Otoczeni atomem

Michał Waligórski, prezes Państwowej Agencji Atomistyki:Jeśli zdecydujemy się na budowę siłowni jądrowej, musi należeć do tzw. III generacji. Nawet jeśli wbije się w nią samolot, rdzeń reaktora nie zostanie uszkodzony. Rozmawiał Michał Olszewski

16.03.2010

Czyta się kilka minut

Michał Olszewski: W tym roku minie 20 lat od decyzji rządu Mazowieckiego, który wycofał się z budowy elektrowni jądrowej w Żarnowcu. Dobrej decyzji?

Prof. Michał Waligórski: Fundamentalnie złej decyzji, której konsekwencje ponosimy do dziś. Straciliśmy dwie dekady technologicznego rozwoju, świat poszedł do przodu, roztrwoniliśmy pieniądze i wysiłek pokolenia inżynierów i naukowców, zaangażowanych w budowę Żarnowca. Specjaliści wyjechali lub odeszli do innych dziedzin. Alergia na słowo "jądrowy" przybrała groteskowe formy, choćby w szpitalach, gdzie pacjenci diagnozowani magnetycznym rezonansem jądrowym słyszą, że jest to jedynie rezonans magnetyczny.

Ale tamta rezygnacja miała swoje uzasadnienia. Nawet naukowcy byli podzieleni. Tak jak i dziś pojawiał się argument, że nasze moce energetyczne są na tyle duże, że poradzimy sobie bez atomu.

Zadecydowała przede wszystkim obawa, że Żarnowiec rozłoży na łopatki budżet reformowanej wtedy gospodarki. Gdyby jeszcze było tak, że rezygnujemy z energetyki jądrowej na rzecz nowocześniejszej i wydajniejszej energetyki węglowej, może gorycz byłaby mniejsza. Ale Polska zrezygnowała z najlepszego źródła energii, a nie inwestowała w rozwój energetyki konwencjonalnej czy odnawialnej. W efekcie mamy sytuację podbramkową. Niedługo będziemy musieli płacić za emisję każdej tony dwutlenku węgla, a nie posiadamy najczystszej technologii w postaci siłowni jądrowych. Nic dziwnego, że uzupełnienie swojego bilansu odnawialną energią mniej kosztowne będzie dla Francuzów, którzy przeważającą część swojej energetyki opierają na elektrowniach jądrowych, niż dla uzależnionej od węgla Polski. Czy to nie zabawne, że kraj, który tak bardzo boi się atomu, jest ze wszystkich stron otoczony elektrowniami atomowymi? W odległości do 310 km od naszych granic znajduje się ich 9, a wszystko wskazuje na to, że przybędzie kolejna, w obwodzie kaliningradzkim.

W referendum w ówczesnym województwie gdańskim pomysł budowy poniósł klęskę. Żyliśmy w cieniu Czarnobyla.

Tak, choć Żarnowiec był budowany w innej technologii niż Czarnobyl. Zaś po latach okazuje się, że poziomy promieniowania wokół uszkodzonego rektora czarnobylskiego nie mogły wpłynąć na zdrowie okolicznej ludności. Owszem, w bezpośredniej akcji gaszenia pożaru wokół reaktora, w wyniku choroby popromiennej zginęło 38 strażaków; trudniej ocenić narażenie likwidatorów szkód. Ale na okoliczną ludność promieniowanie nie mogło wpłynąć. Poziomy promieniowania wokół Czarnobyla mierzone wtedy, a tym bardziej obecnie, są niższe od tych, które występują w naturze w niektórych częściach świata.

Są badania pokazujące wzrost zachorowań na raka tarczycy u dzieci.

Istotnie, ale ma to także związek z dużym niedoborem jodu na tamtych terenach. Moim zdaniem największą tragedią było przymusowe przesiedlenie społeczności, która żyła wokół Czarnobyla, w różne części Ukrainy i dalej. Przesiedleńcy nie umierają przedwcześnie od skutków promieniowania: zabijają ich alkoholizm, bieda i poczucie wykorzenienia.

W ciągu 20 lat w Polsce dokonała się zasadnicza zmiana. W 1990 r. za kontynuowaniem budowy opowiedziało się 13 proc. mieszkańców woj. gdańskiego. Dziś rozwój atomistyki popiera ponad 40 proc. Polaków. Co się stało?

