Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Zlecone przez IPN badania szczątków premiera rządu polskiego na wychodźstwie potwierdziły, że zginął on podczas katastrofy lotniczej 4 lipca 1943 r. w Giblartarze. Nie został więc zastrzelony, otruty czy uduszony, co przez lata sugerowali niektórzy kombatanci, historycy, dziennikarze i rozmaici zwolennicy teorii spiskowych. Warto więc było naruszać wieczny spokój Generała? Warto.
Wbrew bowiem temu, co twierdzą pewni swoich racji badacze, o przyczynach śmierci Naczelnego Wodza nie wiemy "prawie wszystkiego". Nie znamy też wszystkich dokumentów. A sytuacja taka (w połączeniu z wieloletnim "zaciemnianiem" sprawy przez komunistów) zazwyczaj sprzyja rodzeniu się różnych, bardziej lub mniej prawdopodobnych teorii, które "podkręcone" przez media zaczynają żyć własnym życiem. I chcemy czy nie chcemy - jedynym sposobem ich racjonalnej weryfikacji staje się przeprowadzenie badań, w tym poprzez sekcję zwłok.
Do tej argumentacji należy jeszcze dorzucić oczekiwania tzw. opinii publicznej (co pokazywały badania) oraz poparcie dla przeprowadzenia ekshumacji udzielone przez prezydenta, premiera, metropolitę krakowskiego i rodzinę Sikorskiego. W tym kontekście takie działanie IPN było jego powinnością, a nie urządzonym na potrzeby PR show.
Choć show nie uniknięto. A urządzamy je my: dziennikarze, wydawcy, historycy i politycy - zarówno ci, którzy sprawę Generała "podkręcają", jak i ci, którzy tych "podkręcających" deprecjonują. Widać, żyjemy w czasach, w których zamiast przyglądać się, jak prawdy dociekają historycy, wolimi okładać się gazetami.