Opór i trwanie

Rozpoczęto wypłatę 8 mld złotych unijnych dopłat rolniczych. Pieniądze, które zostaną podzielone najpóźniej do końca stycznia 2005 r., otrzymuje się ze względu na wielkość gruntów, rodzaj produkcji (np. za każdą tonę ziemniaków przeznaczonych na skrobię producent otrzyma 250 złotych) lub na pracę w niekorzystnych warunkach. Wnioski złożyło ponad 1,4 mln rolników, gospodarujących na 95 proc. powierzchni uprawnej Polski. Otrzymają maksymalnie 55 proc. tego, co otrzymują rolnicy ze starej UE, a pełną wysokość dopłat około 2013 r.

ANNA MATEJA: - Jak bardzo dziedzictwo polskiej wsi kształtuje pańszczyźniana przeszłość? Rolnicy nie są już przywiązani do ziemi, ale czy śladów ich niewolniczej przeszłości da się odnaleźć, np. w stosunku do własności, pracy i władzy albo w aspiracjach życiowych?

BARBARA PEREPECZKO: - Pańszczyźnianą wieś już nie jest, ale gdyby tak przyjrzeć się pewnym zachowaniom...

Skutki wielowiekowego poddaństwa osobistego widać w mentalności potomków chłopów pańszczyźnianych: nie znoszą jakichkolwiek przejawów służenia komuś, cenią nade wszystko samodzielność. Przypomnijmy sobie, czego się bali wiejscy populiści, gdy przed wejściem do UE domagali się okresów przejściowych na nabywanie ziemi przez obcokrajowców: “Przyjedzie Niemiec, kupi ziemię, a polscy chłopi znowu będą parobkami". Poddaństwo także stłumiło wieś, osłabiło jej aspiracje i przedsiębiorczość.

- A opór, z jakim rolnicy wypełniali wnioski o dotacje unijne? Zamiast cieszyć się, że wreszcie dostaną ekstra pieniądze do ręki, zwlekali i trzeba było przedłużyć o dwa tygodnie termin składania wniosków. Czy wynikało to z chłopskiej niechęci do wszystkiego, co przychodzi z zewnątrz?

- To akurat jest przykładem braku wyobraźni rządzących, którzy nie zdają sobie sprawy ze skutków psychospołecznych takiej niekonsekwencji. Bo jaki sygnał dano na przyszłość? “Jeśli nie zdążymy, to się nad nami ulitują i przedłużą termin". Dura lex sed lex, inaczej rządzić nie sposób, ale ta zasada przyjęła się w znaczącym stopniu tylko w byłym zaborze pruskim. Niewykluczone, że właśnie dlatego tam złożono najwięcej wniosków. W czołówce znalazły się też województwa podlaskie i kujawsko-pomorskie, czyli rejony najbardziej rolnicze, gdzie z ziemi się żyje. Tam, gdzie struktura ziemi jest rozdrobniona, np. w Małopolsce, na wnioski trzeba było czekać. Siła motywacji do zabiegów o pieniądze była jednak mniejsza niż przewidywano, a mitręga z tym związana (odmierzanie działek, wypełnianie druków) odstraszała. Na pewno znalazło się też sporo osób, które uznały, że nie warto tego robić, bo mają 1,5 hektara, co dawałoby im ok. 500 złotych rocznie dopłat. To widać dla nich za mało, ale jeśli taka suma dla, wydawałoby się najuboższych rolników, nie jest warta zachodu, to jest to kolejny dowód, że mają oni pozarolnicze źródła dochodu. Tym bardziej, że warunki, także historyczne, nauczyły rolników przedsiębiorczości.

  • Jak nie powstało zaufanie

- Na części polskiego terytorium, w dawnym Królestwie Polskim, pańszczyznę zniesiono dopiero w 1861 r. Przez długie lata chłopi byli najbardziej upośledzoną warstwą społeczną. Czy to ma jakieś znaczenie?

