Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
W tej sytuacji “Gazeta" zdecydowała się opublikować najciekawsze jej zdaniem fragmenty wypowiedzi posła wiernie spisane z taśmy magnetofonowej. Polityk oskarżył redakcję o złamanie prawa prasowego. Sądy dwóch instancji przyznały mu rację, z racji jednak, że “wina i społeczna szkodliwość czynu nie są znaczne", postępowanie w końcu umorzono. “Gazeta" zdecydowała się na kasację do Rzecznika Praw Obywatelskich.
Kłopot w tym, że sąd innego wyroku wydać nie mógł. Bowiem polskie prawo prasowe wciąż utrzymuje regułę autoryzacji publikowanych wypowiedzi (jeśli rozmówca wyrazi takie życzenie). Dla polityków jest to zbawienne: pod pozorem uściślania swoich wypowiedzi mogą manipulować dziennikarzem i opinią publiczną. Bywa też wygodne dla samych żurnalistów: akceptacja tekstu przez rozmówcę - choćby wersja ostateczna odbiegała od rzeczywistego przebiegu rozmowy - zabezpiecza przed ewentualnymi pozwami sądowymi, a poniekąd zwalnia od odpowiedzialności zawodowej.
Oczywiście: inaczej rzecz się ma w przypadku rozmów przeprowadzanych nie z czynnymi politykami bądź urzędnikami, lecz z analitykami życia publicznego, naukowcami itp. Tu autoryzacja może faktycznie służyć precyzowaniu i porządkowaniu wygłaszanych tez. Jasne jest też, że zaniechanie zasady autoryzacji na rzecz reguły, że każda wypowiedź udzielona przez polityka dziennikarzowi może być publikowana bez żadnych korekt, przynieść może i taki skutek, że rozmówcy z obawy przed odpowiedzialnością za swe słowa uciekać będą w ogólniki i frazesy. Ale wtedy wszystko w rękach dziennikarza - wszak już nieustępliwość połączona z umiejętnym doborem pytań może być wymowna.
Tak jest m.in. w Stanach Zjednoczonych, gdzie żadnemu politykowi do głowy by nie przyszło żądać wglądu do tekstu wywiadu przed jego publikacją, bo uznane by to zostało za kompromitujące, a także za pośredni dowód, że chce coś ukryć przed opinią publiczną. Obowiązuje zwyczaj, że wszystkie wypowiedzi - o ile nie zostanie to wyraźnie zastrzeżone, są poufne i off the record - udzielone dziennikarzom mogą być ogłaszane bez żadnych korekt. Efektem jest większa przejrzystość życia publicznego oraz większy szacunek między ludźmi władzy i mediów, a wreszcie - co też ważne - ciekawsza prasa.
W Polsce instytucja autoryzacji wciąż trzyma się mocno. Podobnie jak niewzruszona jest mentalność w tej mierze zarówno wśród polityków, jak i żurnalistów.