Polski fantom w Berlinie

Niemcy chcą w sercu swojej stolicy zbudować miejsce poświęcone polskim ofiarom II wojny światowej. Jednak w Polsce plan ten jest przyjmowany z ogromną rezerwą. Dlaczego?

02.09.2023

Czyta się kilka minut

Polski fantom w Berlinie
Claudia Roth przedstawia ideę Domu Polsko-Niemieckiego. Berlin, 29 sierpnia 2023 r. / HANNES P ALBERT / DPA / PAP

Wyobraźmy to sobie: jest 1 września 2039 r., Berlin. Kolejne grupy uczniów wychodzą z pociągu, który właśnie przyjechał do stolicy Niemiec z Warszawy. Młodzież z innych polskich miast dotarła już poprzedniego dnia autobusami. Spotykają się w umówionym wcześniej punkcie, na trawiastym skwerze przed gmachem Reichstagu. Tam też dochodzi młodzież z berlińskich szkół, a także pokaźna reprezentacja młodzieży z innych regionów Niemiec.

Następnie wszyscy idą kilkaset metrów w kierunku zachodnim, pod pomnik Polskich Ofiar II Wojny Światowej, który zbudowano obok Domu Polsko-Niemieckiego. Tu czekają już przedstawiciele obu krajów najwyższego szczebla. Jest i kanclerz. Z budynku Urzędu Kanclerskiego pod ten pomnik ma tylko parę minut drogi piechotą.

Telebim ustawiony obok pomnika transmituje ceremonię, która równolegle trwa w Warszawie. Obchody 100. rocznicy napaści Trzeciej Rzeszy na Polskę i tym samym rozpoczęcia II wojny światowej są śledzone na całym świecie. Przepracowana pamięć o tej strasznej przeszłości staje się fundamentem nowej ery stosunków polsko-niemieckich…

Czy ta wizja może się ziścić? Niewykluczone. Choć obecny spór o polski pomnik (właśnie: czy w ogóle pomnik?) w Berlinie po raz kolejny pokazuje, jak ogromny brak zaufania cechuje te relacje.

Z NAMI NIKT NIE ROZMAWIAŁ | W ubiegłym tygodniu podczas konferencji w Berlinie strona niemiecka zapowiedziała chęć budowy Domu Polsko-Niemieckiego. Miejsce to miałoby upamiętnić polskie ofiary niemieckiej okupacji, a także promować wiedzę o historii Polski oraz o wzajemnych stosunkach. Pełnomocniczka rządu ds. kultury i mediów Claudia Roth, której podlega projekt, przedstawiała go w samych superlatywach: „jeden z najważniejszych”, „innowacyjny”, „wyjątkowy na skalę światową”.

Ma on powstać w centrum Berlina, w pobliżu Reichstagu, Urzędu Kanclerskiego i Bramy Brandenburskiej. Na wskazanym przez inicjatorów terenie przed wojną znajdowała się Opera Krolla: w tym budynku 1 września 1939 r. Adolf Hitler ogłosił atak na Polskę. Rząd Niemiec chce samodzielnie sfinansować projekt, dobitnie przyznać się do niemieckich win z przeszłości i przysłużyć się polsko-niemieckiemu pojednaniu.

A więc wszystko się zgadza? Niekoniecznie. Problemy zaczynają się już, gdy o komentarz prosimy w polskim Ministerstwie Spraw Zagranicznych. – Sama inicjatywa na pewno cieszy – zaczyna dyplomatycznie Arkadiusz Mularczyk, sekretarz stanu i pełnomocnik rządu ds. reparacji. Już w drugim zdaniu krytykuje jednak brak konsultacji na temat pomysłu. – Niemiecka strona nie wnioskowała o opinię w MSZ, Ministerstwie Kultury czy IPN-ie – mówi.

Polityk PiS krytykujący władze w Berlinie? Nic nowego. Jednak nasi kolejni rozmówcy nie mają już z PiS nic wspólnego, a ich opinie na temat berlińskiego projektu wcale nie nabierają cieplejszych tonów. – Nowa koncepcja okazuje się krokiem w tył – krytykuje prof. Piotr Madajczyk. Historyk i znawca relacji polsko-niemieckich przypomina, że już dwa lata temu w Berlinie przygotowano wstępny projekt miejsca upamiętnienia polskich ofiar. – W centrum pierwszej koncepcji stał pomnik, który teraz zastąpiono bardzo niejasnym znakiem lub miejscem upamiętnienia – tłumaczy.

