Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Joseph Ratzinger stał się jednym z negatywnych bohaterów raportu monachijskiej kancelarii prawnej Westpfahl Spilker Wastl, wynajętej przez tamtejszą diecezję do zbadania spraw przestępstw seksualnych dokonanych przez duchownych oraz zachowania przełożonych przestępców w sutannach. Emerytowanemu papieżowi zarzucono niewłaściwe postępowanie wobec sprawców w czasie, gdy był jeszcze metropolitą Monachium. Także wyjaśnienia Benedykta XVI napisane już po ukazaniu się raportu stały się przedmiotem krytyki. Nie zawsze były zgodne z prawdą, a także wskazywały, że cierpienie ofiar nie jest dla byłego papieża sprawą absolutnie pierwszorzędną (szerzej na ten temat w najbliższym numerze „TP” pisze Tomasz Terlikowski).
Autorzy opublikowanego 12 lutego „Listu polskich teologów” uznają zarzuty stawiane Josephowi Ratzingerowi nie tylko za niesłuszne, lecz wręcz za „postępowanie niegodziwe”. W reakcji na tę „niegodziwość” piszą pean na cześć Benedykta XVI. Według nich jest on Człowiekiem (pisanym wielką literą) „odznaczającym się niezłomną postawą moralną”. Jest ich zdaniem „Mozartem teologii”, a jego „wizja teologiczna jest fundamentem chrześcijańskiej teologii na przełomie wieków”, gdyż „rzuca wyzwanie współczesnemu światu i jednocześnie daje ludowi Bożemu świetlistą orientację, co jest prawdziwe a nieprawdziwe, co katolickie a niekatolickie, co Boże a co antyboskie”. Autorzy listu podkreślają więc, że „słusznie jest on określany jako współczesny Ojciec Kościoła”.
Dlaczego grupa polskich teologów postanowiła włączyć się w dyskusję na temat działań Benedykta XVI poprzez wychwalanie jego teologicznej myśli? Czyż nie są to – można zadać pytanie – dwie różne sprawy? Jaki jest związek pomiędzy zasadnością teologicznych pomysłów, a sposobem zarządzania kościelną instytucją?
Obrona autorytetu
Taki związek może istnieć. W wielu przypadkach widać wyraźnie, że niewłaściwy sposób postępowania biskupów ze sprawcami przestępstw seksualnych bardzo często wynikał właśnie z określonej teologicznej wizji, w której liczyła się przede wszystkim instytucja „świętego Kościoła”, a konkretni ludzie byli dopiero na dalszym planie. Właśnie ta wizja spotyka się dziś z radykalną krytyką, głównie dlatego, że coraz wyraźniej widzimy, do jakiego ogromu krzywd się przyczyniła.
W liście znajdziemy jedno zdanie kuriozalne z punktu widzenia ortodoksyjnej teologii katolickiej: „Sytuacja ostatnich dni wokół niesłusznych oskarżeń Benedykta XVI sprawia, że coraz silniej osłabiany jest autorytet najwyższego zwierzchnika Kościoła w latach 2005-2013, a tym samym niszczona jest konstytucja Kościoła Chrystusowego”. Już student teologii powinien wiedzieć, że zarzuty wobec postępowania papieża (zarówno w czasie gdy jeszcze nie był papieżem, jak i już po wyborze na urząd biskupa Rzymu) nijak się mają do podważania (i obrony) „konstytucji Kościoła”.
Tego typu szkolne błędy w liście świadczą, że u źródeł tekstu leżą jakieś inne procesy niż po prostu teologiczne myślenie. Być może autorzy „Listu polskich teologów” intuicyjnie wyczuwają, że teologia Ratzingera miała jakiś wpływ na jego postępowanie jako biskupa. Jednak nagromadzenie wzniosłych epitetów, którymi wychwala się czyjeś książki, nie stanowi argumentu w sporze o fakty takie jak postępowanie ich autora. Prawdopodobnie więc w obronie Benedykta wcale nie chodzi o fakty, lecz o rozpaczliwą obronę swojej wizji Kościoła.
Nieistniejące podpisy
Nie dziwi więc, że są teologowie – np. ks. Grzegorz Strzelczyk – którzy publicznie dystansują się od treści listu, zaznaczając, że nie była z nim konsultowana. I tu pojawia się drugi – znamienny – wątek. List podpisany został przez Prezydium Komitetu Nauk Teologicznych PAN oraz Zarządy wszystkich polskich towarzystw teologicznych. Jak jednak dowiedział się „Tygodnik Powszechny”, pomysł sformułowania tej apologii Benedykta XVI, a także jej treść nie była konsultowana nie tylko z szeregowymi członkami owych towarzystw i Komitetu, lecz także z niektórymi członkami podpisanych pod nim Zarządów oraz Prezydium. Z jednej strony nie świadczy to dobrze o wewnętrznych relacjach w polskim środowisku teologicznym. Z drugiej strony, jest jednak pocieszające: to tylko inicjatywa pewnej grupy, nie całe środowisko myśli w ten sposób.