Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Sama nie wierzę w to, co mówię: że kandydat na prezydenta USA przechwalał się molestowaniem kobiet” – mówiła w ubiegły czwartek Michelle Obama podczas konwencji w New Hampshire, nawiązując do ujawnionych nagrań z 2005 r., na których Donald Trump wygłasza wulgarne i seksistowskie uwagi o tym, co można zrobić kobiecie, gdy się jest gwiazdą.
„Wiem, że trwa kampania, ale tu nie chodzi o politykę – powiedziała Pierwsza Dama. – Tu chodzi o podstawową ludzką przyzwoitość. I to, co dobre i złe. Nie możemy tego dłużej znosić ani narażać na to naszych dzieci. Nawet przez minutę, a co dopiero przez cztery lata”.
„Powiedzmy to jasno: silni mężczyźni, ci, którzy chcą być prawdziwymi wzorcami, nie muszą poniżać kobiet, żeby się poczuć potężnymi – dodała. – Naprawdę silni ludzie pomagają innym się dźwigać. Prawdziwie silni ludzie łączą innych”.
Przemowa Michelle Obamy już została okrzyknięta przez media przełomową. „To przemówienie będzie jednym z najważniejszych w tym politycznym sezonie – przewiduje komentator „The Washington Post”. – Wyraziła w tym momencie uczucia wielu kobiet względem taśm Trumpa. Była wściekła, owszem, ale także zraniona. W imieniu swoim i szerzej, ogółu kobiet. I wyraziła wszystkie te emocje w sposób, który rzadko się widuje u polityków (a nawet prywatnych obywateli), zwłaszcza tak znanych, jak Obama”.
W najbliższym numerze „Tygodnika” Radosław Korzycki pisze o tym, czy obrażone przez Trumpa amerykańskie konserwatywne kobiety zaważą swoimi głosami na wyniku wyborów.