NIEMCY NIE LUBIĄ POMNIKÓW? | Sprawa pomnika polskich ofiar II wojny światowej jest tu kluczowa. Do jego budowy namawiał już Władysław Bartoszewski. Po jego śmierci grupa weteranów niemieckiej polityki i działaczy społecznych postanowiła spełnić wolę Bartoszewskiego, cieszącego się w Niemczech autorytetem. W 2017 r. powstała społeczna inicjatywa budowy pomnika, która doprowadziła do przyjęcia jesienią 2020 r. uchwały Bundestagu w tej sprawie i do wspomnianej już koncepcji sprzed dwóch lat.

„Tygodnik” dotarł do listów, które od jakiegoś czasu niemieccy inicjatorzy ślą do Claudii Roth. Zarzucają w nich instytucjom, które przejęły pieczę nad projektem – tj. Niemieckiemu Instytutowi Spraw Polskich i Fundacji na rzecz Pomnika Pomordowanych Żydów Europy – że te z premedytacją próbują ukręcić temat samego pomnika i skupić się na przekazywaniu wiedzy w formie wystawy i wymian młodzieżowych.

– Oni nie chcą pomnika. Mówiąc o tej inicjatywie, nigdy nie używają nawet tego słowa – mówi „Tygodnikowi” architekt Florian Mausbach, jeden z pierwotnych inicjatorów. – To nasz niemiecki problem z historią. Dyktatura nazistowska bardzo chętnie operowała sugestywnymi obrazami. Dlatego w kraju panuje awersja do pomników, flag czy nawet wspólnego śpiewania. Niemcy boją się wszelkich objaw patriotyzmu jak diabeł wody święconej – dodaje.

Dr Agnieszka Wierzcholska – jedna z trzech osób odpowiedzialnych za projekt w Fundacji na rzecz Pomnika Pomordowanych Żydów Europy – tłumaczy, że miejsce upamiętnienia powstanie, zostanie w tym celu ogłoszony konkurs artystyczny. A unikanie słowa „pomnik” ma zapobiec „ograniczaniu wyobraźni twórców na temat tej przyszłej przestrzeni”.

NIE TYLKO WOJNA | Kolejnym punktem spornym są nowe akcenty na wystawie głównej, która zgodnie z aktualną koncepcją ma być głównym elementem Domu Polsko-Niemieckiego. – Wystawa ma pokazywać także szerszy kontekst stosunków polsko-niemieckich – tłumaczy Wierzcholska w rozmowie z „Tygodnikiem”. Spośród tematów, które mogą znaleźć się na wystawie, wymienia historię Polaków, którzy przybyli do Zagłębia Ruhry, historię multietnicznych miast, historię regionów takich jak Śląsk czy historię pojednania po II wojnie światowej.ów, jak i Polaków. ©

Podczas prezentacji koncepcji w ubiegłym tygodniu Claudia Roth z widocznie większym entuzjazmem mówiła o potrzebie przybliżenia losów Solidarności niż upamiętnienia polskich ofiar.

– Z naszej perspektywy II wojna światowa była doświadczeniem anihilacji państwa oraz jego obywateli – mówi „Tygodnikowi” Hanna Radziejowska, dyrektorka Instytutu Pileckiego w Berlinie. – Niemcy w upamiętnianiu tego okresu stawiają zawsze na uniwersalne, ponadnarodowe kategorie ofiar. I wygląda na to, że uznanie i upamiętnienie tylko polskich ofiar jest dla nich tak trudne, że trzeba to osadzić w relatywizującym kontekście, że raz jedni byli źli, a raz drudzy.

Także prof. Madajczyk dostrzega niebezpieczeństwo „rozmycia historii niemieckiej okupacji”.

Z kolei prof. Krzysztof Ruchniewicz, dyrektor Centrum Studiów Niemieckich na Uniwersytecie Wrocławskim, wskazuje, że już sama nazwa „Dom Polsko-Niemiecki” jest problematyczna. – Nie było jednego terytorium czy państwowości polsko-niemieckiej. Pogodzenie tych różnych historii będzie bardzo trudne – przekonuje.

BAJEK O HITLERZE NIE BĘDZIE | – Podanie więcej kontekstu nie oznacza relatywizacji – broni projektu Wierzcholska. Przekonuje, że wiedza jest potrzebna, aby zrozumieć, skąd bierze się wrogość wobec drugiego, a wrogości wobec Polaków nie zrozumiemy bez przedstawienia np. antypolskiej polityki w Prusach w drugiej połowie XIX w. W rozmowie z „Tygodnikiem” żarliwie zaświadcza o szczerych intencjach strony niemieckiej.

