Ostatni dzień Kwinty

W wywiadach podkreślał: "W »Królu Learze« Szekspira błazen mówi do władcy: »Nie wolno ci się zestarzeć, dopóki nie zmądrzejesz«. Nie chcę nigdy zmądrzeć".

25.11.2008

Czyta się kilka minut

Nie wyglądał na 80 lat. Sportowa, zawsze wyprostowana sylwetka, wieloznaczny uśmiech i maniery dżentelmena. Jan Machulski był w polskim kinie (i teatrze) zjawiskiem unikatowym. Wyróżniała go nie tylko wyjątkowa uroda, ale także rodzaj aktorskiej i ludzkiej charyzmy, dzięki której zarówno na ekranie, jak i w kontaktach bezpośrednich zawsze mu się wierzyło.

Jako aktor zagrał w ponad stu filmach, jako pedagog wychował co najmniej kilka aktorskich pokoleń. Od 1974 r. współpracował z łódzką "Filmówką", dwukrotnie był dziekanem Wydziału Aktorskiego, a prowadząc przez wiele lat wspólnie z żoną, Haliną Machulską, ognisko aktorskie przy Teatrze Ochota, patronował pierwszym zawodowym krokom późniejszych sław: Katarzynie Figurze, Piotrowi Adamczykowi, Agnieszce Dygant czy Edycie Jungowskiej.

Debiutował w 1953 r. rolą w jednej z "Trzech opowieści" - noweli "Sprawa konia" w reż. Ewy Petelskiej, ale największą popularność przyniosła mu dopiero kreacja kasiarza z klasą - Henryka Kwinty w "Vabanku" (1980) oraz w "Vabanku II" (1984) w reżyserii syna aktora, Juliusza Machulskiego. Jednak na długo przed szczęśliwym zawodowym spotkaniem z Machulskim juniorem (Jan zagrał w większości filmów Juliusza), potrafił doskonale odnaleźć się w trudnym gatunku komedii retro.

Był zabawny jako Fred Van Houben, detektyw z Brukseli, w stylowym "Pamiętniku Pani Hanki" (1963) Stanisława Lenartowicza wg powieści Tadeusza Dołęgi-Mostowicza oraz w znakomitym "Sublokatorze" (1966) Janusza Majewskiego, gdzie jako spokojny naukowiec w rogowych okularkach wpadał w sidła zmultiplikowanego kobiecego żywiołu. Ostatnią rolą Jana Machulskiego będzie Zuber w nieukończonej jeszcze "Ostatniej akcji" Michała Rogalskiego - rozgrywającej się w realiach współczesnej Warszawy żartobliwej wariacji na temat "Złego" Tyrmanda.

Aktorsko najciekawszy bywał jednak Machulski wtedy, gdy - jak w niezapomnianym "Ostatnim dniu lata" (1958) Tadeusza Konwickiego - uwiarygodniał psychologiczny rewers fizycznego awersu. W arcydziele Konwickiego grany przez niego piękny, przystojny chłopiec krył w sobie trudno definiowalną kruchość. Miękkość, która wynikała nie tyle z emocjonalnych uwarunkowań, ile z rozczarowania życiem. Zbyt wiele rzeczy się nie powiodło, zbyt wiele marzeń zepsuła realność, dlatego nawet miłość w czasach powojennej zarazy wydaje się niemożliwa.

Ledwie kilka miesięcy temu zapytałem Jana Machulskiego, czy zostało w nim jeszcze coś z tamtego chłopca, z tamtego filmu. Usłyszałem: "Prawie wszystko zostało. Ciągle jest we mnie ta sama nostalgia, tęsknota i nadzieja, że »ostatni dzień lata« okaże się pierwszym dniem szczęścia".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 48/2008