Proroku, gdzie jesteś?

Jeszcze nie tak dawno temu hasło „demokracji pracowniczej” było dla Polek i Polaków bardzo ważne. Czy jest szansa, by tamto marzenie powróciło?
w cyklu WOŚ SIĘ JEŻY

12.12.2019

Czyta się kilka minut

Rafał Woś / Fot. Grażyna Makara /
Rafał Woś / Fot. Grażyna Makara /

O co walczyli członkowie pierwszej Solidarności z lat 1980-1981? Dlaczego miliony ludzi różnych grup społecznych, od robotników po inteligencję, dostrzegły w „S” nadzieję? Sztampowa odpowiedź na te pytania, w której ćwiczymy się od trzydziestu lat, głosi: ludzie mieli dość komunistycznej monowładzy i chcieli odzyskać wolność polityczną. Czasem dorzuca się do tego zestawu pragnienie wyjścia ze stanu zależności od Związku Radzieckiego i przywrócenie narodowej suwerenności. W tym sensie solidarnościowy zryw bywa przedstawiany jako kolejne z serii „polskich powstań”.

Takie stawianie sprawy jest jednak w gruncie rzeczy odbieraniem Solidarności jej pracowniczego charakteru. I nie chodzi nawet o tzw. postulaty socjalne (skrócenie czasu pracy, podwyżki płac) wśród 21 sierpniowych postulatów.

Rzecz raczej w przypomnieniu o zupełnie dziś zapomnianym haśle „demokracji pracowniczej”. Tymczasem wtedy to hasło było pierwszoplanowe. Ludzie pierwszej „S” byli mądrzy. Wiedzieli, że emancypacja polityczna musi się zacząć w zakładzie pracy. Czyli najbliżej człowieka i jego codziennych interesów. Nieprzypadkowo Solidarność doprowadziła wtedy do uchwalenia przez Sejm PRL (wrzesień 1981 r.) ustawy o samorządzie załogi przedsiębiorstwa państwowego. Zapisano w niej, że w przedsiębiorstwach państwowych będzie istniała wybieralna rada pracownicza oraz ogólne zebranie pracowników. Organy, które otrzymały szerokie uprawnienia w zakresie kontroli działalności przedsiębiorstwa oraz dyrektora.


POLECAMY: „Woś się jeży” – autorski cykl Rafała Wosia co czwartek na stronie „TP” >>>


Solidarność tego nie wymyśliła. Raczej podjęła na nowo jeden z najważniejszych postulatów polskiego października 1956 roku. Wówczas w zakładach pracy tworzyły się spontaniczne rady robotnicze (najsłynniejsza z nich w FSO na Żeraniu). A motywacja była dokładnie ta sama jak w 1981 roku. Nie ma demokratyzacji życia bez uprzedniej demokratyzacji stosunków wewnątrz zakładów pracy. Na fali popaździernikowych reform rady zostały usankcjonowane w ustawie z listopada 1956 roku o radach robotniczych. Ale już dwa lata później zastąpiono je tzw. konferencją samorządu robotniczego. Podstawowe znaczenie zyskały tam znów zakładowe organizacje partyjne, co umożliwiło władzom faktyczne ubezwłasnowolnienie rad. Duch października wygasł wtedy zupełnie.

Co drzemie w radach

Znamienne, że III RP zupełnie zignorowała tamte doświadczenia i pragnienia. Można nawet powiedzieć, że rok 1989 był początkiem marginalizacji samorządu pracowniczego w Polsce. Istniejące od 1981 rady funkcjonowały przecież wyłącznie w zakładach państwowych. Uchowały się do dziś jedynie w tych nielicznych spółkach skarbu państwa, które uniknęły prywatyzacji lub likiwdacji. Nie było jednak najmniejszej nawet próby, by pomóc w ich odrodzeniu w warunkach sektora prywatnego. A przecież w kapitalizmie to właśnie prywatne przedsiębiorstwa są tym miejscem, gdzie rozgrywa się codzienne życie zawodowe większości pracowników.

Ktoś powie, że istniały (i istnieją nadal) związki zawodowe. Praktycznie słabnące, lecz przynajmniej posiadające umocowanie w konstytucji i szeregu mniejszych ustaw. Ale przecież w wielu krajach kapitalistycznych (np. w Niemczech) istnienie samorządu pracowniczego i związków zawodowych się nie wyklucza. Przeciwnie. Uważa się, że obie te organizacje mogą się świetnie uzupełniać. Związki są bardziej rozkrzyczane i ostrzej stawiają swoje postulaty. A rady pracowników mają działać trochę rozważniej i szukać konsensu z pracodawcą.

W Polsce rady pracowników wróciły do życia dopiero po roku 2006 – gdy pierwszy PiS (dużą rolę odegrali tu senator Zbigniew Romaszewski oraz nacisk... Unii Europejskiej) uchwalił ustawę umożliwiającą powstawanie rad pracowników w przedsiębiorstwach zatrudniających powyżej 50 osób. Kilka dni temu wybrałem się do Łodzi na II Ogólnopolskie Forum Rad Pracowników. Nie było to wydarzenie ani duże, ani huczne. Ot, właśnie takie jak rady pracowników w Polsce. Niby istnieje ich w naszym kraju około 500, ale to tylko cząstka potencjału, jaki w tym sposobie partycypacji pracowniczej drzemie. Ale właśnie niestety tylko „drzemie”.

A przecież już na pierwszy rzut oka rady wydają się doskonałym narzędziem do wskrzeszenia w Polsce demokracji pracowniczej. Czyli tego warunku koniecznego, by prawdziwa i żywa demokracja mogła istnieć także na innych polach. Przecież można sobie wyobrazić, że w każdym zakładzie pracy przeprowadza się regularne i demokratyczne wybory do rad. A wyłonione w tej sposób organy przedstawicielskie mają prawo kontrolować kierownictwo, stawiać mu granice, napominać albo zwyczajnie rozmawiać o dobru wspólnym zakładu. Przecież to byłaby szkoła prawdziwej demokracji w działaniu. Demokracja jako forma codziennego życia. Wiedzieli o tym w 1956 i 1981. Dlaczego dziś się tej prawdzie opieramy?

Aby to nastąpiło, musi nastąpić wiele zmian. I takich konkretnych w ustawie o radach pracowników: żeby było łatwiej je zakładać, a pracodawca miał mniejsze możliwości sabotowania takich wysiłków. Ale zmiany muszą polegać również na popularyzacji demokracji pracowniczej. Idealnie, gdyby to hasło stało się postulatem politycznym któregoś z wielkich ugrupowań. Bo dopiero wtedy jest szansa na jego popularyzację.

Czy znajdą się chętni? Demokracja pracownicza w Polsce czeka na swojego proroka.

 

 

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz ekonomiczny, laureat m.in. Nagrody im. Dariusza Fikusa, Nagrody NBP im. Władysława Grabskiego i Grand Press Economy, wielokrotnie nominowany do innych nagród dziennikarskich, np. Grand Press, Nagrody im. Barbary Łopieńskiej, MediaTorów. Wydał… więcej