Prosta buddyjska wizyta

Ponad tygodniowa wizyta Dalajlamy XIV w naszym kraju dobiegła końca. Kto oczekiwał pamiętnych słów, ważnych gestów, mógł się mocno zawieść. Wizyta duchowego przywódcy Tybetańczyków była bardzo… buddyjska.

12.12.2008

Czyta się kilka minut

Przebiegała bez fajerwerków, skromnie i w spokoju. A ten wewnętrzny spokój, o którym gość wiele razy mówił w swoich wystąpieniach, mogli osiągnąć za jej sprawą tylko ci, którzy niczego od Dalajlamy nie oczekiwali, nie spodziewali się żadnych wielkich rzeczy, ale potrafili cieszyć się samą jego obecnością. Możliwością spotkania nie z jednym z największych autorytetów moralnych świata, ale z prostym mnichem, który mówił na początku swojego wykładu w wypełnionej po brzegi hali warszawskiego Towaru: "Nie jestem nikim szczególnym. Nikogo nie nauczam. Uważam się za jednego z was. Jednego z sześciu miliardów ludzi."

Kto jeszcze potrafi o sobie dzisiaj mówić w taki sposób?

***

Dalajlama gościł na uroczystościach 25. rocznicy przyznania Nagrody Nobla Lechowi Wałęsie. W Gdańsku uścisnęły sobie dłonie dwie wielkie postaci i ikony pokoju. Było to także zderzenie dwóch różnych osobowości, które choć łączy ponadkulturowa przyjaźń i porozumienie ponad barierami religii i języka, to jednak całkowicie różni temperament i styl bycia. Obaj, choć wywarli niemały wpływ na historię XX wieku i budowali w swoim czasie pokój na świecie, należą już do przeszłości. Do historii minionej epoki.

Jednak, podczas gdy Wałęsa mówił w Gdańsku, że nie wyklucza całkowicie swojego powrotu do wielkiej polityki, gdyby był potrzebny i marzył głośno o stawianych mu pomnikach, Dalajlama przyznawał wprost, że czas jego pokolenia minął.

Kilkakrotnie wzywał młodych do przejęcia inicjatywy i podejmowania starań o kształtowanie wspólnej globalnej cywilizacji pokoju. Wiele razy, między innymi na "Forum Młodych" w Gdańsku, powtarzał kierowane do młodzieży słowa: - Wiek XX, nasz wiek, jest przeszłością, wiek XXI należy do was.

W wypełnionej kilkoma tysiącami głównie młodych ludzi Hali Stulecia we Wrocławiu mówił: - Wasz wiek powinien być epoką dialogu, szacunku, nieużywania przemocy. Nie ma już podziału: my - oni. Każdy z sześciu mieszkańców tej planety jest częścią nas.

Przemawiał do tłumów, odbierał nagrody i odbywał kameralne spotkania z najwyższymi władzami. Zarówno te planowane, m.in. z premierem Donaldem Tuskiem, prezydentem Francji Nicolasem Sarkozym, prezydent Warszawy, Hanną Gronkiewicz-Waltz, prezydentem Wrocławia, Rafałem Dutkiewiczem i parlamentarzystami, jak i nieplanowane: z prezydentem Lechem Kaczyńskim oraz w ostatni dzień przed wylotem, z Rzecznikiem Praw Obywatelskich Januszem Kochanowskim. Wraz z abp. Marianem Gołębiewskiem wszedł do klauzury klasztoru karmelitanek, by spotkać się i modlić razem z siostrami. We wrocławskiej Dzielnicy Czterech Świątyń spotkał się z przedstawicielami kościołów rzymskokatolickiego i ewangelicko-augsburskiego, cerkwi prawosławnej oraz gminy żydowskiej. Wszedł także do synagogi pod Białym Bocianem.

***

Wiele razy podczas tej wizyty mówił o swojej sympatii do Polski, o inspiracji, którą dawała mu i jego narodowi "Solidarność" oraz walczący o wolność Polacy.

- Słowo "Polska" usłyszałem po raz pierwszy podczas II Wojny Światowej - mówił przypominając we Wrocławiu czas dzieciństwa w wolnym Tybecie.

W Gdańsku i Krakowie, zaskakującym wyznaniem, że to dzięki nam został swojego czasu wegetarianinem, przywołał postaci pierwszych poznanych przez siebie Polaków.

- Mało kto wie, ale gdy w latach 50. znalazłem się na uchodźstwie, poznałem dwoje wspaniałych Polaków - mówił. - Byli dużo starsi ode mnie. Ta kobieta, Polka, była wtedy dla mnie jak przybrana matka, doradzała mi, co mam jeść, jak się zachowywać. Zawsze mi powtarzała, żebym postępował ostrożnie. To byli wspaniali ludzie, wpadli na pomysł stworzenia domów dziecka dla tybetańskich dzieci. One istnieją, dzięki nim 10 tys. tybetańskich dzieci znalazło dom.

Wspomniał tymi słowami Wandę Dynowską ("nie pamiętam jej nazwiska, ale wszyscy mówili na nią Umadevi") i Maurycego Frydmana.

O Dynowskiej napisał już w zamieszczonym na stronie Tygodnika Powszechnego tekście, Przemysław Wilczyński .

