Oskarżony o pedofilię ksiądz popełnił samobójstwo po internetowym linczu

Gdy pada słowo "pedofilia", samo oskarżenie brzmi jak już wydany wyrok. Wydarzenia z plaży w Świnoujściu powinny być dla nas lekcją odpowiedzialności za słowo.

27.08.2023

Czyta się kilka minut

Infamia
CHRISTOPH LINGG / ANZENBERGER / FORUM

Nie znamy wszystkich szczegółów, rekonstrukcji faktów można dokonać tylko z dostępnych informacji. W czwartek 17 sierpnia około godziny 16 na plaży w Świnoujściu został przyłapany na masturbacji mężczyzna. Interweniowała policja. Mężczyzna otrzymał mandat za „nieobyczajny wybryk” zgodnie z artykułem 140. Kodeksu wykroczeń. Przyjął karę.

Nie zgodziła się na nią natomiast kobieta, która – jak napisała potem w mediach społecznościowych – przy pomocy przechodnia zatrzymała owego mężczyznę i wezwała policję. Twierdziła, że mężczyzna masturbował się, patrząc na jej córeczkę, uznała więc go za pedofila. Policjanci nie potwierdzili jej zeznania. Rzecznik świnoujskiej policji wyjaśniał potem mediom, że przepytane zostały wszystkie osoby znajdujące się wówczas na plaży i gdyby mężczyzna dopuścił się tego czynu w obecności dziecka, zostałby zatrzymany. Nie potwierdzili też obecności córki (miała ona zostać odprowadzona do domu przed wezwaniem policji).

Najprawdopodobniej kobieta uznała, że policja nie rozpoznała właściwie całego wydarzenia, gdyż jeszcze tego samego dnia zamieściła emocjonalny wpis, w którym oskarżyła mężczyznę o pedofilię, ujawniła, że jest księdzem (skądś się o tym dowiedziała), zamieściła zrobione mu zdjęcie i wezwała rodziców do czujności. Internauci szybko rozpoznali, że ksiądz pracuje w jednej ze szczecińskich parafii, ucząc dzieci katechezy. Szczegółowe dane – w której szkole i przedszkolu ksiądz pracuje oraz w której parafii jest wikarym – ujawniła na swoim profilu w piątek 18 sierpnia szczecińska radna Koalicji Obywatelskiej Dominika Jackowski.

W sobotę 19 sierpnia ksiądz już nie żył. Jak doniosły media, około godziny 14 śmiertelnie potrącił go pociąg towarowy na nieczynnym przejeździe w Reptowie w powiecie stargardzkim. Post identyfikujący jego tożsamość zniknął z profilu radnej (choć nie z internetu), wszelkie dane usunięte zostały też z mediów społecznościowych kobiety, która ujawniła jego wizerunek.

Po śmierci księdza Dominika Jackowski napisała w oświadczeniu: „Kierując się wyłącznie dobrem dzieci, uczniów Gumieniec, udostępniłam post matki wraz z wcześniej udostępnionymi danymi sprawcy. ­Zaznaczam, że policja potwierdziła ukaranie sprawcy mandatem, a zwierzchnik księdza zapowiedział współpracę w śledztwie. Z przyczyn mi nieznanych policja poinformowała, że na miejscu nie było dzieci. Jestem w stałym kontakcie z matką, autorką postu, która podtrzymuje, że przy całym zajściu obecna była jej córka. Złapanie sprawcy na gorącym uczynku przez matkę, ­potwierdzenie zdarzenia przez policję, przyjęcie mandatu przez sprawcę, a tym samym przyznanie się do winy oraz działania kurii oznaczały, że sprawy nie da się zamieść po cichu pod dywan. Być może to było przyczyną decyzji, jaką podjął sprawca”.

Zatem zdaniem radnej przyczyną targnięcia się księdza na swoje życie było wiele rzeczy, tylko nie infamia spowodowana publicznym ujawnieniem przez nią tożsamości księdza.

Poczucie wstydu

– Żeby mówić o przestępstwie pedofilii, należałoby najpierw stwierdzić, czy było to intencjonalne zachowanie księdza w stosunku do osoby małoletniej – mówi ks. Jacek Prusak, psychoterapeuta zaangażowany m.in. w pracę jezuickiego Centrum Ochrony Dziecka w Krakowie. – Kobieta twierdzi, że tak było w stosunku do jej córki, ale policja tego nie potwierdziła. Ksiądz przyznał się do nieobyczajnego zachowania na plaży, ale to nie jest dowód na pedofilię. Nawet jeżeli córka widziała jego zachowanie, była razem z matką, mogła zresztą z powodu wieku nie rozumieć, co się dzieje. Ten ksiądz nie miał bezpośredniego kontaktu z osobą małoletnią, więc nazwanie go pedofilem nie miało uzasadnienia.

