Prowokacja w Mieście Aniołów

Christa Wolf, kiedyś sztandarowa pisarka komunistycznych Niemiec Wschodnich, wydała autobiograficzną powieść, w zamyśle bilans życia. Recenzent "Polityki" twierdzi, że można ją traktować jako "niemiecką wersję sporu wokół biografii Ryszarda Kapuścińskiego". Nic bardziej błędnego.

24.08.2010

Czyta się kilka minut

Christa Wolf uważana jest za jedną z wielkich niemieckich pisarek. Jej życie i kariera literacka były związane ściśle z historią państwa, które przestało istnieć 20 lat temu: komunistycznej NRD. W powieściach i opowiadaniach - jak "Podzielone niebo" (1963 r.) czy "Kasandra" (1983 r.) - podejmowała temat tzw. realnego socjalizmu. Ale mimo paru gestów, które można zinterpretować jako brak pokory wobec władz, przez 40 lat - od początku do końca NRD - pozostała wiernym członkiem partii rządzącej SED. Była sługą - oraz beneficjentem - wschodnioniemieckiej dyktatury.

Dziś, 20 lat po upadku jej państwa i 20 lat po szczęśliwym zjednoczeniu Niemiec, Christa Wolf opublikowała bilans życia: autobiograficzną powieść "Stadt der Engel oder The Overcoat of Dr. Freud" ("Miasto Aniołów albo palto doktora Freuda"). W tej próbie życiowej spowiedzi stawia liczne pytania - i niemal nie udziela na nie odpowiedzi. A pytania są ważne, kluczowe. Na przykład: dlaczego zostałam w NRD? Albo: kiedy uświadomiłam sobie, że "wielki eksperyment, jakim była NRD", jest skazany na klęskę?

Niemiecki Kapuściński?

Miała to być powieść, a wyszedł nużący monolog, który przynosi niewiele nowego. Ponieważ autorka podjęła także temat swego uwikłania we współpracę z NRD-owską bezpieką (Stasi), książka wywołała w Niemczech pewne zainteresowanie. Ale na krótko: szybko trafiła na listy bestsellerów i równie szybko z nich wypadła.

Dlaczego więc warto o niej napisać? Ponieważ warszawski tygodnik "Polityka" przedstawia polskim czytelnikom tak pozytywny obraz tej książki, że wymaga on polemiki.

Christa Wolf spuściła z tonu, żegna się z moralną arogancją, samoużalaniem się i pielęgnowaniem swej roli reprezentanta "socjalizmu o ludzkiej twarzy", a także moralnego autorytetu - zachwyca się Adam Krzemiński ("Polityka" z 15 sierpnia). "Christa Wolf napisała ważną i potrzebną książkę - w swej autorefleksji i samoobronie unika czarno-białych schematów i płaczliwego samochwalstwa, i ma odwagę pożegnać się z przeszłością" - dowodzi Krzemiński. Dlatego, twierdzi, "Miasto aniołów" powinno szybko ukazać się w polskim tłumaczeniu. "Można je potraktować jako niemiecką wersję sporu wokół biografii Ryszarda Kapuścińskiego. Również noblisty niedokonanego".

Brzmi to szlachetnie, wręcz nobliwie. Można odnieść wrażenie, że Christa Wolf napisała uczciwy bilans swego życia. Tylko czy tak jest rzeczywiście?

Kraj, który nadal istnieje

Powieść opowiada o dziewięciu miesiącach, które Wolf spędziła na przełomie lat 1992-93 w Los Angeles (Mieście Aniołów) na zaproszenie amerykańskiego Getty Centers. Pojechała, by złapać dystans do wydarzeń, będących skutkami upadku muru berlińskiego.

Książka zaczyna się od opisu, jak narratorka przybywa do USA - i jest zdumiona faktem, że jej paszport "wywołał pewne poruszenie". Nadworna NRD-owska pisarka zabrała bowiem w podróż do Stanów paszport wydany jeszcze przez władze NRD - a więc dokument państwa, które w tym czasie zostało odesłane do historii, z woli jego własnych obywateli. Wolf opisuje szczegółowo amerykańską kontrolę paszportową i porównuje ją ni mniej, ni więcej, tylko do poniżających procedur, jakim poddawani byli podróżni na granicy NRD.