Z ostrożnością podchodzę do tych deklaracji. Prawdziwym testem będzie ogłoszenie lokalizacji pierwszej polskiej elektrowni atomowej. Może się wówczas okazać, że statystyki nie pokrywają się z rzeczywistością.

Coś jednak się zmieniło: elektrownie są traktowane nie tylko jako zagrożenie, ale też źródło zysku. Marszałek województwa pomorskiego zlecił ekspertyzę, która ma pokazywać zalety Żarnowca jako świetnej lokalizacji dla elektrowni. Pomijając kuriozalny fakt, że urzędnik określa konkluzje, które chce zobaczyć w raporcie naukowym, wyraźnie widać, że postrzeganie energetyki jądrowej się skomplikowało.

Mamy w tej chwili 28 lokalizacji, które brane są pod uwagę, Żarnowiec jest jedną z nich. Ostrzegam przed zbyt pochopnym stawianiem znaku równości między poglądami władzy i lokalnych społeczności. To może być bardziej skomplikowane. Choć przykład gminy Różan pokazuje, że to, co było przedstawiane jak przekleństwo i dopust boży, niekoniecznie nim jest - daje zatrudnienie, wpływy do budżetu gminy...

Przypomnijmy: Różan to mazowiecka gmina, w której znajduje się składowisko niskoaktywnych odpadów promieniotwórczych ze szpitali i fabryk. 20 lat temu przedstawiany był jak strefa śmierci.

Składowisko wkrótce się wypełni, trzeba będzie je zamknąć i szukać kolejnej lokalizacji. Mieszkańcy i władza są tym przerażeni. Roczna opłata czynszowa wynosi w tej chwili

ok. 8,5 mln zł. Do tego dodajmy zatrudnienie - oprócz kadry wykwalifikowanej pracują tam ochroniarze, inspektorzy. Różan żyje ze składowiska.

Elektrowni jądrowej nie mamy, a od kilku tygodni słychać, że w Polsce może powstać składowisko dla odpadów radioaktywnych z kilku krajów, i to wysokoaktywnych, czyli tych z elektrowni.

Jestem zdziwiony tymi informacjami, niezależnie od faktu, że nie bałbym się nowoczesnego składowiska. Badania, które regularnie wykonujemy np. w Różanie, pokazują, że takie składowiska są "szczelne" i, jak ze szklanki wody, promieniowanie z niego "nie wycieka". Poza jego obrębem nie ma choćby śladu podwyższonego promieniowania.

Ale wedle mojej wiedzy międzynarodowe składowisko jest niezgodne z polskim i międzynarodowym prawem. Polska nie może przechowywać odpadów radioaktywnych z innych krajów, a inne kraje nie mogą przyjmować takich odpadów z Polski. To nie są plastikowe butelki. Zresztą, jeśli prace nad budową elektrowni jądrowej w kraju będą przebiegały zgodnie z planem, składowisko odpadów wysokoaktywnych będzie nam naprawdę potrzebne za jakieś 50 lat. Paliwo w reaktorze wypala się przez ponad 20 lat, drugie tyle lat "schładza" się go na terenie samej elektrowni.

Kiedy poznamy lokalizację elektrowni?

Możliwe, że w ciągu najbliższych 5 lat. To bardzo skomplikowana operacja. Bierze się pod uwagę np. warunki sejsmiczne, stąd wiadomo, że elektrownia zapewne nie powstanie na Śląsku. Ważna jest róża wiatrów. Ważna jest hydrologia, by uniknąć możliwości skażenia wód gruntowych. Konieczny jest duży akwen w pobliżu - w razie awarii trzeba odprowadzić duże ilości ciepła. Zmiennych jest dużo.

Jedna z podstawowych wątpliwości dotyczących budowy dużej siłowni jądrowej wygląda następująco: po co nam tak potężna inwestycja, skoro lada chwila pojawi się możliwość instalowania małych, wymiennych baterii jądrowych? Badania firm takich jak Hyperion czy Toshiba są zaawansowane, co więcej, wymieniają one Polskę jako jeden z potencjalnych rynków zbytu.

Nie jesteśmy przygotowani na taki obrót sprawy. Rzeczywiście, technologia jądrowej energetyki rozproszonej, która kiedyś była domeną pisarzy science fiction, teraz puka do naszych drzwi. Ale małe siłownie nie wykluczają potrzeby budowy dużej. Co więcej: energetyka jądrowa to jednak nie to samo co hodowla wierzby energetycznej. Dostęp do reaktora zawsze będzie ściśle reglamentowany, zawsze też będzie wymagany ścisły system kontroli. Co oznacza, że w przyszłości czeka nas znaczna rozbudowa naszego nadzoru jądrowego.

