Powroty Janoscha

1 czerwca minęło 60 lat od dnia, w którym 14-letni Horst Eckert na zawsze opuścił rodzinny Górny Śląsk. Nikt wówczas nie mógł podejrzewać, że ten zabiedzony i schorowany chłopak stanie się kiedyś jednym z najpopularniejszych pisarzy dla dzieci.

19.06.2005

Czyta się kilka minut

Ruiny zabrzańskiego familoka, w którym mieszkał młody Horst Eckert - przyszły Janosch /
Ruiny zabrzańskiego familoka, w którym mieszkał młody Horst Eckert - przyszły Janosch /

W jego rodzinie i najbliższym otoczeniu nie było tradycji inteligenckich, twórczych. Wychował się w niedostatku, w robotniczej osadzie, szkoły porzucał. Także kolejne lata nie wskazywały na taką erupcję talentu i szczęścia; jego pierwsze publikacje pozostawały bez echa. Później karta nagle się odwróciła. Horst Eckert przybrał pseudonim Janosch. I podbił także polskich czytelników.

Krakowski Znak wydał kolejną książeczkę przygód Misia i Tygryska, z ilustracjami autora. To był dobry pretekst, by zaprosić Janoscha do Polski. Ale nie jedyny. W Katowicach teatr Korez z sukcesem zaadaptował słynną powieść Janoscha “Cholonek, czyli dobry Pan Bóg z gliny". Spektakl cieszy się ogromnym powodzeniem i został na Śląsku uznany za najlepsze przedstawienie roku. Pomógł także Instytut Goethego i gliwicki Dom Współpracy Polsko-Niemieckiej, gdzie udało się zorganizować spotkanie z Janoschem. Udało się - bo dotąd postrzegaliśmy Janoscha jako odludka i samotnika, który wybrał Teneryfę na miejsce swego stałego pobytu i niechętnie spotyka się z publicznością czy mediami. Kiedy 10 lat temu po raz pierwszy od czasu wojny zawitał na Śląsk, wizyta minęła właściwie bez echa.

Tym razem było inaczej. Janosch odwiedził wcześniej Kraków i Warszawę, ale zapewne najważniejszym elementem tej sentymentalnej podróży było Zabrze. Pisarz wymknął się gospodarzom i dziennikarzom, by samotnie pospacerować po rodzinnym mieście. Był emocjonalnie przygotowany na to, że familoka, w którym się wychował, już nie ma. Parę miesięcy temu rozpoczęto likwidację ulicy Piekarskiej w podzabrzańskiej Porębie, która była w okresie międzywojennym miejscowością przygraniczną. To właśnie tutaj Janosch ulokował akcję swej najgłośniejszej powieści śląskiej. Jeszcze niedawno ta górniczo-hutnicza osada wyglądała dokładnie tak jak na kartach “Cholonka". Ba, może nawet bardziej niż przed laty przypominała powieściową ulicę Oślowskiego, bo znowu była zaludniona przez osobliwe typy i typki, przez bezrobotnych i lumpenproletariat. Może już tylko język niemiecki nie mieszał się ze śląską gwarą...

Janosch zaskoczył witalnością, dobrym humorem, a przede wszystkim nieoficjalnie złożoną deklaracją, że chętnie powróciłby na Śląsk, a w każdym razie - znalazł tu jakąś cichą przystań, do której mógłby przynajmniej od czasu do czasu dobijać. “Cholonek", a także znana w Polsce tylko z fragmentów powieść “Jakie to szczęście znać Hrdlaka" bynajmniej nie świadczą o sentymentalnej naturze autora. Wprost przeciwnie - to rubaszny, satyrycznie i ironicznie przerysowany obraz Śląska lat 30. i 40. Śląska rozerwanego między Niemcy i Polskę, którą wielu ziomków Janoscha znad granicznej rzeczki Czarnawki nazywało pogardliwie, z poczuciem wyższości, “krajem niczyim".

Tak, to był obszar konfliktów. W Niemczech rządzili już naziści i propaganda antypolska była coraz skuteczniejsza. Janosch wspominał w Gliwicach, że tę rzeczywistość przyjmował jako stan naturalny. “Byłem elementem tego pejzażu. Innego Śląska nie znałem, choć środowiska ziomkowskie zarzucały mi, że napisałem nieprawdę. Ale my faktycznie niewiele mieliśmy. Wyjeżdżaliśmy z fałszywymi papierami, z jedną walizką, nic po sobie nie pozostawiając. Ale znaleźli się tacy, którzy później mówili o utraconych majątkach i niekiedy skutecznie domagali się odszkodowań od rządu niemieckiego" - kpił pisarz, jakby chcąc podkreślić, że nie tylko potrzeby moralnego odwetu, ale nawet ckliwego sentymentu w nim nie ma. “To normalne, że mój dom już nie istnieje. Nie mam o to do nikogo żalu. Świat musi toczyć się dalej" - dodał.

Mówił o swojej niezwykłej emocjonalnej pamięci. “Czasami wydaje mi się - żartował - że dobrze pamiętam dzień, w którym przyszedłem na świat". Ci, którzy oburzali się (i oburzają nadal, zarówno Polacy, jak Niemcy, choć z różnych powodów) na Janoscha, twierdzą, że uczynił on ze Ślązaków bezwolnych półgłówków, którzy niczym chorągiewki na wietrze zmieniają przekonania. “On nie mógł tego pamiętać, był przecież za młody" - oto argument, który wysuwano przeciw pisarzowi i jego wizji plebejskiego Śląska.

Stworzony przez Janoscha obraz silnie oddziaływał u nas zwłaszcza w latach realnego socjalizmu, bo pozbawiony był odświętnego i propagandowego piętna. Nie przestaje dziwić, że “Cholonek" mógł zostać wydany w naszym kraju w połowie lat 70., a potem raz jeszcze w latach 80., choć cenzura wykasowała wszystkie wątki, które dotyczyły Armii Czerwonej i jej wkroczenia na Górny Śląsk. Dziwi także, że nie udało się jak dotąd wydać opowieści o śląskim odmieńcu, Hrdlaku, skoro spolszczono na przykład wyraźnie słabszą minipowieść “Polski blues". Być może teraz pojawią się nowe impulsy. Być może doczekamy się pełnego wydania “Cholonka".

Janosch twierdzi, że w jego otoczeniu mówiło się po polsku. Oczywiście gwarą. Do niego jednak rodzice zwracali się po niemiecku. “Język polski był podejrzany. Można było wylądować w obozie. Nie dawał żadnych nadziei na przyszłość" - tak Janosch wyjaśniał nieznajomość polskiego, choć podczas kilku dni pobytu na Górnym Śląsku pilnie notował słówka i grzecznościowe wyrażenia, koniecznie chcąc tą wiedzą podzielić się z czytelnikami.

Zapowiedział, że powróci. Być może już jesienią...

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 25/2005