Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Piszę o tym, bo zaraz po pijanym incydencie, do którego doszło trzy (sic!) lata temu, broniłem Wiplera na stronie internetowej „TP”. Nie podobało mi się, że wszyscy – od publicystów po ministrów – naśmiewali się z awanturującego się polityka i klaskali policji. Ponieważ Wipler był niedługo po rozwodzie z PiS, nie miał kto się za nim ująć. Prawo i Sprawiedliwość – nie bacząc na nazwę – nie miało ochoty wstawiać się za zdrajcą. Platforma Obywatelska – też na nazwę nie bacząc – trzymała stronę policji, bo to ona była wówczas przy władzy i policją dowodziła. Ja jednak uważałem, że kiedy poseł dostaje na ulicy w nos, to sprawa oprócz tego, że jest przyczyną ogólnej wesołości, wymagałaby jeszcze drobiazgowego wyjaśnienia.
I zdania nie zmieniam. Ciągle też twierdzę, że Przemysław Wipler zachował się honorowo: zrzekł się immunitetu, stanął przed trybunałem. Stanął i przegrał. Sąd pierwszej instancji uznał bowiem, że to Wipler bił policję, a nie policja Wiplera. Polityk mógł walczyć, apelować, ale tego nie zrobił.
Dlaczego? Tłumaczy w oświadczeniu: „Wyrok jest perfidny, zniechęca mnie do apelacji. Dlaczego? Bo jeśli go przyjmę, wyrok zatrze się za dwa i pół roku. Jeśli się odwołam, a w apelacji sąd podtrzyma obecny wyrok, nie będę mógł kandydować ani w wyborach do Parlamentu Europejskiego, ani w wyborach do Sejmu RP. Jeśli przyjmę wyrok, będę mógł kandydować”.
Dobre imię czy miękki fotel w parlamencie – co ważniejsze, Panie Pośle? Jeśli dobre imię, to walczy się do upadłego, apeluje, wnosi o kasację. A gdy wyczerpie się możliwości prawne w kraju, można odwoływać się do trybunałów poza granicami. Wszystkich argumentów, które Pan przytacza, można było w nich użyć.
A jak wybiera się miękki fotel, to nie ma co opowiadać o „perfidii sądów”. Wypadałoby też przeprosić za burdę.
Niezły z Pana chuligan, swoją drogą. ©℗