Ładowanie...
Portal Culture.pl bez sekcji rosyjskiej
Portal Culture.pl bez sekcji rosyjskiej
We mgle antyrosyjskich emocji wywołanych wojną w Ukrainie Instytut Adama Mickiewicza zawiesił sekcję rosyjską portalu Culture.pl. „Tak nakazuje przyzwoitość cywilizowanego człowieka w obliczu rosyjskiego barbarzyństwa i zbrodni, jakich Rosja dopuszcza się na Ukrainie”, oświadczyli urzędnicy.
IAM podlega ministrowi kultury. Jego misją jest promocja polskiej twórczości, tradycji i języka poza granicami kraju. Cały komunikat zawiera się w zaledwie trzech zdaniach, z których ostatnie sugeruje ponadto, że zamiast sekcji rosyjskiej uruchomiona zostanie sekcja ukraińska.
Większość opinii publicznej nie korzystała z portalu Culture.pl, a już tym bardziej z wersji rosyjskiej, większość nie śledzi też na bieżąco działalności antyputinowskiej diaspory rosyjskiej w Polsce, dlatego wiele osób może pomyśleć w tym miejscu, że decyzja o zawieszeniu sekcji jest słuszna – w końcu toczy się wojna i nie czas żałować rosyjskich róż, gdy płoną ukraińskie lasy.
Nic bardziej mylnego.
Przyzwoitość czy rasizm
Przypomnę: celem sankcji nakładanych na Rosję jest wywarcie presji na reżim Putina, odcięcie go od wpływów finansowych, które napędzają wojnę, i ukaranie jego popleczników. Bojkot kultury rosyjskiej w przestrzeni publicznej ma natomiast na celu wytrącenie Rosji z ręki jej soft power – żeby nie mogła dłużej ukrywać za Tołstojem i Czechowem swoich zbrodni.
ATAK NA UKRAINĘ | KORESPONDENCJE, ZDJĘCIA, ANALIZY | CZYTAJ NA BIEŻĄCO W SERWISIE SPECJALNYM >>>
Zawieszenie sekcji rosyjskiej Culture.pl żadnego z tych celów nie realizuje – nie ma nic wspólnego z racjonalnością, sprawiedliwością ani skutecznością. Jeśli z czymś się kojarzy, to najprędzej z rasizmem, podobnie jak użyte w oświadczeniu IAM kuriozalne wyrażenie „przyzwoitość cywilizowanego człowieka”.
Wyrzucony właśnie na bruk w koszmarnym stylu zespół sekcji rosyjskiej, kierowany od ośmiu lat przez Annę Mirkes-Radziwon, składa się z osób mieszkających w Polsce i szczerze oddanych naszej kulturze. Ich podatki nie zasilają kasy rosyjskiego dyktatora, a publikowane w portalu treści nie mają nic wspólnego z kulturą rosyjską. Wobec inwazji Rosji na Ukrainę zespół sekcji rosyjskiej zajął jednoznaczne stanowisko już na początku wojny.
Umieszczane w portalu materiały w języku rosyjskim trafiały do ogromnego, ponad dwumilionowego audytorium, z którego tylko małą część stanowili Rosjanie: do rosyjskojęzycznych Białorusinów, Ukraińców i innych narodowości z krajów byłego Związku Sowieckiego, często mieszkających w Polsce jako uchodźcy polityczni lub wojenni.
Polska dzieli wschodnich Europejczyków
Zresztą czy możliwość docierania z rzetelną informacją o Polsce także do Rosjan sprzeciwiających się dyktaturze Putina nie jest korzyścią samą w sobie? W samej Rosji żyje takich osób około 30 milionów. Czy naprawdę nie warto inwestować w nie polskiej soft power – na teraz i na potem, z myślą tyleż o losach wojny, ile o przyszłości po niej? Dostęp do Culture.pl, inaczej niż w przypadku innych mediów zachodnich, nie został w Rosji zablokowany.
Nie jest prawdą, że sekcja ukraińska Culture.pl powstanie zamiast rosyjskiej – jak twierdzi IAM. Takich rzeczy nie organizuje się w trzy dni, więc jeśli sekcja ukraińska może ruszyć 14 kwietnia, to wyłącznie dlatego, że Anna Mirkes-Radziwon od lat o nią zabiegała, a kierowany przez nią zespół współpracował przy jej tworzeniu.
Powinny istnieć obie, a oprócz nich jeszcze sekcja trzecia – białoruska. W ten sposób pod szyldem Culture.pl powstałaby platforma łącząca Polaków, Białorusinów, Ukraińców i Rosjan w oparciu o wspólne wartości: przeciwko autorytaryzmowi i imperializmowi, za wolnością, szacunkiem i poszanowaniem prawa. Dzięki temu kultura polska pracowałaby dla lepszej przyszłości, a pozycja Polski w regionie – rosła.
Zamiast tego resort kultury z podległym mu IAM zdecydował się na krok, który podsyca animozje narodowościowe wśród wschodnich Europejczyków, a tym samym wpisał się w logikę rosyjskiej wojny. Gdyby zapytać: cui prodest? – kto odniósł korzyść z zawieszenia sekcji rosyjskiej – odpowiedź musiałaby być dla polskich urzędników bardzo przykra.
Ten błąd można jeszcze naprawić.
Renata Lis jest pisarką i tłumaczką. Opublikowała dwie książki parabiograficzne: „Ręka Flauberta” (2013) i „W lodach Prowansji. Bunin na wygnaniu” (2015) oraz tom esejów „Lesbos” (2017). Przełożyła i opracowała tom próz Iwana Bunina „Późna godzina”, zawierający jego opowiadania emigracyjne, oraz „Nieszczęsne dni”, dziennik z lat 1918-19; przetłumaczyła też esej Leonida Bieżyna „Anton Czechow. Droga na wyspę katorżników” i bajkę Siergieja Kozłowa „Jeżyk we mgle”. Mieszka w Warszawie.
Ten materiał jest bezpłatny, bo Fundacja Tygodnika Powszechnego troszczy się o promowanie czytelnictwa i niezależnych mediów. Wspierając ją, pomagasz zapewnić "Tygodnikowi" suwerenność, warunek rzetelnego i niezależnego dziennikarstwa. Przekaż swój datek:
Napisz do nas
Chcesz podzielić się przemyśleniami, do których zainspirował Cię artykuł, zainteresować nas ważną sprawą lub opowiedzieć swoją historię? Napisz do redakcji na adres redakcja@tygodnikpowszechny.pl . Wiele listów publikujemy na łamach papierowego wydania oraz w serwisie internetowym, a dzięki niejednemu sygnałowi od Czytelników powstały ważne tematy dziennikarskie.
Obserwuj nasze profile społecznościowe i angażuj się w dyskusje: na Facebooku, Twitterze, Instagramie, YouTube. Zapraszamy!
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]