Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Kilka lat temu, gdy dość intensywnie zajmowałem się duszpasterstwem młodzieży, na jednym z obozów ewangelizacyjnych czytaliśmy opowiadanie o niewidomym od urodzenia. Ktoś poddał pomysł integracyjnej zabawy w niewidomego prowadzonego przez przewodnika. Celem była nauka mówienia o zaufaniu. Podzieliliśmy grupę na przypadkowo dobrane pary i zaleciliśmy spacer z zawiązanymi oczami po okolicznym lesie. Któraś z dziewcząt opowiedziała potem, że nie mogła wyjść za zachwytu, gdy po długim marszu pośród chaszczy, przewodnik nagle ściągnął jej z oczu ciemną chustę. Otworzyła oczy i jęknęła z zachwytu: "Jaka piękna polana!". Pomyślałem, ile razy tamtędy przechodziliśmy, nie dostrzegając tego piękna.
Ewangelicznego ślepca nikt nie zranił i nie skrzywdził. Ani on, ani jego rodzice nie zgrzeszyli, żeby winą za ten stan obciążyć kogokolwiek.
Św. Augustyn miał z tym nie lada problem. Skoro Jezus mówi, że ślepiec nie zgrzeszył, że nie zgrzeszyli też rodzice, to jak to się ma do tego, że tylko o Jezusie mówiono, iż nie było w nim grzechu (Augustyn nie znał dogmatu o Niepokalanym Poczęciu Maryi). Owszem, ślepiec może grzeszyć myślą. Ba, może nawet grzeszyć cieleśnie, ale Jezus wyraźnie mówi, że przyczyna i cel choroby ślepca miały swoje źródło w planie Bożym.
Swój problem Augustyn rozwiązał, wskazując na grzech pierworodny. Cały rodzaj ludzki się w nim rodzi i tu, na ziemi, grzech ten może być obmyty jedynie przez chrzest. Dlatego nawet jeśli ktoś nie popełniłby grzechu osobistego, i tak znajduje się w trudnej sytuacji. Boga szuka, ale potrzebuje Chrystusa, aby go do Boga doprowadził (od siebie dodam, że jest to kwestią wiary i ktoś, komu nie jest po drodze z Jezusem, może się z tym nie zgadzać).
Mylilibyśmy się jednak, ograniczając ten fragment Ewangelii do symbolicznego przedstawienia skuteczności chrztu. Bo opowieść rozwija się w bezkompromisowy kontrapunkt: ślepiec odzyskuje wzrok, wyznaje wiarę, a faryzeusze, pretendujący do roli "widzących", stają się duchowo ślepi. Są grabarzami samych siebie, rozwijając własne niedowiarstwo i uprzedzone sądy, i grzebiąc siebie w nieprzejrzanych ciemnościach arogancji.
W tym miejscu warto wejrzeć w siebie, chociaż możemy znaleźć tam niejedno, co nas zasmuci. Nie łudźmy się. Jeżeli wybieramy sprawowanie naszych czynów po kryjomu, a nie w światłości, jeżeli nasze rozmowy niebezpiecznie milkną, gdy widzimy twarz innego - nie ma w nas światła. Wypowiadając aroganckie sądy, jątrząc zamiast łączyć, wyrzucając za drzwi bez wysłuchania, nie wysłuchując do końca albo nigdy: nie ma w nas światła. W duchowej ślepocie, jak wyjaśnia Jezus, znajduje się też korzeń naszego grzechu. I to jest także największe wyzwanie moralne płynące z Ewangelii.
Nie trzeba się tego wyzwania lękać, ale trzeba je podjąć, nawet jeżeli ludzka logika podszeptuje praktyczne rozwiązania. Na końcu tej trudnej drogi czeka nas największa niespodzianka. Umiejętność zachwycenia się światem i ludźmi. Taka polana cudów.