Zacytujmy fragment. Amerykański urzędnik spytał: "Germany? - Yes. East Germany. (...). Urzędnik sięgnął po telefon, by zasięgnąć rady wyżej. Scena wydała mi się znajoma, dobrze znałam uczucie napięcia, a także kolejne uczucie, odprężenia, gdy decyzja przełożonych wypadła najwyraźniej zadowalająco i urzędnik podbił mi wizę". Amerykanin pyta jeszcze: "Are you sure this country does exist?" (Jest pani pewna, że taki kraj w ogóle istnieje?). "Yes, I am". Tak, jestem - pada odpowiedź.

Christa Wolf tłumaczy czytelnikowi, że była to reakcja wynikająca z przekory. A może była to raczej infantylna prowokacja?

Powiedzmy wprost: książka dowodzi, że jej autorka nie zrozumiała nic z tego, co wydarzyło się 20 lat temu.

"Kochaliśmy ten kraj"

W istocie Christa Wolf, ta "najbardziej pozbawiona poczucia humoru niemiecka pisarka" (jak nazwał ją krytyk Marcel Reich-Ranicki), do dziś opłakuje koniec NRD. Swe emocje w chwili upadku muru berlińskiego w 1989 r. opisuje tak: "Czy miałam ambiwalentne odczucia, gdy w drodze do domu musieliśmy długo stać w korku na skrzyżowaniu Schönhauser Allee / Bornholmer Strasse, gdyż drogę zablokował niekończący się strumień trabantów i wartburgów zmierzających do przejścia granicznego Bornholmer Strasse? Co wtedy tak naprawdę odczuwałam? Radość? Triumf? Ulgę? Nie. Coś jakby przerażenie. Coś jakby wstyd. Coś jakby przygnębienie. I rezygnację. Zrozumiałam, że to koniec".

Czy zrozumiała? Wolno wątpić. W innym miejscu mówi o NRD: "My kochaliśmy ten kraj". Kogo ma na myśli apologetka NRD, gdy używa uzurpatorskiego słowa "my"? Czy te trzy miliony ludzi, którzy w ciągu 12 lat - między powstaniem NRD a totalnym odizolowaniem społeczeństwa od świata zewnętrznego w 1961 r., gdy zbudowano mur - uciekli z "tego kraju" na Zachód? A może setki tysięcy, a potem miliony, które demonstrowały jesienią 1989 r. i rzuciły znienawidzonemu reżimowi w twarz "To my jesteśmy narodem", a koniec końców pognały ten reżim w diabły? A może ma na myśli 200 tysięcy ludzi, którzy w ciągu 40 lat NRD trafili do więzień z powodów politycznych? Wielu nie otrząsnęło się z psychicznych skutków uwięzienia; ich dusze zostały złamane na zawsze.

"Kochaliśmy ten kraj": tym zdaniem Wolf opłakuje upadek kraju, który wcale nie upadł. Bo kraj między Lasem Turyńskim na południu i Rugią na północy, ten kraj istnieje nadal. Upadł nie on. Upadło tylko państwo, które nim zarządzało.

Skłonność do wypierania

"Jest coś niezwykłego, by nie rzec bezwstydnego w samoużalaniu się Christy Wolf, wedle którego, konsekwentnie, jako moment radości jawi się nie np. październik 1989 r., gdy cały naród przestał się bać i odważył się wyjść na ulicę, ale 4 listopada 1989 r." - konstatuje pisarz Marco Martin w "Literarische Welt". Wtedy, 4 listopada 1989 r., podczas manifestacji na wschodnioberlińskim Alexanderplatz, mniej czy bardziej wierni NRD-owscy intelektualiści i funkcjonariusze (w tym eksszef wywiadu Stasi Markus Wolf, stylizujący się na liberała) podjęli nieudaną próbę przejęcia kontroli nad dynamiką wydarzeń, by ratować ginące państwo. Punktem kulminacyjnym wystąpienia Christy Wolf (zbieżność nazwisk z Markusem Wolfem jest przypadkowa) na tym wiecu było zdanie: "Wyobraź sobie: socjalizm trwa nadal, i nikt nie ucieka na Zachód".