- Władysław Grabski napisał w 1930 r., że na typie wsi odbija się jej przeszłość. Przed zniesieniem pańszczyzny 10 proc. chłopów w dawnej Polsce było wolnych, 60 proc. odpracowywało ciężką pańszczyznę, 30 proc. nieco lżejszą w dobrach królewskich i kościelnych. Co nie znaczy, że tamte doświadczenia przetrwały w ludzkiej mentalności bez zmiany. Już w latach międzywojennych pisano przecież o uobywatelnieniu chłopów. Powstało sporo organizacji działających na rzecz wsi, np. Związek Młodzieży Wiejskiej “Wici" czy młodzieżowe organizacje katolickie. To nie była hibernacja. Wieś się zróżnicowała i nie ma powodu używać w jej charakterystyce określeń stanowych. Samo słowo “wieś" zmieniło znaczenie - nie mieszkają tam tylko ludzie żyjący z rolnictwa, a ich przecież zwykle mamy na myśli.

Rejestracja gospodarstw rolnych (która była warunkiem otrzymania dopłat) zweryfikowała nam ich liczbę z prawie 2 mln do 1 mln 600 tys. O zróżnicowaniu przekonują też wyniki spisu rolnego z 2002 r.: 0,2 proc. gospodarstw (zajmując 18 proc. ziemi) należy do największych, produkujących 20 proc. naszej żywności. Połowa produktów pochodzi z gospodarstw o areale do 20 hektarów: jest ich ponad 30 proc. i zajmują 7 proc. użytków rolnych. Co też ważne: jedynie połowa formalnych rolników najważniejsze dochody czerpie z rolnictwa. Reszta - radzi sobie inaczej.

- Jest zaradna, bo np. pracuje w szarej strefie. Być może nawet woli to niż dotacje. Historia nauczyła ich, że lepiej liczyć tylko na siebie?

- To brak zaufania: “Nie biorę, bo później zabiorą np. stypendium córce". To myślenie spiskowe, ale, w perspektywie historycznej, można je wyjaśnić: ani przed wojną, ani za PRL-u, zwłaszcza do 1972 r., rolnicy rozpieszczani nie byli.

Przy reformie rolnej z września 1944 r. było podobnie. To nieprawda, że chłopi byli do niej nastawieni entuzjastycznie. Część nie chciała brać ziemi dziedziców, uważając, że to nadal ich własność. Przejęcie ziemi z parcelacji napotykało na spore trudności szczególnie, gdy właściciel był w dobrych stosunkach z wsią, gdy chłopi razem z nim walczyli w AK. Łatwiej było dzielić, jeśli właściciel zginął lub wywieziono go, albo też gospodarstwo należało do Niemca. Najpoważniejszą przyczyną potępienia reformy był jednak sposób parcelacji i skandaliczne zachowania komisji parcelacyjnych: brutalne wyrzucenie właścicieli z domów, pozbawienie gospodarstwa, a właściwie prawie całego majątku, i przekupstwo.

W latach 70. redakcje dwóch gazet rolniczych ogłosiły konkurs o czasach reformy rolnej. Przyszło prawie 500 listów, ale, prawdopodobnie z powodu ingerencji cenzury, opublikowano tylko jeden krytyczny. Za to jaki! Ktoś napisał, że “do tej pory ludzie się kłócą na wsi z powodu podziału ziemi podczas reformy rolnej". Jeśli coś się rozdaje i to nierówno, zawsze znajdą się pokrzywdzeni.

W reformie rolnej był jeszcze haczyk: mówiono o rozdawaniu ziemi, a de facto ściągano opłaty. Dla małorolnych były rozłożone na 10 lat, dla bezrolnych na 20. Opłata była raczej symboliczna, bo miała wysokość jednorocznego plonu, ale była. Poza tym już w 1949 r. zaczęto naciskać na kolektywizację, czyli: niby dano na własność, ale prawie od razu, pod pozorem tworzenia jakiejś wspólnoty, usiłowano ją zabrać. Znowu, choć nie wszędzie, odbywało się to pod przymusem. Jak miało się narodzić zaufanie do władzy? Przecież jeśli można było jednym dekretem odebrać własność dziedzicowi, jak mógł się czuć bezpiecznie chłop, który otrzymał ją od władzy, uciekającej się do propagandy i przemocy.

