Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Moi szwedzcy aktorzy z Göteborga przeprosili mnie za potop. Przepraszam, jeśli kogoś z rodaków uraziłem, ale przeprosiny najeźdźców przyjąłem. W grodzie założonym przez Gustawa Adolfa wydało mi się to jak najbardziej na miejscu. Generalnie przecież w ramach teatralnych eksperymentów znajdujemy się w postępowym zakładzie psychiatrycznym w Charenton, gdzie Markiz de Sade inscenizuje męczeństwo i śmierć Marata – więc współcześni Szwedzi przepraszający za potop uchwycili aurę metafizycznej dziwności istnienia. Zwłaszcza Hannah pochodzenia etiopskiego oraz Johan z korzeniami irańskimi.
Najpierw oczywiście powiedziałem, że nigdy w życiu nie przebaczę, że po moim trupie, oznajmiłem, że musi przeprosić Zlatan Ibrahimović, osobiście. Jak doskonale od wieków wiadomo, aktorzy przecież i tak nie są wiarygodni, nigdy nie wiadomo, czy mówią szczerze, czy grają, a Zlatan nawet jak gra, to szczerze. No ale Zlatan jest z Malmö, a byliśmy w Göteborgu, więc na szczeblu lokalnym, po lekkim droczeniu się, uległem i dałem się przebłagać. Następnie szwedzcy aktorzy przeprosili mnie za swój karygodny hymn, który odtworzono mi w interpretacji Ibrahimovicia właśnie, co z estetycznego punktu widzenia było błędem. Na szczęście cały hymn ma 10 linijek, z czego wykonuje się połowę.
Okazało się, że generalnie w szwedzkim hymnie nie ma nic o Szwecji, ale za to sporo o przyrodzie, co jest odświeżające, zwłaszcza w mieście, w którym bez przerwy leje. Natomiast w trzeciej – niewykonywanej zresztą – zwrotce znajduje się passus o „dniach świetności”... I za to zostałem przeproszony. W rewanżu przeprosiłem za Czarnieckiego z Mazurka Dąbrowskiego, co to po szwedzkim zaborze wrócił się przez morze... i byliśmy kwita.
Mogliśmy przystąpić do prób.
PS. Poprosiłem Szwedów z Charenton, żeby bez zwłoki przystąpili do NATO. Obiecali, że przystąpią. ©