Pochwała małej formy

Zbigniew Herbert: Węzeł gordyjski oraz inne pisma rozproszone - rok Herberta już minął, ale wciąż pojawiają się nowe edycje jego dzieł. Odnotowałem tu książeczkę dokumentującą przyjaźń autora "Pana Cogito" z jego hebrajskim tłumaczem Davidem Weinfeldem, tydzień temu Andrzej Franaszek pisał o poszerzonym wydaniu "Dramatów".

21.04.2009

Czyta się kilka minut

I już mamy pozycję następną - wznowienie tomu zawierającego blisko trzysta tekstów Herberta publikowanych w latach 1948-1998 w prasie i nie włączonych do żadnej z jego książek, także tych, które - jak "Król mrówek" i "Labirynt nad morzem" - ukazały się już pośmiertnie, w kształcie zrekonstruowanym przez wydawców.

Po pierwszym wydaniu "Węzła..." (2001) pisała Małgorzata Baranowska: "Najczęściej to teksty »doraźne«, ale zarazem filozoficzne, ironiczne, głęboko poważne i ledwie naszkicowane, zawsze poetyckie, aforystyczne - wszystko co znamy jako herbertowskie, w ilościach dotąd nieznanych. Światło, cień, piękno, zło, starożytni ze współczesnymi. Ma się poczucie święta, że tyle Herberta przybyło nam na wyciągnięcie ręki". Święto stało się jeszcze radośniejsze, bo we wznowieniu przybyło szesnaście tekstów. Przypisy wzbogacono, usuwając błędy. Wszystko to zasługa Pawła Kądzieli, który przekopał się przez roczniki "Tygodnika Powszechnego", "Przeglądu Powszechnego", "Dziś i Jutro", "Twórczości", "Więzi", "Panoramy Północy" czy "Tygodnika Solidarność", wydobywając przy tym rzeczy publikowane przez Herberta w latach 50., a czasem i później, pod pseudonimami - jak Patryk w "Tygodniku..." i "Słowie Powszechnym", Mikołaj - również w "Słowie...", Stefan Marth? - w "Dziś i Jutro", Bolesław Hertyński - w jezuickim "Przeglądzie...".

Potężna rozmiarami książka, rozbita teraz na dwa tomy, dlatego jest tak ważna, że prasowe publikacje Herberta, choć często, zwłaszcza w latach najtrudniejszych, pisane dla zarobku ("Co tygodnia będę musiał odwalać jakieś kawałki, to bardzo wyjaławia, ale zapewnia ryczałt, to znaczy stały dochód" - zwierzał się w lutym 1952 r. swemu mistrzowi Henrykowi Elzenbergowi), nigdy nie przestają być, jak to określiła Baranowska, "herbertowskie". Ich autor, zauważał Jacek Łukasiewicz na łamach "TP", "z reguły jest bardzo staranny... Dbałość o rygory każdego gatunku była odpowiedzią na prostactwo". Nawet w krótkiej recenzyjce słyszymy prawdziwy głos Herberta, poznajemy jego sądy, polemizujące wprost lub aluzyjnie z tym, co starano się wówczas narzucić jako pogląd powszechnie obowiązujący. Czytając teksty pisane przez pół wieku i należące do rozmaitych gatunków - od noty polemicznej czy felietonu po esej i opowiadanie - mamy poczucie ciągłości i możemy w nich odkrywać rysy autoportretu wielkiego pisarza. Na przykład wyraźniej dostrzec rolę, jaką w jego widzeniu świata odgrywała wrażliwość plastyczna.

Korespondencja Herberta z Jerzym Turowiczem, którą - niezależnie od przyjaźni ich łączącej - traktować można jako modelowy przykład dialogu Autora z Redaktorem, zawiera ważny fragment. W kwietniu 1951 r., na początku ich znajomości, a zarazem w apogeum stalinizmu, Turowicz proponuje Herbertowi, by spróbował formy "większej" - nie tylko rozmiarami, ale i "gatunkowo". Herbert odpowiada: "Obrona małej formy wydaje mi się teraz sprawą ważną". Usprawiedliwia się nie bez ironii: "Wiem, co znaczą rysunki piórkiem i kwartety w epoce, która żąda kantaty i fresku". Tłumaczy jednak, że - za przykładem Stefana Kisielewskiego - nie potrafi zrezygnować z obrony "niepotrzebności, szpargałów i porcelany". To także argument na rzecz istotności zbioru tekstów rozproszonych. Bo małe i marginalne nie musi znaczyć - nieważne.

Do wydawcy mam tylko jedną pretensję. "Węzeł gordyjski" w wydaniu pierwszym był potężnym tomem w twardej oprawie. Dwutomowe wznowienie ma oprawę miękką, choć w obwolucie. Okładkę wydania pierwszego ozdobiono reprodukcją akwareli Nikifora, w wydaniu drugim wykorzystano akwarele Jerzego Stajudy. Najchętniej zostawiłbym na półce oba wydania - ale miejsca nie ma! I co teraz, Pawle, zrobić? (Biblioteka "Więzi", Warszawa 2009, ss. 404 + 478.)

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Tomasz Fiałkowski, ur. 1955 w Krakowie, absolwent prawa i historii sztuki na UJ, w latach 1980-89 w redakcji miesięcznika „Znak”, od 1990 r. w redakcji „TP”, na którego łamach prowadzi od 1987 r. jako Lektor rubrykę recenzyjną. Publikował również m.in. w… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 17/2009