- U podstaw chłopskiej nieufności może więc leżeć przekonanie, że za wszystko kiedyś i tak będą musieli zapłacić?

- Przekonanie, że nic nie dostaje się za darmo - wręcz uważa się to za coś upokarzającego - przynależy do rdzenia etosu chłopskiego. Z tego też mogła wynikać nieufność przed złożeniem wniosku o dotacje. Badając wiejską biedę, pytałam kobiety, czy korzystają z pomocy gminnego ośrodka pomocy społecznej. To budziło oburzenie, wręcz agresję: “Póki mam ziemię i ręce do pracy, niczyjej łaski nie potrzebuję".

  • Zaczyn rewolty czy drożdże zmian

Za przeprowadzeniem reformy rolnej były wszystkie stronnictwa z rządu emigracyjnego i przed wojną też parcelowano ziemię, tyle że w ślimaczym tempie. Pierwszy po 1918 r. minister rolnictwa, prof. Juliusz Poniatowski (po 1956 r. wrócił zresztą do kraju), był do końca zwolennikiem reformy przeprowadzonej bez wykupu, ale przy zachowaniu dolnej granicy. Nigdy - do cna. Taki był program jego partii - PSL-“Wyzwolenie" - radykalnej, choć de facto inteligenckiej, a nie chłopskiej. PSL-“Piast" i jego główna postać, Wincenty Witos, sprzeciwiali się rozdawaniu czyjejś ziemi za darmo, uważając, że darowizna deprawuje.

Parcelacji sprzeciwiali się też np. właściciele gospodarstw, którzy mieli nadzieję, że reforma, jak pisano w dekrecie, będzie podstawą stworzenia silnych, pełnowartościowych gospodarstw. Tymczasem ziemię dostali bezrolni, małorolni i służba folwarczna - grupy podejrzewane o brak umiejętności prowadzenia gospodarstw. Co czasami się sprawdzało, gdy np. fornal, co dotychczas zajmował się końmi, porzucał ziemię, nie radząc sobie z jej uprawą. Przeciwnikami byli też chłopi o większej świadomości i zaangażowani politycznie w ruchu ludowym podczas wojny, np. żołnierze Batalionów Chłopskich.

- Rewolucyjne było nie tyle rozdanie ziemi chłopom, ile podważenie prawa własności.

- David S. Landes, autor książki “Bogactwo i nędza narodów. Dlaczego jedni są tak bogaci, a inni tak ubodzy", twierdzi, że “tam, gdzie własność ma niepewny status, ginie przedsiębiorczość, a rozwój ulega zahamowaniu".

Kilka lat temu namówiłam studentów do rozmów z babciami i dziadkami lub ich rówieśnikami o reformie rolnej. To był ostatni moment, aby te wspomnienia zebrać. Wydzieliłam “dawców ziemi" (była ich mniejszość, ale należeli do nich także chłopi, jeśli ich gospodarstwa przekraczały 50 hektarów lub 100 na Śląsku, Kujawach i Wielkopolsce), oraz “biorców" (ponad 30 proc. badanych). Większość tylko obserwowała wprowadzanie nowych porządków. Każdego respondenta, biorąc pod uwagę stosunek do reformy, umieściłem na skali od potępienia do entuzjazmu. Co ciekawe, wśród beneficjentów reformy znaleźli się jej przeciwnicy, do czego chyba przyczynił się właśnie sposób jej przeprowadzenia.

Trzeba pamiętać, że rodziny ziemiańskie niejednokrotnie utrzymywały kontakty z okoliczną wsią i były wzorcem. Rodzina wspomnianego Władysława Grabskiego jest dowodem, że ze wsią można było utrzymywać kontakty partnerskie, a nie paternalistyczne. W takich warunkach strony mogą sobie ufać, natomiast jeśli się notorycznie zawodzi, trudno, żeby rolnicy byli otwarci i z nadzieją przyjmowali zmiany. M.in. z tego powodu tak długo zabiegamy o powstanie grup producenckich czy rozwoju spółdzielczości na wsi, która przecież ma bronić rolników przed pośrednikami, zmniejszając koszty produkcji.

