Polski katolik spotyka Buddę

Właśnie ukazały się u nas przekłady ważnych tekstów buddyzmu pierwotnego. To znakomita wiadomość – i dla kultury, i dla chrześcijaństwa.

06.08.2023

Czyta się kilka minut

Polski katolik spotyka Buddę
Modlitwa buddyjska podczas święta pełni księżyca w świątyni Kelaniya. Sri Lanka, 1 sierpnia 2023 r. / ISHARA S. KODIKARA / AFP / EAST NEWS

Skądże ten śmiech i skąd radość, skoro cały świat płonie?”. Świat płonie, jednak „mądrzy, wysłuchawszy nauk Dhammy, stają się pogodni jak głębokie, czyste i spokojne jezioro”.

Doświadczenie, nie objawienie

Dwa powyższe wersy z „Dhammapady” – buddyjskiego zbioru mądrościowych sentencji – mogą wydać się sprzeczne. Z jednej strony przenikliwa obserwacja, że „świat płonie” – ciemnym, gryzącym ogniem bólu i cierpienia – a zatem, że ci, którzy wśród tych płomieni się śmieją, najczęściej rozpaczliwie próbują udawać, że ich nie pali, usiłują odpychać od siebie prawdę, snuć swoim nerwowym, nieco sztucznym śmiechem pajęczynę iluzji. A z drugiej strony – jasna świadomość, że w tym samym świecie można wyzbyć się wszelkich złudzeń i być „pogodnym jak głębokie, czyste i spokojne jezioro”.

Jeśli komuś wyda się, że nie jest możliwe, by te dwie obserwacje były jednocześnie prawdziwe, Siddhattha Gotama, czyli Budda Sakjamuni – bo to on zobaczył to, co wyżej zostało zapisane – proponuje: przyjdź i przekonaj się sam, nie wierz mi na słowo, ale sprawdź. Owszem – sprawdzenie wymaga podjęcia ryzyka, zaangażowania w określoną praktykę. Można więc mówić o pewnym zaufaniu Nauczycielowi – bo w przypadku wielu jego wskazań nie będziemy zapewne od razu widzieć jasno ich powiązania z doświadczeniem i z innymi elementami systemu. Niemniej nie ma tu wiary w żadne objawienie. Cała doktryna i reguły życia opierają się na doświadczeniu, obserwacji, zrozumieniu mechanizmów rządzących wszechświatem i umysłem.

Na przykład podstawa buddyzmu – cztery szlachetne prawdy. Pierwsza to po prostu odkrycie, że życie boli, że bolesne są narodziny, starość i śmierć, a pomiędzy nimi – nieuniknione nieuzyskanie czegoś, czego się pragnie, i nieuchronna strata tego, co się ceni. Druga to obserwacja, że cierpienie pochodzi z pragnienia i lgnięcia. Trzecia – wgląd, że wyzwoleniem jest „całkowita obojętność wobec pragnienia, zniszczenie go, porzucenie go i odepchnięcie, wyzwolenie [się od niego], odwrócenie się [od niego]”. I wreszcie czwarta, która mówi, że najpewniejsza ścieżka do wyzwolenia składa się z ośmiu powiązanych ze sobą elementów: 1) należytego poglądu (zrozumienia czterech szlachetnych prawd), 2) należytego postanowienia (podążania tą drogą), 3) należytej mowy, 4) należytego postępowania, 5) należytego sposobu zarabiania na życie, 6) należytego wysiłku, 7) należytej baczności, 8) należytego skupienia.

Zróżnicowana tradycja

Doświadczenie cierpienia (któremu podlegamy lub którego jesteśmy świadkami) prowadzi często do pytania: skąd zło? Niemożność znalezienia odpowiedzi bywa zaś powodem trudności w wierze takiej, jak chrześcijaństwo, a czasami nawet końcem religijnego zaangażowania. W przypadku buddyzmu jest inaczej: to doświadczenie stoi u początku zarówno całej tradycji, jak i osobistej drogi. Budda odmawiał jednak uczestnictwa w metafizycznych rozważaniach o przyczynie zła. ­Mówił: lepiej skupić się na rozpoznaniu antropologicznych mechanizmów, które do cierpienia prowadzą, a rozpoznawszy je – skierować wysiłek ku wyzwoleniu się spod ich przemożnego wpływu.