Ks. Prusak zauważa, że matka dziewczynki miała prawo zgłosić sprawę na policję i z niego skorzystała. – Miała też prawo, z którego nie skorzystała, zgłosić sprawę do organów kościelnych [do ­Inspektorii Salezjańskiej w Pile, której ksiądz podlegał, sprawę zgłosili dziennikarze, w wyniku czego rozpoczęła ona postępowanie wyjaśniające – red.].

– Nie miała prawa natomiast – kontynuuje psychoterapeuta – upubliczniać jego wizerunku. Ani też, podobnie jak radna szczecińska, ujawniać danych personalnych księdza.

Czy to mogło doprowadzić do samobójstwa?

– Wstyd jest najbardziej toksyczny z wszystkich emocji – zauważa ks. Prusak. – Gdy zrobisz coś złego, masz poczucie winy. Poczucia wstydu doświadczasz wtedy, gdy uznasz siebie, albo ktoś cię uzna, za złego. W języku polskim o tym doświadczeniu mówimy: „zapadłbym się pod ziemię”. Ów ksiądz nie mógł „zapaść się pod ziemię”, bo wszyscy wiedzieli, kim jest. On już nie mógł się publicznie ukryć.

Uczucie wstydu rozpalić mogło oskarżenie o pedofilię. – Są badania pokazujące, że na hasło „pedofil” ludzie mają bardzo niską tolerancję w powstrzymaniu negatywnych emocji i chęci karania – tłumaczy psychoterapeuta. – W społeczności więziennej pedofile są traktowani w najbardziej brutalny sposób przez innych więźniów. A z badań opinii publicznej wiemy, że ludzie są gotowi bardzo surowo karać pedofilów bez uwzględniania kontekstu ich zachowania. Wiemy też, jaka dzisiaj jest wrażliwość społeczna na hasło „ksiądz pedofil”.

Ks. Prusakowi wtóruje s. Barbara Chyrowicz, etyczka z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego: – Kobieta, ujawniając zdjęcie księdza i oskarżając o pedofilię w obecnym klimacie, jaki panuje wokół pedofili duchownych, spowodowała śmierć cywilną tego człowieka. Można domniemywać, choć nie jesteśmy tego w stanie stwierdzić, że on tego nie zniósł i popełnił samobójstwo. Mógł wyobrazić sobie, że będzie musiał walczyć z oskarżeniem pedofilii, że i tak stracił dobre imię i społeczną pozycję, że straci pracę w szkole, zostanie usunięty z parafii, że jest skompromitowany wśród przyjaciół i bliskich i po prostu tego nie zniósł.

– Nie wiemy, czy to zachowanie było jednostkowe, czy ów ksiądz miał na sumieniu inne rzeczy i bał się, że przy okazji tej sprawy wyjdą na jaw także tamte. W każdym razie mógł stwierdzić, że został tak silnie społecznie naznaczony, iż jego kariera jako księdza jest przegrana. Gdyby natomiast jego problematyczne zachowanie wynikało z jakichś problemów psychicznych, mógł nie mieć zasobów, żeby z taką stygmatyzacją społeczną poradzić sobie w inny sposób niż przez odebranie sobie życia. Zauważmy, że on się nie wyparł swojego zachowania na plaży. I tym się już różni od przeciętnego pedofila, który by temu zaprzeczył – dopowiada ks. Prusak.

Nie znając sytuacji księdza, nie możemy twierdzić, że samobójstwo było nieuchronne. – Mogło mu się wydawać, że nie może wrócić, bo społeczność go odrzuci. I prawdopodobnie tak by było – zauważa ks. Prusak. – Jego obecność byłaby związana z publicznym zgorszeniem. Ale mógł skorzystać z zasobów i wsparcia instytucji Kościoła. Nie chodzi o to, żeby zamiatać tę sprawę pod dywan. Zakon powinien był mu pomóc rozpoznać, co to było za zachowanie, co za nim stoi i jakiej pomocy psychologicznej potrzebował.

S. Chyrowicz: – Myślę, że on to zrobił w ogromnym wzburzeniu, pod wpływem rozpaczy. Gdyby poczekał, ochłonął, może dałby sobie pomóc. Według mnie to był człowiek przerażony. Być może nie miał w zgromadzeniu przyjaciół. Dzisiaj nikt nie chce w zakonach skompromitowanych ludzi, bo oni ciągną wspólnotę w dół.