- O spółdzielczości mówiono przez cały okres międzywojenny, ale niewiele z tego wynikło. Na dodatek po wojnie utożsamiono ją z przymusową kolektywizacją.

- Otóż to, a odbudowa właściwego znaczenia spółdzielczości, jaka istniała w okresie międzywojennym, trwa lata. To samo dotyczy więzi społecznych: łatwo je zniszczyć, ale odtworzenie wymaga czasu i treningu. Jeśli go zabraknie, tracimy pewne umiejętności społeczne, np. radzenia sobie w strukturach samorządowych. Może dlatego podczas kampanii przed referendum, która zamieniła się w kampanię agitacyjną, potraktowano rolników jako osoby niezbyt rozgarnięte umysłowo i chciwe. Zamiast tłumaczyć, na czym polega Wspólna Polityka Rolna w UE i po co są dopłaty, czy zabiegać o poparcie, ograniczono się do powiedzenia: “Zagłosujcie na »tak« i dostaniecie pieniądze". Nie chciano rolników przestraszyć, ale przecież, żeby móc korzystać z unijnych możliwości finansowego wsparcia, rolnik musi wiedzieć, na czym polegają instrumenty wsparcia i jakie są ich funkcje. To jest w tym momencie nasz problem: co zrobić, żeby rolnicy otrzymanych dotacji nie potraktowali jako wsparcia socjalnego, tylko podstawę do inwestycji. Żeby nie “trzymali" ziemi dlatego, że jest to gwarancja otrzymywania pieniędzy.

- A jeśli dotacje przeznaczą np. na kształcenie dzieci?

- Najważniejsze, żeby skorzystali z nich w sposób racjonalny, a akurat ten cel jest nad wyraz ważny i chyba można go potraktować jako inwestycję. Ze spisu rolnego z 2002 r. wynika, że na wsi żyje 17 proc. młodzieży w wieku 13 lat i starszej, kontynuującej naukę (w mieście jest jej niecałe 2 proc. więcej). Aspiracje edukacyjne są ogromne, jednak w trybie dziennym uczy się tylko 6,8 proc. studentów ze wsi, z miasta 11 proc. Nie jest bez znaczenia, że ci młodzi ludzie studiują przede wszystkim zaocznie i raczej kierunki niekonkurencyjne, na które np. nie ma egzaminów wstępnych. Ale wieś się kształci, intensywniej niż w poprzednich latach i za cenę wielu wyrzeczeń.

To ważne także z innego powodu. Do 2002 r. ze wsi do miasta przeniosło się około 7 mln osób. Jak jednak pisał socjolog, prof. Jan Szczepański, przez wiele lat po wojnie taki awans społeczny spotykał ludzi za zasługi, czyli - poparcie nowego ustroju. Za wykształcenie - później. A obecni studenci często wcale nie myślą o oderwaniu się od wsi i rolniczych kłopotów. Chcą tam zostać, ale prowadzić inne życie niż rodzice. Zresztą właściciele gospodarstw towarowych, produkujący na sprzedaż, uważają, że gospodarstw powinno być mniej i mają być większe. Dla młodych nie będzie więc miejsca w produkcji rolniczej, zwłaszcza tradycyjnej.

- Nie każdy dyplom ma tę samą wartość i nie wszyscy po studiach znajdą pracę. Jaka nowa jakość może powstać w ludziach o ogromnych aspiracjach, z ograniczonymi możliwościami ich realizacji?

- Pesymiści uważają, że staną się zaczynem rewolty. Optymiści mają nadzieję, że ta grupa zdynamizuje organizację wsi. Tam istnieje szereg nisz - miejsc na stworzenie miejsc pracy, ale dla ludzi przedsiębiorczych. Jeżeli znajdą się tacy, jest szansa, że rolnicy przestaną narzekać na oszukujące ich instytucje skupowe i zaczną się organizować, potrzeba jednak liderów. To mogą być drożdże, na których urośnie wiejska inteligencja, na wsi dostrzegająca miejsce do życia.

