Pampers a sprawa dzietności

Polskiej demografii nie zaszkodzą felietony redaktor Agnieszki Kublik. Istnieją większe powody do zmartwień.

05.01.2015

Czyta się kilka minut

wózek dziecięcy
fot. Gerla Brakkee / sxc.hu

Pampers „z niespodzianką”, który ujrzała w jednej z warszawskich restauracji, a ujrzawszy opisała w głośnym felietonie dziennikarka „Gazety Wyborczej” – stał się u schyłku zakończonego dopiero co roku tematem co najmniej tygodnia.

W największym skrócie: Agnieszka Kublik wybrała się do jednej z restauracji w centrum Warszawy z przyjaciółmi (z USA, jak nie omieszkała zaznaczyć), a przy sąsiednim stoliku – wbrew woli dziennikarki i jej zniesmaczonych znajomych – młoda matka dokonała (wedle relacji, w sposób mało dyskretny) wymiany pieluszki zużytej na niezużytą, defilując następnie z tą pierwszą przez salę w kierunku kosza na śmieci. Agnieszka Kublik rzecz całą opisała w felietonie, wywołując lawinę polemik, odniesień i komentarzy internetowych.

Przestrzeń wspólna dla wszystkich

Nie miejsce i czas, by zapełniać przestrzeń wirtualną kolejnym tekstem na temat pampersa w stołecznej restauracji. Zauważmy więc może tylko, że felieton Kublik dotykał – być może w formie zbyt emocjonalnej – zjawisk znacznie szerszych niż sam „atak pieluszką”. Dotyczył tego, jak korzystamy z przestrzeni wspólnej, i jak cieszyć się w podobnych miejscach własną i swoich dzieci wolnością, nie naruszając wolności innych (czy istotnie wolność innych została podeptana w warszawskiej restauracji w chwili, kiedy przebywała w niej dziennikarka „GW”, tego nie wiem). I prowokował pytanie: czy szczególny typ zachowania, polegający na nieliczeniu się z innymi na wspólnym terytorium jest – np. na skutek kulturowej aury, jaka zawsze otaczała macierzyństwo w Polsce – liczniej reprezentowany akurat w tej grupie społecznej?

Jeden z głosów polemicznych do felietonu Kublik (tekst Patrycji Meciejewicz i Piotra Skwirowskiego, też dziennikarzy „Wyborczej”) zawierał zresztą dość  zaskakującą tezę odnośnie tej ostatniej sprawy. Oto dziennikarka miała się swoim tekstem wpisać w klimat macierzyństwu generalnie nieprzychylny – i przez swoją nieprzychylność odstraszający od rodzenia dzieci – podczas gdy w obliczu demograficznej zapaści „rodzicom (nie tylko matkom) należy się co najmniej empatia i akceptacja, jeśli nie życzliwość. Dla naszego wspólnego, ekonomicznego dobra”. Rodzice, pisali dalej Maciejewicz i Skwirowski, „Muszą mieć prawo wychodzić z dziećmi »do ludzi«. Podróżować, bywać w restauracjach”.

Postulat dziennikarzy jest co najmniej słuszny, ale trudno nie dostrzec, że jest on już realizowany. Kto odwiedza restauracje, ewentualnie jeździ pociągami, ten nie mógł nie zauważyć: rodzice wychodzą z dziećmi „do ludzi”, podróżują z nimi, a hałas i zgiełk, który przeważnie z tego – nieuchronnie – wynika, rzadko spotyka się z niezadowoleniem współjedzących czy współpodróżujących.

Coraz częściej restauracje są wyposażone w specjalne kąciki do zabawy, a lokale nieposiadające krzesełek do karmienia najmłodszych dzieci należą do mniejszości (owszem, wiele jeszcze można mieć zastrzeżeń: choćby wspomniany w niektórych polemikach z tekstem Kublik brak przewijaków w restauracjach). Widok młodej matki karmiącej czy przewijającej (oby w restauracjach jednak jak najdyskretniej) nie budzi raczej oburzenia. A jeśli nasza wspólna przestrzeń – ulica, supermarket, restauracja, knajpa – kogokolwiek dzisiaj wyklucza z cieszenia się swobodą, to raczej ludzi starszych (więcej na ten temat w ciekawym, opublikowanym półtora miesiąca temu tekście Anny Goc i Marcina Żyły).

Doprawdy, trudno jest obronić tezę, że młody rodzic jest dzisiaj w Polsce w jakiejś społeczno-kulturowej defensywie, a przygwożdżony felietonem dziennikarki „GW” zaszyje się wraz z dziećmi w domu na dobre, rezygnując z podróży i restauracji.