Psychoterapeuta dodaje: – Ten ksiądz miał prawo, by oceniał go profesjonalista, a nie polityk czy osoba, która nie rozróżnia problematycznych zachowań seksualnych, wszystko nazywając „pedofilią”.

Tragedia

Mimo niepełnego wglądu to, co jest wiadome, upoważnia do jednoznacznej oceny. I tu oboje eksperci są jednomyślni.

– Doszło do podwójnego samosądu: najpierw dokonanego przez matkę dziecka, która oskarżyła księdza o pedofilię, ujawniając jego wizerunek, a potem dokonanego przez polityczkę, która wykorzystała niesprawdzoną informację i nadała jej rozgłos, wspierając autorytetem osoby publicznej, dodatkowo ujawniając dane wrażliwe dotyczące mężczyzny. W ten sposób dokonała się publiczna stygmatyzacja – przekonuje ks. Prusak.

– Nawet kiedy się w nas budzi słuszny gniew na czyjeś zachowanie, emocje powinniśmy miarkować, a w tym przypadku mamy do czynienia z formą linczu. Kobieta sama wymierzyła karę. Nie było żadnego dowodu, że ksiądz był pedofilem – mówi Chyrowicz. – Gniew jest tak długo słuszny, dopóki jest proporcjonalny do zawinienia.

Niełatwo jest jednak miarkować emocje i mierzyć czyny. Etyczka z KUL przyznaje, że nie da się tu stosować precyzyjnej normy. Odwołuje się do roztropności – starożytnej cnoty etycznej, która nakłada na nas obowiązek odnajdywania właściwej proporcji reakcji w stosunku do rzeczywistości w danej sytuacji.

Jednocześnie s. Chyrowicz przypomina o obowiązku walki z pedofilią: – Jak najbardziej ujawniajmy przypadki pedofilii w Kościele, ale znajdźmy miarę w samodzielnym ocenianiu tych przypadków. Tym bardziej że jeśli dzisiaj wpuścimy do internetu jakąś informację, to ona tam już zostanie, nie da się jej wycofać. Wiąże się z tym ogromna odpowiedzialność. Wspomniana kobieta nie poczekała, ksiądz też nie poczekał. Dla mnie to wydarzenie ma wymiar tragedii: tragedii człowieka, który popełnił błąd, ale w ogólnym klimacie demaskowania pedofilii został ukarany w sposób, którego nie uniósł.

Lekcja

Pytany o wnioski ks. Prusak odpowiada: – Nie lekceważmy destrukcyjnej, a często autodestrukcyjnej roli wstydu.

S. Chyrowicz zauważa: – Ludzie popełniają błędy, ale nie od razu zasługują na społeczne potępienie. Spotykam się na co dzień w życiu społecznym z kłamstwem i oszustwem i ci ludzie nie są piętnowani, a przecież społeczna szkoda ich działań jest bez porównania większa niż publiczne zachowanie mężczyzny, który nie mógł sobie poradzić z własnym popędem. Bo generalnie wciąż nie potrafimy poradzić sobie z odpowiednią oceną kwestii związanych z seksualnością – albo są oceniane zbyt łagodnie, albo zbyt rygorystycznie, a nie w sposób proporcjonalny do ich rzeczywistego znaczenia.

Etyczka przypomina także o miłosierdziu wobec bliźniego, który popełnia błędy i przyznaje się do nich. – Tym bardziej że sami bezgrzeszni nie jesteśmy.

Zatem wydarzenia z plaży w Świnoujściu, których efektem była śmierć księdza, powinny być dla nas pretekstem do refleksji nad odpowiedzialnością za słowo w przestrzeni publicznej. Powinno też niepokoić nas, że słowa „pedofil/pedofilia” zaczęły w dyskursie społecznym być nadużywane, co ostatecznie zaciera wagę rzeczywistego problemu, który opisują.

Ciąg dalszy

Czy te wnioski mają szansę realizacji? Sprawa księdza z plaży już ma dalsze polityczne reperkusje. Jak podała szczecińska „Gazeta”, „znany z inicjowania hejtu i tropienia rzekomej christianofobii szczeciński radny Suwerennej Polski Dariusz Matecki już grozi, że ci, którzy »zaszczuli księdza ze Szczecina, odpowiedzą karnie«”.

Piłeczka znalazła się po drugiej stronie. Jak długo potrwa rozgrywka ping-ponga? ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Kierownik działu Wiara w „Tygodniku Powszechnym”. Ur. 1966 r., absolwent Wydziału Mechanicznego AGH, studiował filozofię na Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie i teologię w Kolegium Filozoficzno-Teologicznym Dominikanów. Opracowanymi razem z… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 36/2023

W druku ukazał się pod tytułem: Infamia