Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Ponieważ z wszystkich miejsc w Sopocie przyszło mi pracować akurat w Krzywym Domku, może uchylę rąbka tajemnicy i napiszę, jak jest – w sensie, tam, w epicentrum polskiej wakacyjności, w jądrze turystyczności, wewnątrz atrakcji unikatowej na światową skalę. Zdarzają się nazwy, których znaczenie należy interpretować odwrotnie (np. Prawo i Sprawiedliwość), ale Krzywego Domku to nie dotyczy. Krzywy Domek bardzo konsekwentnie wciela w życie swą nazwę, zarówno z zewnątrz, jak i w środku, wciela niejednokrotnie nader wymyślnie. Co prawda z zewnątrz, niestety, Krzywy Domek zasłaniany jest przez proste drzewo, ale w środku drzew nie ma, za to są ściany i okna odpowiednio krzywe. Ech, gdyby potrafiły mówić... albo lepiej nie.
Można domniemywać, że znajdująca się na odpowiednim poziomie jakże przestronna i spektakularna sala, w której robimy próby farsy „Czego nie widać”, swego czasu była w pewnym sensie balową, cyklicznie balową może i balową nawet całodobowo, pawiem narodu była i papugą, przynajmniej w szczycie sezonu, jedynie didżeje się zmieniali. Mrożący krew w żyłach węzeł sanitarny mógłby stanowić dekor Barbarelli, a bezpretensjonalny bling-bling ścian à la Swarovski do dziś grozi napadami śnieżnej ślepoty, zwłaszcza w towarzystwie tłustych bitów. Na szczęście w przedstawieniu nie używamy stroboskopu, bo cało byśmy z Krzywego Domku nie wyszli. Z przynależnego sali tarasu rozciąga się... tak, rozciąga się widok na permanentny flash mob na tzw. Monciaku, który uzmysławia nam, że warto pracować, bo i tak nie ma dokąd iść.
Po całym Sopocie inflacyjnie porozsiewane są czytelnie paragonów grozy, czyli punkty gastronomiczne oraz sklepiki z mydłem, powidłem i ciupagami znad morza. Uprzedzając Państwa pytanie: banany po dychu za kilogram (stan na początek lipca). Urlopnicy 2022 mogą sobie zabrać sopockie paragony grozy do domu na pamiątkę, przyczepić do lodówki, i w zimie popatrzeć na wakacyjne suweniry, konstatując nostalgicznie, że kiedyś to było tanio. Tylko proszę zafoliować, bo wyblakną. ©