I jeszcze ta historia ze Stasi. W latach 1959-62 Wolf była tajnym współpracownikiem o pseudonimie "Margarete". Jej teczka jako konfidentki zawiera trochę donosów, raczej banalnych. Później, zwłaszcza po tym, jak w 1976 r. podpisała protest NRD-owskich pisarzy do władz przeciw pozbawieniu obywatelstwa barda Wolfa Biermanna, Wolf i jej mąż byli przez wiele lat obserwowani przez Stasi; teczka zawierająca efekty tych działań jest znacznie grubsza od teczki TW "Margarete".

O tym wszystkim Wolf napisała już na początku lat 90. w książce "Akteneinsicht" ("Wgląd w akta"). Tym bardziej niezrozumiały jest teraz, w "Mieście Aniołów", szok, jakiego doświadcza narratorka, gdy dowiaduje się, iż prasa w dalekich Niemczech (pisze zawsze: "prasa zachodnioniemiecka") podjęła temat jej relacji ze Stasi. Twierdzi nawet, że nie może przypomnieć sobie tej współpracy. Pamięta tylko, że pewnego dnia do redakcji przyszli dwaj młodzi ludzie i żądali informacji. "W aktach jest napisane, że mieli cię zgarnąć z ulicy. Tego nie pamiętam" - czytamy. "Przedstawili się jako ci, kim byli w rzeczywistości: pracownicy Ministerstwa Bezpieczeństwa. (...) I o tym mogłam zapomnieć".

Zapomnieć? To brzmi tak niewinnie, wybaczalnie, ludzko. Ale jest niewiarygodne. Adekwatniejsze byłoby słowo: wyparcie. Skłonność do wypierania ze świadomości biograficznych błędów jest zakorzeniona w ludzkiej naturze. Zwłaszcza Niemcy do perfekcji opanowali sztukę wypierania - po roku 1945, gdy chodziło o przeszłość brunatną, i po roku 1989 r., gdy rzecz dotyczyła przeszłości czerwonej.

Beneficjentka podziału

W swej powieści Christa Wolf, "dopasowana, lękliwa oportunistka" (określenie "Spiegla"), przedstawia nieszczery bilans życia. Pojęcie "dyktatura" rezerwuje zawsze dla nazistowskich Niemiec, odrzuca możliwość określenia nim Niemiec komunistycznych.

81-letnia dziś Wolf została członkiem partii komunistycznej w 1949 r., gdy powstała NRD, i była w niej do końca. W latach 1955-77 była w zarządzie Związku Pisarzy. W latach 1963-67 była kandydatką do Komitetu Centralnego SED. Zawsze na służbie państwa.

Do dziś opłakuje jego upadek. Z jej perspektywy państwo to niekoniecznie musiało kojarzyć się z murem berlińskim, z rozkazem strzelania do tych, którzy chcieli je opuścić, z zakazem podróżowania, z gospodarką niedoboru i tak dalej. Christa Wolf tęskni do "swojej" NRD, z wszystkimi przywilejami, z których korzystała. Ona mogła podróżować, kiedy chciała i dokąd chciała. Jej książki ukazywały się na Wschodzie i Zachodzie, dobrze wynagradzane i nagradzane.

Christa Wolf była prawdziwą beneficjentką podziału Niemiec.

Przelożył Wojciech Pięciak

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
(1935-2020) Dziennikarz, korespondent „Tygodnika Powszechnego” z Niemiec. Wieloletni publicysta mediów niemieckich, amerykańskich i polskich. W 1959 r. zbiegł do Berlina Zachodniego. W latach 60. mieszkał w Nowym Jorku i pracował w amerykańskim „Newsweeku”.… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 35/2010