Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Czerwcowy numer “Więzi" takiego materiału nie przynosi. Co nie znaczy, że można przejść obojętnie obok zebranych w nim tekstów. O życiu siostry zakonnej opowiadają przecież postaci tej miary, co: s. Małgorzata Borkowska, autorka książek o historii zakonów żeńskich, s. Barbara Chyrowicz, etyk i pracownik naukowy KUL, s. Alina Merdas, znawczyni Norwida czy s. Jolanta Olech, przełożona generalna urszulanek szarych, jednego z najliczniejszych polskich zgromadzeń.
Szkoda jednak, że i w tekstach, i w ankiecie “Czy warto być zakonnicą" zabrakło wypowiedzi sióstr, których zgromadzenia powstały na Zachodzie (np. małych sióstr Jezusa) i których sposób bycia w świecie mocno odbiega od tego, jaki Polakom kojarzy się z zakonnicami. Zaś w ciekawym tekście o amerykańskich siostrach nie ma nawet wzmianki o jednej z najważniejszych teolożek USA - s. Elizabeth Johnson.
Niedosyt wywołuje też język, jakim opisuje się istotę życia zakonnego. Nie jest to język dokumentów kościelnych (chwała za to przede wszystkim uczestnikom dyskusji redakcyjnej i wypowiedziom s. Olech). Nie jest też cukierkowy czy (właśnie!) nijaki, ale, niestety, ostrożnie obchodzący trudne problemy z daleka. Jakby w przeświadczeniu, że jeszcze nie udało się znaleźć sposobu, w jakim można byłoby o tym opowiedzieć swobodnie. Czy anegdoty i, nierzadko, przykre wspomnienia trafnie wskażą, gdzie leży problem?
Dlaczego nie można opowiedzieć o problemach z regułą, dotyczących rzeczy trywialnych, np. zakazu noszenia plecaka, nawet wobec osób z chorym kręgosłupem, którym noszenie toreb tylko pogłębia schorzenie? A przecież problemy z regułą mogą być poważniejsze. Jak wygląda władza w zgromadzeniu? Do kogo może się odwołać siostra, która uważa, że nie tylko jest źle traktowana, ale że łamie się jej ludzkie prawa? Czy może sama wybrać kierownika duchowego? Co może zrobić ordynariusz miejsca, gdy nie może liczyć na posłuszeństwo jakiegoś zgromadzenia w swojej diecezji? Czy potrzeba aż decyzji Papieża, jak stało się w przypadku karmelitanek, które długo odmawiały opuszczenia klasztoru, znajdującego się na terenie obozu w Oświęcimiu?
Zakończmy pobieżną wyliczankę sprawami z działki dziennikarskiej: dlaczego w zgromadzeniach niektóre katolickie tytuły są do czytania, a innych “czytać się nie będzie"? Dlaczego zakonnicy z reguły nie muszą posiadać zgody przełożonego na wypowiedzenie się w mediach, zakonnice - prawie zawsze? Skąd ten brak zaufania, że siostra powie coś, czego mówić nie powinna i dlaczego można ingerować w jej wolność wypowiedzi? Może w tym trzeba też upatrywać powodów, dla których tak mało jest w polskich zgromadzeniach liczących się specjalistek z różnych dziedzin.
Na stereotyp nijakości zakonnicy “pracują" nie tylko ci księża, którzy najchętniej widzieliby zakonnice w zakrystii czy kuchni, albo świeccy, którym wydaje się, że siostry powinny być “ciche, miłe i sympatyczne". S. Merdas mówi: “Zakonnice pragną naprawdę służyć (...), lecz czują się bardzo źle, gdy traktowane są jak służące w okresie feudalizmu". Przypuszczam, że pod tym wyznaniem podpisałoby się niemało zakonnic, ale ilu z nich powiedziano w zgromadzeniach, że mają też prawo walczyć o siebie i nie pozwalać traktować się instrumentalnie?
Na początku czerwca w magazynie “Newsweek" (nr 24/04) ukazał się tekst o “feministkach w habitach" - świetnie wykształconych kobietach, które setkami pukają do zakonnych bram i reformują Kościół od środka. Kiedyś tylko gotowały, sprzątały albo pracowały w szpitalach (niby dlaczego jest to mniej wartościowe?), a teraz jest ich coraz więcej w życiu publicznym. Obraz ekstatyczny w wymowie i... nieprawdziwy. O tym, jak jest, mówi rzeczowo s. Olech i kilkanaście sióstr, które wzięły udział w redakcyjnej ankiecie. Właśnie dlatego ostatni numer miesięcznika jest ważny - bo trzyma się ziemi. Inną sprawą pozostaje oczekiwanie na czas, w którym o negatywnych stronach życia zakonnego będzie się mówiło w Polsce swobodnie, choć nikogo nie raniąc.