No tak, nie wiadomo na pewno, czy to mówił sam historyczny Siddhattha Gotama, czy też przypisali mu te słowa (niektórzy) późniejsi uczniowie. Buddyzm bowiem to bardzo zróżnicowana tradycja. Jej historyczny założyciel żył (najprawdopodobniej) w VI wieku przed Chrystusem. Podobnie jak Jezus – sam nie zapisał ani słowa. Jego nauczanie było przekazywane ustnie, a najstarsze zapisy pochodzą z czasów kilkaset lat późniejszych.

I już wtedy, gdy zapisy te powstawały, nie było zgody pośród buddystów co do zakresu nauk Buddy. W tamtym czasie bowiem zaczynał się w tej tradycji podział na szkoły uznające tylko przekazy w języku palijskim (którym mówił sam Gotama) i tych, którzy przyjmowali dodatkowe nauki zapisane w sanskrycie. Ci ostatni nazwali swoją odnogę tradycji mahajaną – wielkim pojazdem (ku wyzwoleniu), określając tych pierwszych zwolennikami pojazdu mniejszego – hinajany.

Mahajana dość szybko rozprzestrzeniła się z Indii na północ – do Chin, Tybetu, później Mongolii, Japonii. Współcześnie w Europie i Ameryce (także w Polsce) najwięcej buddystów pochodzi właśnie ze szkół mahajany – z buddyzmu tybetańskiego, albo zen/chan (zen to nazwa japońska, chan – chińska). Szkoły przywiązane do węższego zbioru pism, tzw. kanonu palijskiego, rozwijały się głównie w Indiach, a potem (gdy w Indiach buddyzm został wyparty przez tradycje hinduistyczne) – na Sri Lance, w Tajlandii, Birmie, Laosie. Z wielu szkół tej odnogi została do dziś właściwie jedna: „tradycja starszych”, therawada.

Mamy jednak szczęście, bo w ostatnim czasie ukazały się po polsku w przekładzie znakomitego tłumacza Ireneusza Kani dwie księgi należące właśnie do kanonu palijskiego: „Suttanipata” oraz „Dhammapada”. Kanon palijski (Tipitaka), choć węższy niż święte pisma mahajany, i tak jest zbiorem kilka razy obszerniejszym od Biblii. Składa się z trzech „koszy”: w pierwszym znajdują się pisma dotyczące reguł życia buddyjskich mnichów („Vinaja pitaka”). Drugi „kosz” – to „kosz sutt” („Sutta pitaka”). W trzecim („Abhidhamma pitaka”) umieszczono bardziej spekulatywne rozważania. Dzieła przetłumaczone przez Kanię pochodzą z „kosza” drugiego. „Suttanipata” jest, wedle badaczy, jednym z najstarszych zapisanych zbiorów z wszystkich trzech koszy. „Dhammapada” zaś to chyba zbiór najpopularniejszy, czytany nie tylko przez uczonych mnichów, ale i szerokie kręgi wyznawców, a raczej praktyków buddyzmu therawady (praktyków – jak już bowiem pisałem, buddyzm wymaga raczej praktyki niż wiary).

Radykalny środek

Buddyzm nazywany jest „drogą środkową” – wytyczoną przez Buddę pomiędzy skrajnościami: z jednej strony radykalnej ascezy, a z drugiej – życia uwikłanego w próbę zdobycia i zatrzymania nietrwałych dóbr przemijającego świata. Czytając jednak najstarsze teksty buddyjskie opisujące zalecane życie adeptów tej drogi, możemy odebrać wskazywany ideał jako tak radykalny, że niemożliwy do zrealizowania. Pierwotny buddyzm był praktyką przeznaczoną zasadniczo dla wędrownych mnichów ( bhikku), którzy „wychodzili w bezdomność”, posiadając tylko jedną szatę i żebraczą miskę. Wędrowali od miejscowości do miejscowości, bez dachu nad głową, żebrząc o codzienny posiłek. Jak opisuje idealnego mnicha „Suttanipata”: „Stargawszy wszelkie związki i więzi, / Tak jak ryba rozpruwa oka sieci, / I gasnąc tak, jak płomień wypalany gaśnie, / Niech żyje samotnie jak nosorożec”.