Kontaktujemy się z prof. Jochenem Böhlerem, autorem książek o niemieckiej okupacji i zbrodniach Wehrmachtu. Doradzał przy pierwszej koncepcji miejsca pamięci. Böhler przyznaje, że na temat zakresu tematycznego przyszłej wystawy toczyły się intensywne rozmowy. – Mogę zapewnić, że wszyscy zdawali sobie sprawę, że w centrum muszą znajdować się niemieckie zbrodnie na polskim narodzie popełnione w czasie II wojny światowej. Na pewno nikt nie będzie opowiadał tam bajek, że wszystko było super, aż nagle przyszedł zły Hitler – przekonuje.

– Uczniowie w niemieckich szkołach nie mają pojęcia o tym, co wydarzyło się w Polsce w latach 1939-45. Dlatego ten Dom musi być miejscem spotkań uczniów i naukowców z Polski i Niemiec oraz promieniować i przekazywać wiedzę do innych miast i regionów – mówi Böhler.

CZAS UCIEKA | Do tej pory nikt z polskich ekspertów, z którymi rozmawiał „Tygodnik”, nie został zaproszony przez stronę niemiecką do opiniowania projektu. ­Autorzy koncepcji ujawniają jedynie, że nawiązali współpracę z Instytutem Historycznym PAN. To instytucja zasłużona, ale jej badania nie koncentrują się stricte na II wojnie światowej.

– Potrzebne są szerokie polsko-niemieckie dyskusje z włączeniem różnych polskich instytucji – przekonuje prof.  Madajczyk. Z kolei Arkadiusz Mularczyk podkreśla, że polski rząd nie zaakceptuje sytuacji, w której inicjatywa będzie rozwijana bez pomnika jako jej elementu. Krótko po rozmowie z „Tygodnikiem” wysłał w tej sprawie pismo do Berlina.

Czasu na zdobycie zaufania polskiej strony zostało niewiele. Strona niemiecka chce już wiosną 2024 r. mieć gotowy szczegółowy plan dalszych działań, który trafi do Bundestagu.

Jest jeszcze jeden zasadniczy problem. Jak na razie chęć budowy Domu w miejscu, gdzie stała Opera Krolla, to wciąż myślenie życzeniowe. Grunt należy do miasta. Do tej pory nie toczą się żadne konkretne rozmowy na temat ewentualnych pozwoleń. Miejsce leży na terenie lubianego przez berlińczyków parku miejskiego. Nie trzeba dużo wyobraźni, by przewidzieć protesty mieszkańców, jeśli pod budowę trzeba będzie wycinać dorodny drzewostan. A jak wskazuje Hanna Radziejowska, rzetelne opowiedzenie o wszystkich wspomnianych w koncepcji tematach będzie wymagało przecież ogromnej przestrzeni.

Pomysłodawca pierwotnej idei powstania pomnika, 79-letni Florian Mausbach, przyznaje, że stracił już nadzieję, że dożyje powstania miejsca poświęconego polskim ofiarom. Prof. Ruchniewicz zwraca uwagę, że czas odgrywa rolę również dla żyjących wciąż ofiar: – Bardzo ważne jest, żeby oni zdążyli to miejsce odwiedzić.

▪ ▪ ▪

W ubiegły piątek 1 września w miejscu, gdzie dziś jest łąka, a gdzie w przyszłości mógłby powstać Dom Polsko-Niemiecki, zorganizowano obchody upamiętniające 84. rocznicę napaści Niemiec na Polskę. W zaproszeniu wyszczególniono, że goście, owszem, mogą przynieść „pojedyncze kwiaty”, ale już znicze nie są mile widziane.

Widać upłyną jeszcze lata, zanim wynaleziona zostanie formuła, która w kwestii upamiętniania historii zaspokoi potrzeby zarówno Niemców, jak i Polaków.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz mieszkający w Niemczech i specjalizujący się w tematyce niemieckiej. W przeszłości pracował jako korespondent dla „Dziennika Gazety Prawnej” i Polskiej Agencji Prasowej. Od 2020 r. stale współpracuje z „Tygodnikiem Powszechnym”.

Artykuł pochodzi z numeru Nr 37/2023