Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Czytelników niezorientowanych literacko informujemy, że pochodzi ono z utworu pod tytułem „Mieszczanin szlachcicem”. Wskazówka ta nie jest bynajmniej dowodem na naszą skłonność do demonstrowania wyższości. To po prostu klasyczny detal o charakterze erudycyjnym, który musimy od czasu do czasu wtrącić, by nie wychodzić wciąż i wciąż na buraka. No więc, w najbliższych okolicach zdania tu cytowanego, bohater utworu, pan Jourdain dowiaduje się, że całe swe życie mówi prozą właśnie. Jest to dla niego wiadomość zupełnie nowa i całkowicie szokująca. Pan Jourdain nie spodziewał się, że nie będąc prozaikiem, może uprawiać ten gatunek.
Zastanowimy się teraz, na ile ten rodzaj zdumienia jest na terenie RP nowy i aktualny. Niejako przy okazji dowiedziemy, że opinie o prędkim przepływie refleksji bądź to klasyki złotych myśli, np. z Francji do Polski, nie muszą być słuszne, zważywszy że Molier napisał ów utwór 348 lat temu. Oto teza nasza jest taka, że Polska to bodaj jedyny kraj we wszechświecie, gdzie prozą mówi się na co dzień, a odkrycie to mimo licznych zawstydzeń poczytujemy sobie oczywiście za zaszczyt i powód do dumy.
Pretekstem do tych roztrząsań jest mnogość bardzo świeżych zdziwień, wręcz traum na tym właśnie tle, to znaczy na uzyskaniu świeżej świadomości, że niczego niespodziewający się ludzie są zaskakiwani opiniami bliźnich, że oto są prozaikami. Weźmy pierwszą z brzegu osobistość, funkcjonującą w coraz to częstszym zmieszaniu popkultury i infantylnej polityki. W czasie ostatniej prezydenckiej kampanii wyborczej w rosyjskich mediach używano wobec niej określenia Krasawica. Ten rzeczownik tak nam się podoba, że będziemy go używać. Otóż Krasawica dowiedziała się z ekspozycji w jednym z warszawskich muzeów, że mówi prozą. Jej zdumienie można porównać tylko do zdziwienia pana Jourdain. Jej reakcja jest zarówno klasyczna, bo jourdainowska, ale zmartwienie i sprzeciw, który Krasawica wyraziła, jest oczywiście reakcją na nowoczesny stosunek Zachodu do prozaików. Krasawica bardzo chce być uczestniczką zachodniego modelu szołbiznesu, ale z łatką prozatorki będzie to trudne – i to ją rozjusza. Szołbiznes, nie mówiąc o politykach Zachodu, prozą publicznie nie mówi, bo nie wypada. Z podobnym Krasawicy zespołem traum zmaga się solidne grono tutejszych polityków, dziennikarzy, literatów, urzędników i szołmenów. Oto słuchamy dziś wielu ludzi władzy mówiących nieskalaną prozą. Takoż jak i Krasawica są absolutnie wstrząśnięci, gdy się o tym dowiadują. Ich marzenie o sukcesie modernizacyjnym zderza się z brutalną opinią, że mianowicie archaizują, że są niemodni, że zaiste chodzą oni w łapciach prozy wręcz wulgarnej. Rzec trzeba, że śmichów i chichów jest z tej okazji mnóstwo, na całym świecie. Gdy zewsząd słychać, że mówimy tu w Polsce prozą wszyscy, z czegośmy sobie nie zdawali sprawy, i czujemy się trochę nieswojo. Jak zwykle. Złudzenie, że prozą mawia się tu rzadko, tylko w marcu, to oczywiście i ułuda, i kiepskie tłumaczenie. Proza jest w nas, po prostu.
Pół biedy by było, gdyby kraj nasz był podobnie jak Korea Północna oderwany od kanałów przenikania prozy ponad granicami. Gdyby oto proza miała charakter intymny, wewnętrzny, gdyby grasowała lokalnie, wtedy można by było bezhamulcowo czuć się jeno dumnym z tej twórczości. Ponieważ proza owa dolatuje od nas tam, gdzie jest uznawana za przeżytek, ponieważ pełna jest elementów niemodnych, prozaicy mimo marzeń o byciu trendy mają poczucie krzywdy bycia oświetlanym światłem niechcianym. Wydaje się, że jedynym wyjściem jest ustanowienie jakiegoś powszechnego, dla wszystkich, bezpłatnego kursu poezji, bowiem jak powiada Molier: „wszystko, co nie jest prozą, jest wierszem”. ©℗