Wedle przekazu zawartego w „Suttanipacie” Sakjamuni twierdził, że „człek żonaty nie potrafi w pełni Dhammy właściwej mnichom uskuteczniać”. Świecki „słuchacz” Dhammy powinien powstrzymać się od zabijania i wszelkiej przemocy wobec wszystkich czujących istot, kłamstwa i nieuczciwości, zatruwania umysłu używkami, być wiernym mężem/żoną, prowadzić życie w miarę proste, nie dać się porwać dążeniom do znaczenia, bogactwa i zmysłowych przyjemności – wówczas odrodzi się w lepszym świecie; lecz Nibbany nie osiągnie.

Ideał życia prowadzącego do Nibbany to życie wędrownego mnicha. Pogląd ów nie wynika jednak z negatywnych moralnych ocen normalnego życia w świecie. Opiera się na rozpoznaniu, skąd może się rodzić cierpienie – czego obrazowe wyjaśnienie znajdujemy w innym fragmencie „Suttanipaty”, w dialogu pomiędzy Pasterzem Dhaniją a Błogosławionym (czyli samym Buddą).

Pasterz wyznaje satysfakcję z prostego, dobrego życia rodzinnego. Opisuje jego zewnętrzną postać: „Krowy już wydojone, ryż ugotowany, / na brzegu Mahi mieszkam sobie z towarzyszami, / W chacie o szczelnym dachu, opatrzonej w paliwo – / Więc zsyłaj deszcze, jeśli pragniesz, dewo!”. Budda odpowiada na to: „Wyzbytym gniewu i mentalnych zawad, / Na brzegu Mahi przez jedną noc mieszkam, / W chacie odkrytej, z ogniem wygaszonym – / Więc zsyłaj deszcze, jeśli pragniesz, dewo!”. Gdy Dhanija mówi o swojej najważniejszej relacji: „Moja pasterka – bez skazy, wierna niezachwianie, / Długo jesteśmy razem i z sobą nam miło, / Nic złego nigdy o niej nie słyszałem – / Więc zsyłaj deszcze, jeśli pragniesz, dewo!”, Budda odpowiada: „Umysł mój jest bez skazy, w pełni wyzwolony, / Od dawna uszlachetniany i ujęty w karby, / I nikt we mnie złego nic nie znajdzie – / Więc zsyłaj deszcze, jeśli pragniesz, dewo!”.

„Zsyłaj desze, jeśli pragniesz, dewo!” – znaczy: jestem gotów na to, co przyniesie los. Pasterz tę gotowość umieszcza w odpowiedniej organizacji zewnętrznego życia. Budda jest przekonany, że żadna organizacja życia zewnętrznego nie uchroni człowieka przed zawirowaniami losu – dlatego przygotowuje się na nie wewnętrznie, wyzbywając się gniewu, oczyszczając umysł i wygaszając pragnienia. Dhanija lokuje swoje szczęście w relacji z wierną mu pasterką, ufając, że miłość ta przetrwa wszelkie przeciwności. Budda jest świadomy, że każdą miłość los może przerwać, choćby przez śmierć jednego z partnerów, dlatego swoje szczęście umieszcza w czystości umysłu wolnego od przywiązań.

Jedność przeciwieństw

Wielu mędrców ludzkości – np. stoicy – przyznałoby rację Buddzie. W wielu też religijnych tradycjach ludzkości w podobny sposób dostrzega się kłopotliwość życia rodzinnego w dążeniu do najwyższego Celu (wystarczy wspomnieć Pawła z Tarsu, który uzasadniał wyższość bezżeństwa tym, iż mąż i żona troszczą się o współmałżonków, bezżenny zaś i dziewica – o „sprawy Pana”; 1 Kor 7, 32-34). Niemniej Sakjamuniemu (a myślę, że i Pawłowi) nie trzeba wierzyć na słowo. Wszak wedle Buddy tym, co się w istocie liczy, jest stan umysłu/ducha. Jak czytamy w „Dhammapadzie”: „Duch jest pierwotny wobec rzeczy, on je wypełnia, nimi włada; jeśli kto z duchem uładzonym cokolwiek mówi albo czyni, za tym w ślad zawsze błogość idzie, nie odstępując go jak cień”. To „przez baczność [brak omroczenia umysłu – PS] droga wiedzie do nieśmiertelności, przez niebaczność – do śmierci. Baczni nie umierają, niebaczni są jakoby już umarli”. To ci, co „nie ustając w wysiłku, głęboko skoncentrowani, Nibbanę urzeczywistniają – najwyższą wolność, pokój”. Owszem, to, co dzieje się w świecie, może przypominać wzburzone morze. Ale sam Budda mówi: „Wysiłkiem, skupieniem, samodyscypliną człek rozumny niech wyspę tworzy, której nie zatopią fale”.