Swoją drogą, to chyba dobrze, że – za sprawą felietonu Kublik – polscy publicyści wzięli się „za łby” w kwestii innej niż Marsz Niepodległości czy kolejna sejmowa awantura. I podzielili na obozy inne niż te tradycyjne, których spory wywołują już mdłości znacznie większe niż wszystkie pampersy świata.

Raport z niespodzianką  

Odejdźmy jednak od tekstu Kublik, pozostając w tematyce dzietności. Zwłaszcza że „burza o pampersa” przypadła na okres dwóch ciekawych – i jak najbardziej a propos – doniesień. Po pierwsze dowiedzieliśmy się, że rok 2014 będzie prawdopodobnie pierwszym od dłuższego czasu z dodatnim przyrostem naturalnym. GUS jeszcze pod sam koniec ubiegłego roku szacował, że – wbrew wcześniejszym, alarmistycznym prognozom – cały rok 2014 przyniesie 380 tys. urodzeń (20 tys. więcej niż przewidywano), zaś zgonów będzie około 370 tys. (mniej niż przewidywano).

Informacja druga dotyczy Karty Dużej Rodziny. Z wprowadzonego niedawno ułatwienia dla rodzin z co najmniej trojgiem dzieci – zniżki transportowe, na obiektach sportowych, w muzeach, a nawet w niektórych sklepach – korzysta już niemal 600 tys. Polaków. To dopiero początek: Karta do końca roku 2015 może przynieść finansową ulgę 3,5 milionom osób, a w połączeniu z istniejącymi już wcześniej elementami polityki rodzinnej  – wydłużenie płatnych urlopów rodzicielskich czy podwyższenie ulg podatkowych na trzecie i kolejne dziecko – może za lat kilka czy kilkanaście przynieść spodziewane efekty w postaci większej liczby urodzeń w starzejącym się w zastraszającym tempie społeczeństwie.

Sukces na tym polu został zresztą już odtrąbiony. Dość powszechna medialna interpretacja głosi, że tzw. urlop Tuska – rodzice mogą skorzystać z rocznego wolnego – przynosi pierwsze efekty. Czy nie za szybko na taki wniosek?

– Po pierwsze, trudno mówić o trwałej zmianie w przypadku danych z jednego ledwie roku – mówi „Tygodnikowi” prof. Piotr Błędowski, ekonomista Szkoły Głównej Handlowej. – Po drugie, nieznacznie dodatni przyrost to zjawisko, które obserwujemy w ostatnich latach nie po raz pierwszy. Trudno więc mówić o jakimkolwiek trendzie, zwłaszcza że ta nadwyżka urodzeń i tak się w porównaniu z poprzednimi latami zmniejsza. Nie mamy się co łudzić: liczba zgonów będzie w przyszłości wzrastać, bo do wieku seniorskiego dochodzą osoby urodzone podczas baby boomu z końca lat 40. i początku 50. Prognozy GUS pokazują, że do roku 2050 liczba mieszkańców Polski zmniejszy się o około 2 miliony.

Co z pierwszymi efektami „urlopu Tuska”? – Nie da się oczywiście wykluczyć, że właśnie dzięki niemu liczba urodzeń nieznacznie wzrosła – dodaje prof. Błędowski. – Ale nie da się również tego udowodnić.  

Pod koniec grudnia ubiegłego roku Instytut Spraw Publicznych opublikował raport na temat polskiej polityki rodzinnej. Maciej Sobociński, ekspert ISP i autor dokumentu, dowodzi na podstawie badań z wielu krajów europejskich, że największy wpływ na wzrost dzietności ma darmowa lub wysokosubsydiowana opieka żłobkowa i przedszkolna, a więc element, który – mimo nieznacznej poprawy w ostatnich latach – nadal pozostawia w Polsce wiele do życzenia. Urlop macierzyński czy rodzicielski ma wedle tego samego raportu mniejszy wpływ na liczbę urodzeń (w dodatku może wpływać negatywnie na sytuację kobiet na rynku pracy), zaś świadczenia pieniężne (np. becikowe) czy ulgi podatkowe nie wpływają na poziom dzietności w ogóle.

Na samozadowolenie jest więc nieco za szybko: z klimatem społecznym wokół rodzicielstwa i dzieci nie jest chyba aż tak źle, gorzej za to z wszechstronną polityką na rzecz dzietności. Mówiąc inaczej: polskiej demografii nie zaszkodzą z pewnością felietony redaktor Agnieszki Kublik, mogą ją za to hamować niedokończone reformy.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz działu krajowego „Tygodnika Powszechnego”, specjalizuje się w tematyce społecznej i edukacyjnej. Jest laureatem Nagrody im. Barbary N. Łopieńskiej i – wraz z Bartkiem Dobrochem – nagrody Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. Trzykrotny laureat… więcej