Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Jeśli się czegoś nauczyłam, to tego, że dużo wolno. O wiele więcej, niż pozwalali sobie inni autorzy moich ówczesnych lektur. Kwestia oddzielania warstwy języka od fabuły? To pytanie nie ma sensu. Materii języka i obrazu nie da się tam oddzielić. I jeszcze gęstość języka: wiem, mówią tak literaturoznawcy, ale to nie jest sprawa języka. Nazwałabym to raczej gęstością treści. Każde jego zdanie ma tempo, każda jego historia ma zwroty akcji, tylko że to nie jest ten rodzaj akcji, do jakiej przyzwyczaiła nas inna literatura. Poza tym Schulz nie daje możliwości czytania bez uwagi, bo nie odwołuje się do gotowców naszej wyobraźni. Swoje światy buduje ręcznie, od zera i opisuje je tak, że możemy je zobaczyć. To jest właśnie ta „gęstość”. Jak się ma sprawa tłumaczenia Schulza na język obcy, na przykład na angielski? Przekład nie wydaje mi się możliwy, chociaż wiem, że istnieje. Za dużo jest ruchu w tej substancji, jakiegoś takiego migotania, a tłumaczenie musi to unieruchomić. Nie mam nadziei na dobry przekład, a zrobić zły to gorzej, niż nie zrobić wcale. Sam brak jakiejś nadzwyczajnej światowej kariery Schulza wskazuje zresztą na to, że przekłady nie były wystarczająco dobre.
Magdalena Tulli jest prozaiczką i tłumaczką, autorką książek: „Sny i kamienie”, „W czerwieni”, „Tryby”, „Skaza”, „Kontroler snów” (jako Marek Nocny) oraz „Włoskie szpilki” (za które otrzymała w tym roku Nagrodę Literacką Gdynia oraz Nagrodę Literacką Gryfia).