Może więc rację miał Mistrz Eckhart, zauważając, że nie sposób życia się liczy, bo w każdym możliwe jest osiągnięcie całkowitej bezinteresowności. Bezinteresowności i „uwolnienia”, które pozwala powtórzyć słowa Gotamy wypowiedziane, gdy stał się Przebudzonym: „Nie jestem nigdzie, niczyją własnością, w niczym też nigdzie nie ma niczego mojego”.

Ktoś mógłby powiedzieć: namawiasz do poznawania nauk Buddy, chwalisz ich mądrość i jednocześnie krytykujesz ich ważny element? Tak, czytam je i sprawdzam – do czego zachęcał sam Sak­jamuni. On zapewne wątpiłby, czy uda mi się sztuka życia jednocześnie jak pasterz Dhanija i ten, kto realizuje istotę Dhammy. Ja jednak myślę, że można przeczytać ów dialog pomiędzy Dhaniją a Buddą nie jako polemikę, lecz dwa uzupełniające się głosy.

Podobnie jak głos Buddy uzupełnia się w moim życiu z głosem Jezusa. Między innymi tym zdaniem, zapisanym w apokryficznej Ewangelii Tomasza: „Mówi Jezus: »Ja jestem światłem, które jest ponad wszystkim. Ja jestem wszystkim. Wszystko wyszło ze mnie i wszystko do mnie wróciło. Rozłupcie drzewo – ja tam jestem. Podnieście kamień – znajdziecie mnie tam«”. Tak więc zarazem: nie jestem nigdzie i jestem wszędzie; niczyją własnością i należący do wszystkich; nigdzie nie ma niczego mojego i moje jest wszystko.

Idąc jednak ścieżką Gotamy i Dhaniji, doświadczam prawdziwości słów zapisanych w „Dhammapadzie”, iż „chwiejny jest umysł i niesforny, trudno go strzec i powściągać”. Dlatego potrzebuję zarówno tego, co dostaję w chrześcijańskiej Wspólnocie, jak i buddyjskiej mądrości ujawniającej mechanizmy działania chwiejnego i niesfornego umysłu.

Czasami te dwie tradycje współbrzmią tak, jakby były jedną. Czasami na poziomie racjonalnym nie da się pogodzić tego, co mówią. Czuję się wówczas jak fizyk stojący przed zagadką światła, które w pewnych okolicznościach pokazuje się jako strumień oddzielnych cząstek, a w innych – jako ciągła fala. Jedno jest prawdą i drugie jest prawdą, choć nie da się tych doświadczeń ująć w spójnym opisie. Jest tak ze światłem i jest tak ze Światłem. ©℗


Cytaty buddyjskie w przekładzie Ireneusza Kani z wydań: 
SUTTANIPATA. ZBIÓR NAUK BUDDYZMU PIERWOTNEGO, Warszawa 2023

Polski katolik spotyka Buddę

DHAMMAPADA, CZYLI STROFY O DHAMMIE, Warszawa 2023

Polski katolik spotyka Buddę

MUTTAVALI. KSIĘGA WYPISÓW STAROBUDDYJSKICH, Kraków 1999.

Polski katolik spotyka Buddę

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Filozof i teolog, publicysta, redaktor działu „Wiara”. Doktor habilitowany, kierownik Katedry Filozofii Współczesnej w Uniwersytecie Ignatianum w Krakowie. Nauczyciel mindfulness, trener umiejętności DBT. Prowadzi też indywidualne sesje dialogu filozoficznego.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 33/2023