  • Wiejski kapitał kulturowy

- Na początku lat 90. własność wielkich gospodarstw rolnych znowu stała się prywatna. Czy dziedziców sprzed reformy zastąpili właściciele wywodzący się z klasy dawnych dyrektorów PGR-u?

- Niektórzy nawet próbują żyć tak jak ziemianie: restaurują dwory, urządzają polowania, ale to na razie przede wszystkim snobizm. Z drugiej strony - są naszymi żywicielami. Dawni dyrektorzy PGR-ów byli niechętni podziałom i oddawaniu czy sprzedawaniu ziemi chłopom przez Agencję Własności Rolnej Skarbu Państwa. Mimo że niektóre gospodarstwa były trudnymi do zarządzania kolosami, rozłóg ziemi, struktura produkcji czy budynki były dostosowane do obszaru. Szkoda było rozdrabniać ziemię, ale z drugiej strony w wielu regionach rolnicy mniejszych gospodarstw stracili szansę ich powiększenia.

Ponad 10 lat temu prowadziłam badania w PGR-ze na Mazurach: szukałam pierwszych efektów transformacji. Akurat w tym czasie pracownicy po raz pierwszy musieli coś wybrać: albo 3-miesięczną odprawę - co było nęcące w sytuacji pełnych półek po kryzysie lat 80. - i odejść na bezpieczną wówczas “kuroniówkę", albo wpłacić udział i dalej pracować. Symboliczna, ale jednak współwłasność (kwoty udziałów były minimalne w porównaniu z wartością majątku), błyskawicznie ich zmieniła, np. zaczęli pilnować dawnych kolegów, obecnie pracowników najemnych, i wspólnej własności. Zaś pierwsi bezrobotni nawet mieli pomysły, ale brakowało im odwagi i kompetencji - skutki znamy.

Kadra dyrektorska w większości przypadków odnalazła się natomiast nieźle. Możemy ich uznać za kapitał kulturowy...

- A może oni tylko znaleźli się we właściwym czasie na właściwym miejscu?

- To też, ale mieli przygotowanie: wykształcenie, umiejętności zarządcze i koneksje - więzi koleżeńskie z dawnych czasów. No i pieniądze. Z reguły najpierw wydzierżawiali te kilkaset hektarów; teraz są już właścicielami części, bo skupili udziały tam, gdzie powstały spółki pracownicze. De facto prowadzą przedsiębiorstwa, dostosowując się do wymagań rynku.

Broniłabym określenia “kapitał kulturowy". Gdy po studiach przez rok pracowałam w PGR-ze, słyszałam opowieści, że po wojnie dyrektorami gospodarstw zostawali krawcy, szewcy, fryzjerzy - obsadzano stanowiska za zasługi, a nie wiedzę. Byłam zastępcą dyrektora, który był podoficerem z armii kościuszkowskiej i podejrzewam, że nie umiał pisać. Chodził w szynelu i “zarządzał"... Tymczasem od lat 60. dyrektorami zaczęli zostawać absolwenci uczelni rolniczych, PGR-y zaś stawały się jakimś wzorcem.

- PGR wzorcem?!

- Ależ nie do naśladowania wprost, raczej budzenia aspiracji, np. modernizacyjnych. Jak kiedyś dwór. Poza tym, nie wszędzie PGR-y były przykładami niegospodarności i bałaganu. W Wielkopolsce nieźle prosperowały, a kadra nie ukrywała pretensji o ich rozwiązanie. Co nie zmienia faktu, że kolosalne zadłużenie gospodarstw państwowych spłaciliśmy dopiero w 2002 r.

- Czy odtwarza się podział na gospodarzy i pracowników folwarcznych?

