i odmawianie komukolwiek uczestniczenia w lekcjach religii nie powinno mieć w ogóle miejsca. Innymi słowy, prawo to powinno być bezwarunkowe.

Jestem zwolennikiem przeciwnego poglądu. Moim zdaniem prawo do uczestniczenia w katechezie szkolnej powinny mieć osoby spełniające elementarne zasady: 1) szanujemy się wzajemnie, 2) jedna osoba mówi, inne słuchają, 3) katecheta udziela prawa głosu, 4) zajmujemy się tylko sprawami związanymi z katechezą, 5) do zmiany miejsca jest potrzebna zgoda katechety, 6) wykonujemy polecenia katechety. Jeśli ktoś powyższe zasady stale łamie, jeśli na jego postępowanie nie wpływają rozmowy, spotkania z rodzicami, nagrody i kary - to wtedy powinien być tego prawa pozbawiony. To samo w sytuacji, kiedy ktoś złamie te zasady w sposób rażący.

Przeciw takiemu stanowisku można wysunąć wiele argumentów - zgadzam się, że są one poważne. Jednak, po pierwsze, bezwarunkowe prawo do uczestniczenia w katechezie w konsekwencji prowadzi do tego, że jeśli w klasie kilku uczniów "rozwala" zajęcia, to tracą ci uczniowie, którzy są zainteresowani i chcą skorzystać. Wielu katechetów skarży się na ciągłe rozmowy, krzyki, rzucanie papierów, spadanie z krzeseł, czytanie gazet, serie pytań nie na temat, odrabianie innych lekcji, swobodne chodzenie uczniów między ławkami, wychodzenie z klasy, zakładanie nóg na stoły, jedzenie kanapek, zabawy telefonami komórkowymi, słuchanie walkmana, oglądanie czasopism pornograficznych, bójki i głośne wyzwiska, używanie wulgarnych słów - wobec kolegów, koleżanek i katechety, głośne rozmowy podczas modlitwy, zwracanie się do katechety po imieniu czy ignorowanie go. Jeśli uczniowie mają bezwarunkowe prawo do uczestniczenia w katechezie, to znaczy, że pozostają na niej bez względu na swoje zachowanie czy odniesienie do symboli religijnych. Czy w takiej sytuacji mogą skorzystać z katechezy uczniowie faktycznie zainteresowani?

Po drugie, bezwarunkowe prawo do uczestniczenia jest innym rozwiązaniem niż rozwiązanie Kościoła pierwotnego. Kiedyś usłyszałem tekst Hipolita Rzymskiego określający, kto i pod jakimi warunkami może być przyjęty na katechezę. I wielokrotnie powtarzający się refren - jeśli ktoś wykonuje zawody nielicujące z byciem chrześcijaninem, "musi z nich zrezygnować albo odejść", "gdyby nie zechciał tego zaprzestać, trzeba go odprawić", "lepiej, gdyby z tego zajęcia zrezygnował; o ile jednak nie ma innego zawodu, niech ostatecznie pozostanie", "muszą albo porzucić zawód, albo odejść", "o ile nie chciałby się na to zgodzić, trzeba go odesłać z powrotem", "należy wyrzucić, gdyż byłoby to lekceważeniem Boga". Jak widać, Kościół pierwotny nie bał się stawiać wysokich wymagań. Odebranie prawa do uczestniczenia w katechezie uczniowi, który permanentnie czy rażąco łamie tak elementarne zasady, jak te, które wymieniłem powyżej, jest moim zdaniem zgodne z duchem wskazówek Hipolita Rzymskiego.

Jaka katecheza dla dorosłych?

Skuteczność nauczania religii w szkole zależy od całego systemu katechizacji, a jego podstawowym elementem jest, w moim przekonaniu, parafialna katecheza dorosłych. Nie jest to element jedyny - ważną rolę ma także parafialna katecheza dzieci i młodzieży, komplementarna do katechezy szkolnej. Ale rozwinięta i dobrze prowadzona katecheza dorosłych to moment newralgiczny, potrzebny choćby po to, by uczniowie widzieli wśród dorosłych to, o czym uczą się w szkole.

Pytanie o model parafialnej katechezy dla dorosłych staje się w tym kontekście pytaniem palącym.

---ramka 454354|strona|1---

ZBIGNIEW BARCIŃSKI (ur. 1964) jest pedagogiem, liderem Sekcji Katechetycznej Polskiego Stowarzyszenia Pedagogów i Animatorów KLANZA, autorem wielu warsztatów i wydawnictw metodycznych adresowanych do katechetów, stałym współpracownikiem miesięcznika "Katecheta".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 38/2006