Nie zabrakło też już mniej zaskakujących, a wręcz oczekiwanych wspomnień o Janie Pawle II. - Gdy spotkaliśmy się po raz pierwszy, od razu narodziła się miedzy nami nic duchowego porozumienia, braterstwa - mówił w Gdańsku Dalajlama.

Trzecia wizyta tybetańskiego przywódcy w naszym kraju (wcześniej odwiedzał Polskę na zaproszenie Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka w 1993 i 2000 r.) na pewno poszerzyła związki tybetańskiego przywódcy z Polską. Został on mianowany doktorem honoris causa Uniwersytetu Jagiellońskiego oraz honorowym obywatelem miasta Wrocławia. Zresztą Wrocław przypadł wielkiemu gościowi tak bardzo do gustu, że - jak wyznał - jako obywatel świata może w każdej chwili wrócić tam i zamieszkać w tym mieście.

Zapytany po warszawskim wykładzie, czy wróci do Polski powiedział: - Już pojawiły się znaki kolejnych zaproszeń i już teraz się na nie zgadzam.

Jednym z tych znaków może być inicjatywa przyznania Dalajlamie w lipcu 2009 r. honorowego obywatelstwa miasta Warszawy. Szkoda tylko, że przysłoniła ona odważny pomysł nadania nazwy Ronda Wolnego Tybetu jednemu z warszawskich skrzyżowań.

Dowody odwzajemnionej sympatii widać było na każdym kroku także ze strony zwykłych Polaków. Spotkania z Dalajlamą cieszyły się ogromnym zainteresowaniem, a zaproszenia na nie rozchodziły się w błyskawicznym tempie, nawet jeżeli ich liczba, tak jak w Warszawie, wynosiła aż pięć tysięcy.

***

Te masowe spotkania pokazały, że oprócz bycia wielkim duchowym przywódcą, jest także znakomitym showmanem, i czy tego chce czy nie, jak bardzo by to nie przystawało do wizerunku skromnego mnicha, jest on także gwiazdą popkultury, podobnie jak kiedyś Jan Paweł II. A jak na gwiazdy pop przystało, jego podróż po Polsce miała charakter małego tournée. Gdyby zamiast w aulach i halach, jego wykłady odbywałyby się na placach lub stadionach, to pewne że gromadziłyby jeszcze większe audytorium.

Mimo, że nie mówił rzeczy nowych, zaskakujących, często powtarzał podobne kwestie, to jednak jego wystąpienia budziły uwagę i entuzjazm tłumów. Zresztą aplauz wywoływały nie tylko jego słowa, ale także gesty, pogoda ducha i specyficzne tybetańskie poczucie humoru, które niektórzy publicyści mylą z infantylizmem. We Wrocławiu sam zaczął się głośno śmiać ze swojego przejęzyczenia, gdy zamiast o "pamiętaniu" powiedział po angielsku o "zapominaniu". W Warszawie, podczas gdy Adam Kozieł z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka męczył się nad ubraniem w polskie słowa dosyć prostej angielszczyzny Dalajlamy, on z namaszczeniem odpakowywał cukierek i delektował się jego smakiem. Brawa wybuchały nawet wtedy, gdy przerywał wykład, by ubrać chroniący oczy przed światłami reflektorów daszek albo kiedy poproszony o wylosowanie pytań, wyciągnął ze szklanej misy małą tybetańską flagę.

Ale także w momentach poważnej zadumy, gdy na przykład podsumowywał istotę swojej działalności słowami starej buddyjskiej modlitwy: "Dopóki przestrzeń istnieje, dopóki trwają istoty, dopóty jestem ja, żeby nieść im pomoc."

Albo gdy zapytany o to czy wróci do nas w przyszłym życiu, odparł z uśmiechem: - To jeszcze całkiem odległe.

Innym razem aplauz wywoływał swoim ostrzeżeniem: - Bywają ludzie, którzy przypisują Dalajlamie jakieś szczególne moce. Bzdura! Niedawno przeszedłem operacje woreczka żółciowego i gdybym miał szczególną moc, pierwsze wykorzystałbym ją we własnym interesie.

Nie słowa jednak i nie gesty były w tej wizycie najważniejsze, ale to, co można było odnaleźć pod ich zewnętrzną powłoką. Znajomy Tybetańczyk mieszkający w Polsce, Thupten Kunga, który opowiadał po angielsku o swoich wrażeniach po warszawskim wykładzie, powiedział, że istotę tego, co najważniejsze w wystąpieniach Dalajlamy najlepiej oddaje polskie słowo. I powtarzał: duch, duch…

Nie wszyscy tego ducha odnaleźli. Jeśli ktoś nadal utyskuje, że w wystąpieniach Dalajlamy brakowało ważnych słów, deklaracji, wskazań, to znaczy, że nie słyszał tego, co gość z Tybetu powiedział na zakończenie swojego wykładu na Towarze:

- Jeśli uznaliście to, o czym mówiłem za interesujące, zachęcam, badajcie to dalej na własną rękę. Jeśli uważacie to za wartościowe, próbujcie to rozwijać, wdrażać w życie. A jeśli to, co mówiłem, było dla was bez znaczenia, po prostu zapomnijcie.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz od 2002 r. współpracujący z „Tygodnikiem Powszechnym”, autor reportaży, wywiadów, tekstów specjalistycznych o tematyce kulturalnej, społecznej, międzynarodowej, pisze zarówno o Krakowie, Podhalu, jak i Tybecie; szczególne miejsce w jego… więcej