Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Od dawna wiadomo było, że w jego trakcie nie zapadną żadne ważne decyzje. Spotkanie w minionym tygodniu stało się głównie potwierdzeniem szeregu wyzwań, jakie stoją przed polityką unijną na Wschodzie. Agresja rosyjska w sposób oczywisty zmieniła jej kontekst. Rozważając słabości Partnerstwa Wschodniego warto jednak pamiętać, że rewolucja na Majdanie zaczęła się od decyzji Wiktora Janukowycza o niepodpisaniu umowy stowarzyszeniowej z Unią. Pół żartem, pół serio można powiedzieć, że wymyślony w Brukseli dokument doprowadził do demokratyzacji Ukrainy, przy okazji wywołując najpotężniejszy kryzys w Europie od końca zimnej wojny. Czy nie jest to potwierdzeniem, że te tysiąc stron tekstu to jednak potężny instrument?
Od szczytu Partnerstwa Wschodniego w Wilnie w listopadzie 2013 r. wiele się zmieniło. Z jednej strony Ukraina, Mołdawia i Gruzja podpisały umowy stowarzyszeniowe, mogące być programem ich modernizacji. Z drugiej strony każde z tych państw jest równie daleko od integracji z Unią jak wówczas. Kluczowe znaczenie ma bowiem nie tyle podpisanie, co wdrożenie umowy stowarzyszeniowej. A z tym jest problem. Władze w Kijowie, Kiszyniowie i Tbilisi muszą zrozumieć, że realna integracja europejska zależy w pierwszym rzędzie od sukcesu ich własnych reform.
Sześć państw Partnerstwa Wschodniego nigdy nie stanowiło jednolitej grupy. Białoruś, Azerbejdżan i Armenia mają inne cele i ambicje co do swych relacji z Unią. Najważniejszym krajem dla powodzenia (lub fiaska) Partnerstwa niewątpliwie pozostaje Ukraina. A najbliższe miesiące mogą się okazać kluczowe. Bruksela powinna zrobić wszystko, co w jej siłach, aby Kijów wspomagać. Również w kwestii przyznania ruchu bezwizowego po spełnieniu przez Ukrainę wymagań. A przede wszystkim – pokazać, że jest konsekwentna i swoją politykę wschodnią traktuje poważnie. A to oznacza gotowość do ponoszenia kosztów w obronie swych interesów. Tym bardziej że Rosja nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa. ©