Jeszcze inny zarzut: budując elektrownię atomową ściągamy zagrożenie atakiem terrorystycznym.

Ja tego argumentu nie lekceważę. Jeśli decydujemy się na budowę siłowni w Polsce, musi ona należeć do tzw. III generacji. W praktyce oznacza to, że nawet jeśli wbije się w nią duży samolot pasażerski, rdzeń reaktora nie zostanie uszkodzony. Taka technologia już istnieje.

A czy istnieje niebezpieczeństwo, że wybudujemy elektrownię jądrową i okaże się, że brakuje do niej paliwa?

Wykluczam taką możliwość z kilku przyczyn. Uran to nie ropa i do załadowania reaktora nie potrzebujemy go co chwila, tylko raz na jakieś 30 lat. Po drugie: koszty paliwa w całkowitym bilansie produkowanej energii jądrowej są niewielkie i nawet jeśli jego cena wzrośnie, nie wpłynie to praktycznie na zmianę kosztów energii.

Ale może się zdarzyć, że Australia, jeden z głównych producentów uranu, powie "stop", tak jak kilka lat temu.

Nie widzę realnej groźby embarga - na świecie jest zbyt dużo producentów. Poza tym trzeba trochę znać realia tego rynku: nie jest tak, że dyrektor elektrowni jądrowej dzwoni na drugi koniec świata i zamawia w kopalni porcję uranu. To towar ściśle reglamentowany i będzie go dla nas kupowała specjalna europejska agencja. A jeśli już nawet hipotetycznie założyć, że rozpoczyna się światowa walka o uran i jego ceny osiągają niebotyczne rozmiary, to może stać się opłacalna nawet eksploatacja głębiej ukrytych złóż uranowych w południowo-zachodniej Polsce.

Nie lepiej położyć nacisk na termomodernizację i oszczędność, na rozwój zielonych źródeł energii, zamiast inwestować dziesiątki miliardów w elektrownię jądrową? Część naukowców ocenia, że inwestycja jest zbyt droga.

Ależ tak, róbmy to wszystko! Ze świadomością jednak, że np. elektrownie wiatrowe są drogim i chimerycznym źródłem energii i nigdy nie będą traktowane jako podstawa systemu, bo nie sądzę, by Polacy zgodzili się na to, by dostawy energii do mieszkań były uzależnione od pogody. Co więcej: wszystko wskazuje na to, że w najbliższych latach zapotrzebowanie na energię będzie powoli rosnąć. Mityczne spadki zapotrzebowania nie są efektem przekierowania naszej gospodarki na lepsze tory, tylko długotrwałej recesji.

I wreszcie sprawa ostatnia: bez radykalnych działań koszty obsługi systemu emisji dwutlenku węgla zjedzą nas po roku 2020.

Czy jesteśmy w stanie pozbyć się strachu przed energetyką atomową? Czy zawsze zostanie w nas przekonanie, że to niebezpieczna zabawa, której lepiej nie rozpoczynać?

To kwestia świadomości. Awarie jądrowe są możliwe, tak samo jak wypadki samolotowe czy katastrofy pociągów. Mimo to nie rezygnujemy ani z samolotów, ani z pociągów. Kiedyś w swoim dawnym mieszkaniu na krakowskich Czyżynach patrzyłem na szpetne kominy elektrociepłowni w Łęgu i wdychałem wylatującą z nich sadzę. Każdego dnia marzyłem wtedy o widoku na zgrabną, niedymiącą elektrociepłownię jądrową. A większe niebezpieczeństwo od promieniowania widzę w hałdzie popiołów powstałych ze spalania węgla. Nie dosyć, że dużo w niej uranu, to jeszcze byle deszcz wypłukuje ten uran do wód gruntowych. To jest niebezpieczeństwo realne, zaś obliczane prawdopodobieństwo awarii jądrowej reaktora raz na miliony lat - czysto hipotetyczne.

Prof. Michał Waligórski (ur. 1945) jest prezesem Państwowej Agencji Atomistyki. Jeden z najbardziej znanych polskich fizyków jądrowych, członek międzynarodowych organizacji zajmujących się atomistyką, medycyną nuklearną oraz skutkami radiacji.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 12/2010