- Ludzie pamiętają, kto jest gospodarzem z dawnych lat, a kto ma ziemię z nadania. W latach 60. przeprowadzono badania, z których wynikało, że przy zawieraniu małżeństw brano pod uwagę, czy kandydat pochodzi z rodziny gospodarskiej “od zawsze" czy “od reformy". Nie dziwmy się. Pamięć społeczna jest długotrwała, np. na Podlasiu ludzie pamiętają, kto z nich pochodzi ze szlachty przyzagrodowej, choć cała społeczność od wieków pracuje jak chłopi! Wyróżniało ich jednak poczucie dumy i honoru, obyczaj oraz świadomość, że ta ziemia należy do ich rodziny, np. od XVI wieku.

Na Ziemiach Odzyskanych robotnikami w PGR-ze była właśnie dawna służba folwarczna, która w nim szukała patrona. Byli mało zaradni, na dodatek gospodarze ze wsi, w której był PGR, raczej utrzymywali stosunki towarzyskie z jej kadrą, z robotnikami - rzadko. Nie uważali ich za równych sobie.

  • Kres kultury chłopskiej

- Cały ten "bagaż historyczny" polski rolnik wnosi do UE. Raczej nie ułatwi mu to życia w jej strukturach.

- Poradzą sobie. Zapominamy, że oni nie czekają na decyzje “góry" - tego też ich nauczyła historia. Może to naiwne, ale wiele zależy nie tyle od warunków finansowych, ile “siły ducha ludzkiego" - kapitału kulturowego. Jeśli kategoria gospodarstw średnich, między 20 a 200 hektarów, zwiększyła się przez ostatnie sześć lat o 33 proc., to znaczy, że zmiany idą we właściwym kierunku. Według ekonomistów ponad 300 tys. gospodarstw należy do osób z umiejętnościami zarządczymi. Wzrost eksportu i podwyżka cen (co się dzieje z polską wołowiną czy produktami mleczarskimi), nie tylko korzystnie odbije się na ich kieszeniach, także obudzi lub wzmocni ducha przedsiębiorczości.

Niedawno pracowałam przy badaniach nad poglądami Polaków o rolnictwie (próba ogólnopolska). W polskiej świadomości społecznej dominuje pogląd, że rolnik jest notorycznie krzywdzony, tymczasem mamy wspaniałe gleby i świetnie wyposażone gospodarstwa; 76 proc. badanych uważa, że rolnictwo może być kołem zamachowym rozwoju gospodarki. Choć 68 proc. respondentów akceptuje mechanizmy wolnorynkowe, 91 proc. oczekuje finansowej pomocy dla rolnictwa. Zapytaliśmy też o udział obcej żywności w rynku. Na ogół 10 proc. odpowiadało poprawnie, że do 20 proc. produktów jest z zagranicy. Są jednak i tacy, którzy sądzą, że połowa pochodzi z importu. Ludziom wydaje się, że skoro nie ma barier, sprowadza się do nas dotowaną żywność i krzywdzi nasze rolnictwo, więc trzeba je chronić.

Jak widać, Polak ma wielkie serce dla rolnictwa, ale niewiele o nim wie; często ogranicza się do stereotypów i mitów. Niewykluczone, że część Polaków powiedziała w referendum “tak" przede wszystkim w nadziei, że UE pomoże rolnikom.

- Wiesław Myśliwski w eseju "Kres kultury chłopskiej" napisał, że chłopi nigdy nie byli w Polsce zbyt poważnie traktowani: albo z litością, albo pogardą, albo egzaltowanie. Nie byli zaś partnerami, których kultura jest czymś wartościowym i niepowtarzalnym. Może dlatego tyle jest stereotypów na ich temat?

- To byli nasi Murzyni, ale obecnie stereotyp chłopa jest raczej pozytywny (tylko 17 proc. uważa inaczej). Zastanawiająca jest jednak tego przyczyna: wieś jest dobrze widziana, zwłaszcza ostatnio, bo jest biedna, tymczasem Polacy nie przepadają za bogatymi.

Dr BARBARA PEREPECZKO była długoletnim pracownikiem dydaktycznym Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego. Obecnie jest adiunktem w Zakładzie Socjologii i Antropologii Kultury Wsi w Instytucie Rozwoju Wsi i Rolnictwa PAN.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 44/2004